Polski Żyd tłumaczy, dlaczego cieszył się z wkroczenia Armii Czerwonej. Warto poznać jego słowa

Strona główna » II wojna światowa » Polski Żyd tłumaczy, dlaczego cieszył się z wkroczenia Armii Czerwonej. Warto poznać jego słowa

Armia Czerwona niosła ze sobą „wyzwolenie”, które niewiele miało wspólnego z wolnością. W 1944 roku jeden bezwzględny okupant został wyparty przez drugiego, patrzącego na Polaków z podobną pogardą. Ale Jerzemu Dyninowi, młodemu polskiemu Żydowi, pierwsze napotkane jednostki sowieckie wydawały się wręcz darem niebios. I miał naprawdę dobre powody, by tak je postrzegać.

Wczesną wiosną 1944 roku Jerzy Dynin, jego matka i młodsza siostrzyczka ukrywali się przed Niemcami w lasach na Podlasiu, w okolicy wsi Sokolany. (O tym, jak przetrwali wcześniejsze lata wojennej zawieruchy, udając rodzinę polskich arystokratów, pisałam dokładnie w TYM artykule).


Reklama


Nadchodzących żołnierzy Armii Czerwonej jako pierwszy zauważył sam Jerzy. Jak opowiada w książce Aryjskie papiery, zaskoczyli go podczas zbierania malin:

„Podajdzicie tut, podajdzicie bliże” (podejdźcie tutaj, podejdźcie bliżej), rozległo się nagle. Odwróciłem się w kierunku, skąd dochodził głos. Było tam dwóch żołnierzy – jeden na koniu, drugi z rowerem.

W pierwszym momencie myślałem sobie, że może to są własowcy [żołnierze rosyjscy z oddziału kolaborującego z Niemcami – przyp. red.], i chwilkę wahałem się, co robić, ale ucieczka byłaby i tak bezsensowna – byli uzbrojeni. Byłoby to zbyt piękne, aby to byli Sowieci, pomyślałem sobie. Podszedłem do nich bliżej. Widziałem u nich pagony – epolety.

Żołnierze Armii Czerwonej wkraczający do Biełgorodu (fot. Mil.ru/CC BY 4.0).

„Dziękowaliśmy im za OSWOBODZENIE”

Dynin zauważył czerwoną gwiazdę na czapce jednego z napotkanych krasnoarmiejców. To upewniło go, że rzeczywiście spotkał oddział sowiecki. Jego reakcja była wręcz entuzjastyczna.

Poprosił żołnierzy, by poczekali, i popędził do starego składu drzewa, który służył jego rodzinie za schronienie. Chciał jak najszybciej zanieść bliskim dobrą nowinę.


Reklama


 „Oswobodzili nas!”, wrzasnąłem. „Oswobodzili, chodźcie prędzej. Tu są”. Pędem doleciałem z powrotem do NICH. Zacząłem ich ściskać i dotykać, aby się przekonać, czy naprawdę są realni.

Mama i siostrzyczka się śmiały. Mama miała łzy w oczach. Dziękowaliśmy im za OSWOBODZENIE. Rosjanie prosili nas, aby o nich nie zapomnieć. Dali nam swój adres poczty polowej. Nazwiska ich były: ŻDANOW I MADZIANOW. Tych żołnierzy nigdy nie zapomnę.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Ilu polskich Żydów rzeczywiście przetrwało holocaust?

Dynin opisywał później, że spotkanie z Sowietami dla niego oznaczało „zupełne ocalenie”. „Odżyła w nas chęć korzystania ze swobody” – relacjonował. „Byliśmy wolni, więc mogliśmy jechać, gdzie chcemy. To było wspaniałe”.

Wielkie oczekiwania

Choć wielu Polaków z niepokojem patrzyło na wkroczenie Armii Czerwonej, rodzina Dyninów nie myślała na razie o konsekwencjach. Dla nich najważniejsze było to, że nareszcie, po latach tułaczki i ukrywania się, przestali być w bezpośrednim niebezpieczeństwie.

Artykuł powstał w oparciu o książkę Jerzego Dynina Aryjskie papiery (Prószyński i S-ka 2019). Ksiażkę w atrakcyjnej cenie znajdziecie na stronie Empiku.

W Horodyszczu, gdzie spędzili połowę wojny, podając się za hrabiowską rodzinę Duninów, śmierć groziła im na każdym kroku. Musieli bezczynnie przyglądać się, jak lokalna społeczność żydowska jest eksterminowana. Gdyby ich prawdziwa tożsamość została ujawniona, ich także czekałby podobny los.

Szczególnie zagrożony był Jerzy, który – przez to, że był obrzezany – nosił ciągle ze sobą, jak mówił, „dowód rzeczowy” wskazujący na jego pochodzenie. Wystarczyłoby jedno badanie lekarskie czy wizyta w publicznej łaźni, by ściągnąć wyrok na całą rodzinę.


Reklama


Trudno się dziwić, że wszystko, co mogło położyć kres życiu w atmosferze ciągłego strachu i podejrzeń, Dyninowie przyjmowali z ogromną ulgą i radością. W tych okolicznościach o trwodze, związanej z obecnością obcych wojsk na terenie Polski, łatwo było zapomnieć.

Nie miało znaczenia nawet to, że wcześniej Jerzy podchodził do Sowietów z wyraźną rezerwą. „Nieprzychylnie patrzyłem na dobry stosunek niektórych Żydów do Armii Czerwonej” – pisał o swoim nastawieniu w 1939 roku.

Jerzy Dynin widział w Armii Czerwonej przede wszystkim ocalenie przed niebezpieczeństwem Zagłady (fot. RIA Novosti archive / Ozersky / CC-BY-SA 3.0).

„Sądziliśmy, że staniemy się obiektem hołdu”

Teraz Dyninowie liczyli nie tylko na to, że ich wojenna katorga wreszcie się skończyła, ale także, że „wyzwolona” Polska zapewni im lepszy los. Jak pisał Jerzy w Aryjskich papierach:

Pragnęliśmy, aby cierpienia, przez które przeszliśmy, dały nam w przyszłości lżejsze życie. Sądziliśmy, że jako Żydzi będziemy unikalni i staniemy się obiektem hołdu. Życie się do nas uśmiechało.


Reklama


Rzeczywistość szybko zrewidowała szumne oczekiwania. Już po powrocie rodziny do Wilna strach – tym razem przed NKWD – wrócił. Ale i tak nie był to strach taki, jak wcześniej – przed natychmiastową śmiercią, spowodowaną jedynie ujawnieniem faktu, że są Żydami.

Pełną historię Jerzego Dynina i jego rodziny poznasz sięgając po książkę Aryjskie papiery  – niezwykłą relację z czasów wojny.

Polecamy

Bibliografia:

Ilustracja tytułowa: żołnierze Armii Czerwonej (domena publiczna).

Autor
Anna Winkler
6 komentarzy

 

Skomentuj WOJAK Anuluj

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.