Gruzini w Osetii Południowej. Co się z nimi stało po tym, jak Rosja wygrała wojnę w 2008 roku?

Strona główna » Historia najnowsza » Gruzini w Osetii Południowej. Co się z nimi stało po tym, jak Rosja wygrała wojnę w 2008 roku?

Wojna gruzińsko-rosyjska z 2008 roku pozostawiła po sobie wiele niezagojonych ran i jeden przemilczany problem. Na terytorium samozwańczych republik wspieranych przez Rosję pozostali Gruzini. Ich los był nie do pozazdroszczenia, o czym pisze reporter wojenny Andrzej Meller.

Umówiłem się z Anną, dziennikarką telewizji Alania, pod pomnikiem Stalina, który ominęły ładunki bomb kulkowych spadających na centrum Gori. Plac zajmowały teraz TIR-y z pomocą humanitarną z Włoch oraz wozy strażackie.


Reklama


Miasto pełne było uchodźców z Osetii i ze wsi przylegających do granicy osetyjsko-gruzińskiej. W Tbilisi ludzie coraz częściej przebąkiwali, że można, a nawet trzeba usunąć ten pomnik.

– Długo tak będzie stać? – spytałem Annę, rodowitą mieszkankę Gori. Oczywiście się oburzyła.

– To symbol naszego miasta – odparła bez zrozumienia dla moich wątpliwości. – On będzie tu stać zawsze.

Osetia Południowa. Mapa według stanu sprzed wojny (fot. Aotearoa, lic. CC BY-SA 3.0)
Osetia Południowa. Mapa według stanu sprzed wojny (fot. Aotearoa, lic. CC BY-SA 3.0)

Uchodźcy

Parę przecznic od pomnika Stalina, pod średniowieczną cerkwią na wzgórzu, rozpościerał się obóz uchodźców. Do namiotów, w których rozdawano pomoc i udzielano opieki medycznej, ustawiały się kolejki, głównie matek z dziećmi. Mężczyźni palili papierosy, kucając bądź siedząc na starych sprężynowych łóżkach bez materacy.

Choć wojna dawno się skończyła, do obozu cały czas przybywali nowi uchodźcy, bo Osetyjczycy nie przestali grabić, palić i terroryzować gruzińskich mieszkańców swojego quasi-państwa oraz pogranicznych wsi – tych leżących już na terenie „Gruzji właściwej”, to znaczy w rosyjskiej „strefie bezpieczeństwa”.


Reklama


Ci drudzy wrócą do swoich ograbionych wsi, gdy wreszcie odejdą Rosjanie – po ostatniej wizycie w Moskwie zirytowanego Nicolasa Sarkozy’ego zapowiedzieli, że uczynią to do połowy października. Ci pierwsi już nie wrócą, Osetyjczycy na to nie pozwolą. Po czystkach i wypędzeniach liczbę mieszkańców Osetii Południowej trzeba będzie zmniejszyć w encyklopediach prawie o połowę – tę gruzińską.

Nie było po co zostawać

Na przykład we wsi Disewi, gdzie mieszkało kiedyś 150 rodzin, ocalało jedynie osiem domów, reszta spłonęła. W Nuli i Awnewi po ucieczce Gruzinów Osetyjczycy mieli przekopać buldożerami miejscowe cmentarze, tak aby nawet po przodkach Gruzinów, którzy kiedyś byli w Osetii (a także w Abchazji) etniczną większością, nie został dziś choćby ślad.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Do domu sześćdziesięciodwuletniego Tardżeta Turaszwilego szabrownicy zawitali 12 sierpnia rano. Do jego wsi Tirdznisi najpierw przyszli Rosjanie, a potem Osetyjczycy. Turaszwili opowiada, że spalili 16 domów i ukradli wszystko, co zdołali wywieźć.

Mówi, że swój dom budował sam, przez całe życie, a i tak po upadku ZSRR brakło pieniędzy, więc nigdy go nie ukończył. Ale cieszy się, że dom stoi. I ma nadzieję, że do niego wróci, w końcu Tirdznisi leży tuż za granicą Osetii, już w „Gruzji właściwej”.

Ten tekst stanowi fragment książki Artura Mellera pt. "Miraż. Trzy lata w Azji" (Wydawnictwo Bellona 20200.
Ten tekst stanowi fragment książki Andrzeja Mellera pt. „Miraż. Trzy lata w Azji” (Wydawnictwo Bellona 20200.

Jego sąsiad Dżemali Rtweladze miał mniej szczęścia. Gdy przyszli Osetyjczycy, uciekł z żoną i czwórką dzieci do lasu. Przez krzaki patrzył, jak wynoszą z domu telewizor, meble, jak wyprowadzają dziewięć krów i byka. I jak potem, nie spiesząc się, podkładają ogień. Nie mieli po co zostawać, lasami doszli do Gori.

– „Misza” obiecał pomoc, schronienie – powiedział mi Dżemali. – Tam nie mamy już czego szukać. […]


Reklama


Tymczasem żołnierze rosyjscy zostali w Osetii i Abchazji. Także w wąwozie Kodori (wschodnia Abchazja) i w regionie Ahalgori – zamieszkanej tylko przez Gruzinów enklawie, która leży w granicach Osetii, ale zawsze była pod kontrolą Tbilisi.

Nigdzie się nie wybierają

Teraz Osetyjczycy instalują tam własną administrację. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow powiedział, że żołnierze rosyjscy nie opuszczą Ahalgori, choć dotąd wszyscy uważali ten region za część Gruzji.

<strong>Przeczytaj też:</strong> „Bolszewicki cyborg, któremu wystarczyło wskazać cel i ofiarę”. Kogo werbowano do elity pograniczników w Polsce Ludowej?

– Cóż, będę mieć daczę w Rosji – powiedział znajomy z Tbilisi, którego rodzina od 40 lat jeździła właśnie do Ahalgori na weekendy.

Ale ci, którzy stracili tylko daczę, mogą uważać się za szczęśliwych. Pozostali zaczęli wracać, zanim jeszcze odeszli Rosjanie po dwóch miesiącach błąkania się po obozach namiotowych i szkołach zamienionych w schroniska dla uchodźców. Wracali do wsi położonych za Karaleti – nazwę tę do niedawna świat słyszał co chwilę, ponieważ stał tu najdalszy rosyjski posterunek.

Wypalony przez gruziński nalot budynek mieszkalny w mieście Cchinwali, stolicy nieuznawanej Osetii Południowej (fot. OSinform, lic. CC BY-SA 3.0)
Wypalony przez gruziński nalot budynek mieszkalny w mieście Cchinwali, stolicy nieuznawanej Osetii Południowej (fot. OSinform, lic. CC BY-SA 3.0)

Niektórzy mężczyźni wrócili wcześniej, by zebrać z pól fasolę. Kobiety wolały trzymać się z dala od osetyjskich szabrowników i pijanych Rosjan, którzy wieczorami wałęsali się po wioskach w poszukiwaniu uciech. W Ahalgori, gdzie po wsiach zostało wielu Gruzinów, kobiety co noc chowały się w lasach. […]

Przez okno wrzucili „limonkę”

Pod Ergneti większość domów była zrujnowana lub spalona. Nie natknąłem się na ludzi. Ruszyłem dalej, do wsi Megretisi – pieszo, potem autostopem. Kierowca wyrzucił mnie na środku wsi, do której nie dotarła żadna pomoc. Nie dotarli też dziennikarze.


Reklama


Dopiero dzień wcześniej przyjechali gruzińscy saperzy. Teraz detonowali rosyjskie niewybuchy i miny. Z 320 rodzin, które żyły tu przed wojną, wróciła dopiero część. Otoczyli mnie mężczyźni. Każdy chciał pokazać swój zrujnowany dom.

Geno zabrał mnie do krewnej. Jedenastego sierpnia, w nocy, bomba spadła na obejście stuczteroletniej Niny Kachiaszwili. Poparzyło jej nogi, ale miała szczęście – sąsiedzi wynieśli ją z płonącego domu. Zostały ściany i leżąca pośrodku obejścia wanna. I jeszcze rozerwany piecyk.

Zniszczony gruziński czołg T-72 z czasów wojny gruzińsko-rosyjskiej w 2008 roku (fot. OSinform, lic. CCA SA 3.0)
Zniszczony gruziński czołg T-72 z czasów wojny gruzińsko-rosyjskiej w 2008 roku (fot. OSinform, lic. CCA SA 3.0)

Głowę kładli na pieniek

Obok Niny mieszkała osiemdziesięciosześcioletnia Olga Kasradze. Osetyjka, która wyszła za Gruzina. W sierpniu dostała odłamkiem bomby kasetowej w brzuch. Następnego dnia rosyjscy lekarze przeprowadzili operację, która uratowała jej życie, po czym odwieźli do domu.

– A pół godziny później wpadli do niej Osetyjczycy. Krzyczeli, że jest „kurwą, która rodziła gruzińskie świnie”. Porąbali Olgę siekierą, a ciało wrzucili do strumienia – opowiadał siedemdziesięciosześcioletni Dmitrij Szerazadyszwili. Pobity, gdy doszedł do siebie, wziął łopatę i pochował babcię Olgę na tyłach jej domu.


Reklama


– Rosyjski lekarz, który przyjechał następnego dnia opatrzyć jej rany, rozpłakał się. W ogóle gdyby nie Rosjanie, którzy zaczęli straszyć Osetyjczyków, że będą ich rozstrzeliwać za bandytyzm, nikt by tu żywy nie został – mówił Dmitrij. – Zresztą i tak młodzi, na których najbardziej polowali Osetyjczycy, uciekli – dodał, gdy staliśmy przy grobie babci Olgi.

– Zostaliśmy tylko my, starzy. Mnie się upiekło, dom stoi. Wrzucili mi tylko „limonkę” (granat) przez okno, która wybuchła i rozniosła salon. I oczywiście ukradli wszystko, co mogli.

Uchodźcy z Osetii Południowej w obozie dla uchodźców w Alagirze, Osetia Płn., Rosja (for. domena publiczna)
Uchodźcy z Osetii Południowej w obozie dla uchodźców w Alagirze, Osetia Płn., Rosja, 2008 rok (for. domena publiczna)

Rosjanie uratowali też życie Żużanie Goszadze. Gdy Osetyjczycy przyszli po motocykl, stara Żużana zaczęła krzyczeć, że to gruzińska ziemia i własność. To ich wyprowadziło z równowagi. Już kładli jej głowę na pieńku, wyzywając od „kurew Saakaszwilego”, gdy podjechał rosyjski wóz pancerny.

– Uratowali mnie, ale motocykla te osetyjskie dzikusy i tak by nie ukradli, bo mąż wykręcił akumulator. Musieliby go pchać do Cchinwali – śmieje się Żużana.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Nieludzko znęcał się nad więźniami ubeckich obozów. Dlaczego nigdy nie poniósł konsekwencji?

Jej sąsiad, Atar, pięć lat żył w Rosji, w Rostowie. Przywiózł stamtąd żonę Olgę. Teraz Olga bała się wracać po wojnie do Megretisi. Pytała Atara: „Jak będą na mnie patrzeć sąsiedzi? Przecież jestem Rosjanką”.

– Zawsze broniłam Rosjan, gdy kłóciliśmy się z sąsiadami o politykę – mówi dziś Olga. – Ale ten obraz mi się zawalił. Rozumiem, w czasie wojny bombarduje się wojsko. Ale żeby gospodarstwa traktować bombami kasetowymi?


Reklama


Małżeństwo mieszka w ostatniej chacie, na skraju wsi. Jak inni, boją się: że Osetyjczycy będą wracać, że będą ostrzeliwać ich wieś (noc wcześniej słychać było strzały). W końcu nienawidzą Megretisi od lat – w czasie wojny w latach dziewięćdziesiątych był tu sztab pierwszego prezydenta Gruzji Zwiada Gamsachurdii.

A jeśli nie nadejdzie pomoc, wraz z zimą przyjdzie głód – nie mają już bydła, owoce pokradzione. Na razie z obozu przywieźli po worku mąki, z której wychodzi kiepski czarniawy chleb, rozpadający się w rękach.

Przeczytaj też o jednej z największych katastrof naturalnych ostatnich dekad. Jak wspominają ją ci, którzy przeżyli?

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Andrzeja Mellera pt. Miraż. Trzy lata w Azji (Wydawnictwo Bellona 2020). Możecie ją kupić na stronach wydawcy.

Polecamy

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

13 komentarzy

 

Skomentuj SemperFi Anuluj

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.