Warunki mieszkaniowe w Łodzi w 1950 roku. 70% ludzi nie miało bieżącej wody, 90% nawet łazienki

Strona główna » Historia najnowsza » Warunki mieszkaniowe w Łodzi w 1950 roku. 70% ludzi nie miało bieżącej wody, 90% nawet łazienki

Warunki wołały o pomstę do nieba. W połowie XX wieku w metropolii zamieszkanej przez przeszło 600 000 osób powszechna była ciasnota, wilgoć i brud. Bieżąca woda stanowiła luksus. A władze wprost zachęcały do… stawiana szałasów z trzciny.

„Mój przyjaciel mieszkający w Łodzi ma tak niski pokój, że może w nim jeść tylko placki” – ten żart, który pojawił się na łamach „Dziennika Łódzkiego”, części czytelników gazety wydał się może zabawny. Dla innych był jedynie boleśnie prawdziwy.


Reklama


Po wojnie stan mieszkalnictwa w mieście nad Łódką – tym, które aspirowało przecież przez chwilę nawet do miana kolejnej stolicy Polski! – był opłakany. Nie dość, że po zburzeniu łódzkiego getta zasoby lokalowe zmalały o 25%, to jeszcze przez kolejne cztery lata niemal nie oddano do użytku żadnych nowych mieszkań. A te, które istniały, wołały o pomstę do nieba.

Małe, zawilgocone, i bez łazienki

Przede wszystkim łódzkie lokale w większości były bardzo małe. „Co drugie mieszkanie w mieście nad Łódką było jednoizbowe, gdy w kraju takie było tylko co piąte” – podkreśla w książce Stalinowska codzienność. Łódź w latach 1949-1956 Grzegorz Mnich. I dodaje, że ich standard także pozostawiał wiele do życzenia:

O jakości łódzkich lokali świadczą wypowiedzi samych włókniarzy, zebrane w ankietach w 1955 r. przez Instytut Budownictwa Mieszkaniowego: „wilgoć, grzyb, ściany mokre, rynny popsute i woda leje się po ścianach”, „leje się woda, gdy pada deszcz”, „dziury w ścianach na wylot, małe, wilgoć, schody prowizoryczne”, „w kuchni zarwał się sufit, a w pokoju grozi też niebezpieczeństwo, straszna wilgoć i grzyb w całym mieszkaniu”.

O podobnych mieszkaniach w pierwszej dekadzie powojennej większość łodzian mogła tylko pomarzyć (fot. materiały prasowe).

W mieszkaniach brakowało podstawowych udogodnień. W roku zakończenia wojny tylko 4% mieszkań miało dostęp do bieżącej wody. Do kanalizacji – mniej niż jedna trzecia. Dodajmy, że liczby te wzrastały bardzo wolno.

Jeszcze w 1950 r. tylko co dziesiąty łodzianin miał w domu łazienkę, a co trzeci mógł korzystać z bieżącej wody” – opowiada Mnich. Pięć lat później co szósty łodzianin nadal musiał czerpać wodę nawet nie z pobliskiej studni, ale z dowożących ją beczkowozów.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Tortury dla nieletnich, sędziowie, którzy nie skończyli podstawówki. Jeden z najgorszych stalinowskich sądów w Polsce

Najsłabiej wyposażone były lokale robotnicze. W 1955 roku aż 50% pracowników ZPB imienia Stalina przyznało w ankiecie, że „chcąc skorzystać z ustępu, musi schodzić z górnych kondygnacji na podwórze”.

Najbardziej przeludnione miasto w kraju

Co gorsza, z biegiem czasu kolejne kamienice, które nie nadawały się już do zamieszkiwania, trzeba było rozbierać. W efekcie przeludnienie, z którym w całym kraju udawało się stopniowo wygrywać, w Łodzi doskwierało coraz bardziej. Jak w książce Stalinowska codzienność. Łódź w latach 1949-1956 tłumaczy Grzegorz Mnich:

W latach 1945–1955 w Łodzi ubyło więcej izb, niż zdołano wybudować nowych. Wyburzono wówczas 20 tys. izb nie nadających się już do użytku, oddano zaś zaledwie 18 tys.


Reklama


Co więcej, w latach 1950–1955 liczba ludności Łodzi wzrosła o 50 tys., a tymczasem kolejne tysiące mieszkań przeznaczano do rozbiórki.

Skutek był łatwy do przewidzenia. W 1955 roku na jedną izbę wciąż średnio przypadały dwie osoby. W tym czasie w Warszawie czy Katowicach współczynnik ten wynosił 1,6 osoby.

Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Grzegorza Mnicha Stalinowska codzienność. Łódź w latach 1949-1956 (Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2019).

Wrażenie zatłoczenia potęgował jeszcze specyficzny „środek zaradczy”, zadekretowany przez zdesperowane władze. Tak zwana akcja „zagęszczania wolnych metraży” zakładała obowiązkowe dokwaterowania do względnie „pustych” lokali. W niektórych mieszkaniach nagle pojawiały się całe obce rodziny.

Normy, które przyjmowano dla mieszkań były rekordowo niskie. W 1951 roku wyliczono, że na osobę pracującą, studenta, inwalidę wojennego czy dziecko chodzące do przedszkola powinno przypadać jedynie 10 metrów kwadratowych. Niepracujący współmałżonek mógł liczyć na marne 8 metrów kwadratowych.


Reklama


„Sklepy mieszkalne”…

Mimo, że sytuacja była tragiczna, władze wciąż bagatelizowały problem. W pierwszych powojennych latach koncentrowały się głównie na remontach fabryk i uruchomieniu produkcji przemysłowej.

Kiedy wreszcie ruszono z programem budowy mieszkań, jego tempo – mimo szumnych zapowiedzi – okazało się wyjątkowo ślamazarne. Jak podaje Grzegorz Mnich, w 1949 roku do użytku oddano tylko 80 izb. Rok później 1500 – zamiast zapowiadanych (i potrzebnych) kilkudziesięciu tysięcy.  

W pierwszych powojennych latach koncentrowały się głównie na remontach fabryk i uruchomieniu produkcji przemysłowej. Na zdjęciu tkalnia w Łodzi, lata 50 (fot. materiały prasowe).

W międzyczasie oferowano łodzianom cały szereg mniej lub bardziej udanych substytutów mieszkań. Na osiedla zamieniono podłódzkie letniska. Władze wpadły też na pomysł, by kwaterować ludzi… w lokalach usługowych. Jak w książce Stalinowska codzienność. Łódź w latach 1949-1956 opowiada Grzegorz Mnich:

Jednym z rozwiązań lansowanych już od końca 1948 r. była zamiana sklepów na lokale mieszkalne. I choć placówek handlowych w rzeczywistości było za mało, kierowana przez partię prasa próbowała wmówić łodzianom, że sklepy są mniej potrzebne niż izby mieszkalne (…). Wiele rodzin faktycznie znalazło schronienie w przystosowanych do zamieszkania sklepach.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Czy Łódź po II wojnie światowej mogła zostać polską stolicą?

i chatki z trzciny

Ten pomysł na tle innych zakrawać może jednak na wprost genialny. Wystarczy porównać go z tym dziwactwem:

Wśród niezrealizowanych pomysłów mieszkaniowych jako ciekawostkę warto wymienić choćby domki dla robotników „z materiałów zastępczych”, produkowanych przez Zarząd Przemysłu Wikliniarsko-Trzciniarskiego.


Reklama


Wymyślono, że robotnicy zamieszkają we własnych chatkach z trzciny, tanich i prostych w montażu, na dodatek zaś trwałych, bo obliczonych na 50 lat użytkowania. Nie zastanawiano się, jak domki sprawdzą się zimą, być może dlatego, że pomysł narodził się wiosną i nie przetrwał nawet do lata.

Na szczęście także w Łodzi program budowy nowych mieszkań i modernizacji tych istniejących w końcu ruszył. Po pierwszej, dość kiepskiej powojennej dekadzie można było zauważyć znaczne przyspieszenie. Postęp, który odnotowano do roku 1970, był imponujący. Pod koniec tego okresu aż 71% łodzian miało dostęp do bieżącej wody, a 57% – także instalację gazową.

Przeczytaj też o tym, czy Łódź rzeczywiście mogła stać się polską stolicą po 1945 roku.

Polecamy

Bibliografia:

  1. Grzegorz Mnich, Stalinowska codzienność. Łódź w latach 1949-1956, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2019.
  2. Krzysztof Lesiakowski, Gomułkowska rzeczywistość. Łódź w latach 1956-1970, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2019.
  3. Witold Jarno, Gierkowska „prosperita”. Łódź w latach 1971-1980, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2019.

Ilustracja tytułowa: drewniane domy robotnicze na Widzewie w Łodzi (fot. Ignacy Płażewski, CC BY-SA 3.0).

Autor
Anna Winkler
7 komentarzy

 

Skomentuj Anonim Anuluj

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.