Ofiary obozu w Bełżcu

Polscy chłopi tłumaczą, dlaczego szukali złota na miejscu obozu zagłady w Bełżcu

Strona główna » II wojna światowa » Polscy chłopi tłumaczą, dlaczego szukali złota na miejscu obozu zagłady w Bełżcu

Uczestnicy procederu różnią się w opiniach. Ich dzieci, znające prawdę o wydarzeniach, podobnie nie mają wspólnego zdania. Jedni mówią o biedzie, pchającej do szczególnych kroków. Nieliczni – o grzechu. Tylko w jednej sprawie wszyscy są zgodni. Na miejscu byłego obozu zagłady w Bełżcu miejscowa ludność na masową skalę poszukiwała złota.

Niemiecki obóz zagłady w Bełżcu, położony niespełna 10 kilometrów od Tomaszowa Lubelskiego, funkcjonował tylko przez kilkanaście miesięcy: od marca 1942 do czerwca 1943 roku. W tym krótkim czasie zamordowano w nim co najmniej 434 tysiące osób. Likwidacja nastąpiła głównie z uwagi na brak miejsca na nowe masowe groby.


Mieszkańcy okolicznych wsi niechętnie opowiadają o tym, co działo się później. W wyniku wieloletniej, żmudnej pracy do wielu z nich udało się jednak dotrzeć reporterowi i historykowi Pawłowi P. Reszce. W nowej książce pt. Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota zebrał ich szczere relacje.

Te bezpośrednie opowieści uczestników zdarzeń rzucają światło na proceder jednocześnie szeroko zakrojony i niemal powszechnie akceptowany. Miał on początek natychmiast po tym, jak teren obozu został opuszczony przez okupanta.

Grupa esesmanów przed budynkiem komendantury w obozie w Bełżcu.

„Jak wiatr był, to z domu nie można było wyjść”

 „Do kąpieli ich brali i gazowali” – opowiada o zagładzie Żydów w Bełżcu jeden z rozmówców Pawła Reszki, Edmund W. z Brzezin (imiona i inicjały większości bohaterów książki zostały zmienione).

Wszystko musieli zostawić (…). A potem ich zakopywali. To z opowiadania wiem. Ale dużo ich było i Niemcy zaczęli wykopywać te ciała nafermentowane i palić. Smród taki, że na kilka kilometrów czuć było. A jak wiatr był, to z domu nie można było wyjść.

A  potem maszynowo kopali doły i te kości, ten czarny żużel zasypywali. I tam my chodzili po wojnie.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Piekło dla Polaków. Polscy więźniowie i ofiary obozu w Auschwitz

„Chodził, kto tylko mógł. I dzieci, i  stare”

Mężczyzna relacjonuje, że na miejsce obozu „zawsze się kupą chodziło”. Jednocześnie kopało nawet kilkadziesiąt osób.

Takie spółki tworzyliśmy. Trzech, czterech. Ja chodziłem z braćmi tej ciotki żony. Kupą, bo dół przecież trza było łopatami wykopać. (…) A  chodził, kto tylko mógł. I dzieci, i  stare (śmiech). Było może z pięćdziesiąt ludzi na polu. I od nas, i z sąsiednich wsi.


Ja żem tam był codziennie. Nie pamiętam, ile razy, dużo. Bo zaraz, jak tylko ten obóz otwarli, jak tylko Niemce poszły, to w tych śmietnikach, co tam zostały, było kopami polskich pieniędzy. (…) I dużo ludzie znaleźli.

A potem to chodzili i grzebali po całym placu. Nawet płytko i już coś wychodziło. (…)

Artykuł powstał w oparciu o książkę Pawła P. Reszki pod tytułem Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota (Agora 2019).
Artykuł powstał w oparciu o książkę Pawła P. Reszki pod tytułem Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota (Wydawnictwo Agora 2019).

„Żydzi chowali, gdzie tylko mogli”

Edmund W. wspomina, że w pojedynkę wygrzebał „ze trzy rublówki złote”. Twierdzi jednak, że w spółce „było lepiej”. Bo najcenniejsze skarby znajdywano głęboko.

„Żużel”, a więc „spalone kości” leżały dwa, nawet trzy metry pod ziemią. „Szufelką się go wyciągało i przebierało. Żydzi byli bogate” ­- podkreśla mężczyzna na kartach książki Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota.

Koronki się znajdowało w tym żużlu. Luzem wszystko. A i całe podniebienie ze złota się trafiło. I podniebienie, i uzębienie. Takie protezy. Ludzie z całej Europy byli tu przywożeni. Włosów było dużo. Nieraz takie długie, kobiece. Mówili, że i w nich coś można było znaleźć.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Była w obozie koncentracyjnym i chciała odezwać się do chłopca. Trudno wyrazić słowami, co zrobili jej strażnicy

Żydzi chowali, gdzie tylko mogli. Ale ja włosów nie przeglądałem. Jakoś to nieprzyjemnie tak. Kiedyś dwóch takich od nas przyszło do mnie rano i wołali, żeby iść na Kozielsko. Nie poszedłem. A im się poszczęściło. Znaleźli taki pas, na przepuklinę czy na coś, a w nim dolarów pełno.

„No pewnie, że śmierdziało”

Władysław P. z Chlewisk (ok. 4 kilometry od obozu), osiemdziesięciopięciolatek, wciąż jest przekonany, że Żydzi wywożeni do Bełżca „wszystko mieli”.

Nie każdy cenny przedmiot Niemcy zdołali im odebrać. Dlatego też masowe groby przeszukiwano tak, jakby stanowiły złoża kopalni odkrywkowej.

Młyn do mielenia kości w obozie janowskim. Takich samych Niemcy używali w Bełżcu (domena publiczna).
Młyn do mielenia kości w obozie janowskim. Takich samych Niemcy używali w Bełżcu.

Istniał nawet dopracowany system, gwarantujący duży „urobek” i zabezpieczający członków „spółki” przez osuwaniem się ziemi:

Ludzie robili dół, promień jakieś sześć, osiem metrów. Żeby się nie uwalało. Potem tak zwany stół, taką półkę, wyrównywali i niżej schodzili, tam przygotowywali drugi stół. I tak to szło na dwa stoły. Jeden wyrzucał żużel z dołu na pierwszy stół, tam inni przegrzebywali, potem wyżej, na drugi. Spółka.

Ten żużel to miał tak z pięćdziesiąt, siedemdziesiąt centymetrów grubości. No pewnie, że śmierdziało. Ale jak sam żużel był, to nie.


Władysław P. pamięta, że na potrzeby wykopalisk miał „specjalne portki i koszulę”. Musiał je wieszać w stajni, a nie wnosić do domu.

Jeśli chodzi o potężne doły, jego zdaniem nikt ich nie zasypywał. Same się z czasem zawalały.

„24 karaty to najlepsze”

Władysław P. opowiada, że na Kozielsku (używana przez miejscowych nazwa wzgórza, gdzie powstał obóz) znajdowano dolary, ruble. On sam trafił na zegarek. „Taki mały, kieszonkowy, tylko że nie chodził. Koperta była złota, ósemka. Znaczy niższa klasa, dwadzieścia cztery karaty to najlepsze”.

Deportacja Żydów z rzeszowskiego getta do obozu w Bełżcu.
Deportacja Żydów z rzeszowskiego getta do obozu w Bełżcu.

Marian Ś., także z Chlewisk, wspomina, że kopano nie tylko w popiołach. Poszukiwania trwały również w miejscach gdzie spoczywały całe zwłoki. Wykopaliska przy nich zyskały sobie miano „rąbanki”.

Włosy, ręce, palce, całe głowy. Smród niesamowity, ino na teren się weszło. Widziałem wykopany dół, wyciągali trupa, jeszcze żywe ciało. Jeden ręką za włosy trzymał i rydlem, znaczy szpadlem, walił w szyję, żeby głowę obciąć, bo jeszcze się trzymała korpusu. To właśnie była rąbanka. Bo rąbali.

Potem szczękę wyłamał i do kieszeni. Po ząbku przecież nie wyjmował.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Potem szczękę wyłamał i do kieszeni. Po ząbku przecież nie wyjmował.

„A jedna kobieta nawet znalazła dolary u Żydówki między tymi no, między nogami” – mówi z kolei Edmund W. z Brzezin. I przyznaje, że było to źródłem pewnej wesołości:

To ta ciotka żony, co z jej braćmi byłem w spółce. Opowiadała o tym później. Widzi, że jakaś gumka wystaje. Patrzy, a tam pieniądze. Wiadomo, że się cieszyła. I śmieli się ludzie, że w pizdce dolary były.

„To by i tak przepadło”

Autor książki Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota zebrał podobnych relacji znacznie więcej. Oparł się też na dokumentach i literaturze naukowej.

Deportacja zamojskich Żydów do obozu zagłady w Bełżcu.
Deportacja zamojskich Żydów do obozu zagłady w Bełżcu.

Swoich rozmówców zawsze pytał o ocenę z perspektywy czasu. Rozmawiał o tym nie tylko z dawnymi uczestnikami „wykopalisk”, ale też ich krewnymi i potomkami.

Edmund W. mówi z przekonaniem: „To kopanie, to i tak nie pomogło ani nie zaszkodziło temu umarłemu. Nic złego nikt nie robił. To, com znalazł, to by i tak przepadło”.

Szeroko wypowiada się też jego córka. Z poszukiwań na terenie obozu nikt w rodzinie nie robił bowiem tajemnicy:

O tym Kozielsku to rodzice całe życie opowiadają. A ja to nieraz mówię do taty: trzeba było zostawić coś dla nas i podzielić, a nie że wszystko sprzedał, przepił, tak jak to młode chłopaki (śmiech).


„Po wojnie trochę bieda”

W jej relacji przewija się motyw częsty na kartach Płuczek. Rozmówcy Pawła Reszki podkreślają, że czyny odpowiadały realiom. I że do działania ludzi popychał niedostatek.

Takie czasy były, mi się wydaje. Po wojnie trochę bieda. To, że tam złoto znajdowali, to nic takiego, ale dewastacja zwłok jednak nie była w porządku. Mam troje dzieci, syn jest duchownym, wnuczka już studiuje w Warszawie.

Artykuł powstał w oparciu o książkę Pawła P. Reszki pod tytułem Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota (Agora 2019).
Artykuł powstał w oparciu o książkę Pawła P. Reszki pod tytułem Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota (Wydawnictwo Agora 2019).

Czy potępiają? Raczej tak ze zrozumieniem podchodzą. Wiadomo, jakie czasy były. A mama to nieraz opowiadała, jak ją kiedyś gonili, kiedy coś znalazła. Taka wrogość była, tak jak i teraz. Ludzie zazdroszczą sobie.

Dlaczego mamę gonili? Ktoś, kto kopał w dole, wyrzucił ziemię do góry i to coś upadło obok mamy. Mama to porwała i uciekła. A pan by nie wziął?

Chodziło podobno o „jakieś zęby”. Choć po tylu latach Edmund W. nie jest tego zupełnie pewien.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

„Cały czas się głodnym chodziło”

Tadeusz S. z Chlewisk podkreśla, że to „bieda wydobywała z ludzi taką okrutność”. Ale dodaje też: „Może trochę i te Niemce. Bo to się tak przenosi”.

Gdy Paweł Reszka dopytuje go o wojenne realia, mężczyzna płacze. Opowiada z wyraźnym trudem:

Tu była najbiedniejsza wieś. Jak powstała granica, ruskie wzięli ludzi i wysiedlili. Nas to akurat pod Lwów, szybko wróciliśmy, ale dom już był w ruinie.

Potem Niemce wszystko zabierali. Sąsiadka kiedyś przyniosła mi taki kawałek chleba. To ja wszystko od razu zjadł. I małom nie umarł, taki byłem chory. Zaparło się to we mnie (płacz).

Fragment bocznicy kolejowej, którą Niemcy dowozili Żydów do obozu zagłady w Bełżcu (Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 pl).
Fragment bocznicy kolejowej, którą Niemcy dowozili Żydów do obozu zagłady w Bełżcu (Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 pl).

Podobnie wygląda relacja Władysława P. Mężczyzna mówi o zrujnowanym na skutek wojny domu, o tym że podczas wojny Niemcy wszystko konfiskowali. Pamięta ugory, w jakie zamieniły się pola.

„Wojna się skończyła, [a] dalej [była] bieda” – zaznacza. – „Konia nie było, na odrobek się szło. Jeden dzień pracy koniem to trzeba było trzy dni u gospodarza odpracowywać”.

„Jezus kochany, cały czas się głodnym chodziło” – dodaje z naciskiem. I twierdzi, że jeśli nikt z głodu nie umarł to tylko dzięki wzajemnemu, sąsiedzkiemu wsparciu.


„A co będę wciąż gadał księdzu?”

Marian A. z Chlewisk też mówi, że pełno ludzi „leciało” na miejsce obozu. I zaraz zwięźle dopowiada: „U nas taka biedusia”.

Jemu nawet zdarzyło się raz wyspowiadać z wizyty w Bełżcu. Więcej już o tym przy konfesjonale nie mówił. „A co będę wciąż gadał księdzu, jak on i tak wiedział wszystko?” – stwierdził.

Czy poczucie winy mieli inni – trudno powiedzieć. Podobno niektórzy uważali, że pieniądze zdobyte na Kozielsku były „niedorobne”. Jako że pochodziły z ludzkiej krzywdy, to nie dało się na nich dorobić.

Na kartach książki Płuczki. Poszukiwanie żydowskiego złota przewijają się jednak też tacy, którzy utrzymują, że księża nie komentowali masowych wizyt na miejscu obozu, nie przestrzegali przed nimi.

Mauzoleum upamiętniające setki tysięcy Żydów zamordowanych przez Niemców w Bełżcu.
Mauzoleum upamiętniające setki tysięcy Żydów zamordowanych przez Niemców w Bełżcu.

Tej sprawy nie można rozstrzygnąć w oparciu o dokumenty. Paweł Reszka ustalił, że kronika parafialna z okresu powojennego, w której mogłyby znaleźć się informacje o procederze rozkopywania grobów i o reakcjach na działania chłopów, nie przetrwała do naszych czasów.

„Nigdy nie miał pan wyrzutów sumienia?” – dopytuje autor jednego z kopaczy. „No raczej nie. Dużo ludzi kopało. To z biedy, panie”.

Źródło:

Artykuł powstał w oparciu o książkę Pawła P. Reszki pod tytułem Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota, którą ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora.

Kliknij i sprawdź

Ilustracja tytułowa: Żydzi z obozu zagłady w Bełżcu czekający na egzekucję.

Autor
Kamil Janicki
5 komentarzy

 

Skomentuj Maniek Anuluj

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.