Żołnierz GROM podczas operacji w Lizbonie.

"To był istny cyrk". Jak GROM wyruszał na pierwszą operację zagraniczną?

Strona główna » Historia najnowsza » "To był istny cyrk". Jak GROM wyruszał na pierwszą operację zagraniczną?

Dla naszych komandosów to była pierwsza okazja, żeby sprawdzić się poza granicami Polski. Zanim jednak wyruszyli w drogę, musieli uczynić zadość polskim wojskowym tradycjom. Efekt? „Zabawa w kotka i myszkę” – tak przynajmniej ocenia to jeden z uczestników.

W 1994 roku GROM nie był jeszcze znaną na całym świecie jednostką. Nawet w Polsce świadomość, że mamy własną elitarną grupę komandosów była niewielka. O jej istnieniu wiedział jednak prezydent USA Bill Clinton – część szkolenia polskich żołnierzy odbyła się bowiem w Ameryce, przy współudziale ich kolegów z Delta Force.


Reklama


Kiedy więc przywódca Stanów Zjednoczonych zaapelował do Lecha Wałęsy o wsparcie przygotowywanej za zgodą ONZ interwencji w Republice Haiti, miał najprawdopodobniej na myśli właśnie gromowców.

O tym, że to oddział komandosów, a nie regularne wojsko, zostanie przerzucony na wyspę Morza Karaibskiego, zdecydowała ich większa elastyczność. Minister obrony narodowej, Piotr Kołodziejczyk, na wyszykowanie swoich ludzi potrzebował „dwóch, trzech miesięcy”. Minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski, któremu podlegał GROM – jednej godziny.

Jednym z niewielu ludzi wiedzących w 1994 o istnieniu GROM-u był Bill Clinton (domena publiczna).
Jednym z niewielu ludzi wiedzących w 1994 roku o istnieniu GROM-u był amerykański prezydent Bill Clinton (domena publiczna).

To nic, że jednostka była tajna…

Przygotowanie polskiej specjednostki do wyjazdu okazało się jednak trudniejsze, niż myślano. Najpierw trzeba było formalnie przenieść ją z MSW do MON, żeby w ogóle umożliwić jej udział w zagranicznej misji. Następnie komandosi dowiedzieli się, że czeka ich tradycyjna dla polskiego wojska ceremonia pożegnania żołnierzy na lotnisku.

Andrzej Kruczyński „Wodzu”, działający w GROM-ie od jego powstania, określa sytuację jako absurd i dodaje, że tego typu uroczystość to w innych siłach specjalnych rzecz niespotykana. Jak opowiada:

To nic, że jednostka była tajna. Żołnierzom kazano defilować (do czego nie byliśmy nigdy szkoleni), jednak w czapkach z daszkiem i w okularach oraz w sporej odległości od dziennikarzy. Następnie wsiedliśmy do wojskowego samolotu.

Z tych ciemnych okularów, które miały zapewnić członkom GROM-u anonimowość, drwiła później bezlitośnie „Polska Zbrojna”. Komandosów porównano na jej łamach do „operetkowej gwardii z republiki bananowej”.

Kruczyński też zresztą nie wspomina dobrze tych pechowych akcesoriów. Zwłaszcza, że logistyk, odpowiedzialny za ich kupienie, zdecydowanie się nie popisał. Komandos opowiada:

Jak się okazało, kupiono okulary, ale takie z białymi oprawkami. [Dowódca oddziału, Sławomir – przyp. A.W.] Petelicki był wkurwiony do białości. Padła więc komenda, żeby białe oprawki zamalować na czarno. Co wszyscy zrobiliśmy czarnymi markerami, lepiej lub gorzej.

Artykuł został oparty między innymi na książce Andrzeja Kruczyńskiego „72 godziny” (Bellona 2019).
Artykuł został oparty między innymi na książce Andrzeja Kruczyńskiego „72 godziny”.

Zabawa w kotka i myszkę

Cała „defilada”, jak podkreśla „Wodzu”, była poza tym zwykłym przedstawieniem. Kiedy tylko zniknęli dziennikarze, gromowcy… wysiedli bowiem z samolotów, które rzekomo zabierały ich na Haiti.

„Markowaliśmy oficjalne pożegnanie, trenowaliśmy kretyńskie przemarsze, grała orkiestra wojskowa” – przyznaje Kruczyński. I porównuje całą operację „wymarsz” do zabawy w kotka i myszkę. „To był istny cyrk” – mówi po latach – „Petelicki kipiał ze złości, a to wszystko relacjonowała na żywo telewizja oraz stacje radiowe”.

Tak naprawdę komandosi odlecieli dopiero dzień później, już na własnych warunkach, czyli w cywilu, próbując wtopić się w tłum podróżnych. A w prowadzeniu operacji na miejscu na szczęście żadne tradycje i względy propagandowe im już nie przeszkodziły.


Reklama


Bibliografia:

  1. Andrzej Kruczyński, 72 godziny, Bellona 2019.
  2. Marek Wąs, Walki na Haiti pozostają tajne, Wyborcza.pl 2.09.2015.
Autor
Anna Winkler
5 komentarzy

 

Skomentuj jp Anuluj

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.