Oddział liczył tysiąc żołnierzy, ale sprawiał wrażenie nawet kilkanaście razy większego. Na jego sztuczki nabierali się zarówno wrogowie, jak i sojusznicy. A jego dokonania odtajniono dopiero u samego schyłku XX wieku.
Wbrew powszechnemu mniemaniu, przewaga sił desantowych aliantów we Francji latem 1944 roku wcale nie gwarantowała zwycięstwa. Przede wszystkim zaś nie gwarantowała, że uda się wygrać z Niemcami bez ponoszenia horrendalnych strat.
Reklama
Aby ograniczyć te ostatnie, już w marcu 1943 roku najważniejsze osoby w Ameryce (łącznie z prezydentem Rooseveltem oraz generałem Marshallem) podjęły decyzję o stworzeniu niewielkiego oddziału „dezinformacji taktycznej”.
23. Jednostka Specjalna
Na papierze brzmiało to bardzo dumnie, w rzeczywistości chodziło natomiast o… zbieraninę aktorów, artystów, projektantów mody i tym podobnych niebieskich ptaków, w większości nie nadających się do normalnej służby wojskowej.
Generalicji uwidziało się, że używając cyrkowych sztuczek ledwie tysiąc tego typu „żołnierzy” zdoła przechytrzyć Wehrmacht. Tak powstała 23. Jednostka Specjalna Kwatery Głównej.
Katastrofa goni katastrofę
Początki nie były łatwe. Nie dość, że nikt nie wiedział jak się zabrać za całą sprawę, to jeszcze jeden z dowódców oddziału… zaginął w drodze do Normandii. Wszyscy już myśleli, że utonął, a tymczasem jego łódź desantowa otrzymała błędne rozkazy, w efekcie czego przez cały tydzień stała na kotwicy u brzegów Isle of Wight.
Reklama
Później była pierwsza misja, zakończona… jednocześnie sukcesem i katastrofą.
Członkowie 23. Jednostki Specjalnej, zgodnie z otrzymanymi rozkazami, podjęli działania dezinformacyjne, które skłoniły Niemców do dodatkowego wzmocnienia określonego odcinku linii obronnej pod Brestem. O ich tajnych przedsięwzięciach nie poinformowano jednak alianckich dowódców w rejonie. W efekcie ci puścili żołnierzy do ataku dokładnie… na ten odcinek frontu, którego należało unikać.
Gumowe czołgi, megafony i wielkie siatki maskujące
Pomimo groteskowych początków 23. Jednostka Specjalna – ochrzczona mianem „Armii Duchów” – szybko zaczęła odnosić wymierne sukcesy. Do oszukiwania Niemców używała w większości prostych, ale piekielnie skutecznych metod:
Cel [żołnierze Armii Duchów] osiągali wykorzystując różne metody: dźwięki emitowane nocą przez megafony, do tysiąca napełnianych powietrzem, ale wyglądających realistycznie atrap pojazdów i samolotów, sztuczną artylerię i fałszywe rozbłyski artyleryjskie, nieprawdziwe i zwodzące wroga transmisje radiowe, pożyczone od innych oddziałów oznaczenia i emblematy na pojazdach oraz mundurach, odciski gąsienic czołgów pozostawiane na śniegu lub błocie, inscenizacje przemarszów piechoty z wykorzystaniem niewielkich grup ludzi chodzących w kółko, błędne informacje przekazywane belgijskim i francuskim szpiegom pracującym dla Niemców. (…)
Reklama
[Stosowano też] całą garść innych trików, by wymienić tylko wielkie siatki maskujące zakrywające dosłownie nic, ale budzące w umysłach Niemców przekonanie, że za kamuflażem kryją się tysiące czołgów.
Sflaczałe działa i czołgi porywane przez wiatr
Niemcy okazali się na tyle naiwni i pewni siebie, że natychmiast uwierzyli w to, iż Amerykanie nie potrafią szyfrować swojej komunikacji radiowej, albo używają kodów, które III Rzesza złamała jeszcze przed wojną.
Także gumowe atrapy zrobiły swoje, choć akurat te wykonano z dbałością o najdrobniejsze szczegóły.
Oczywiście zdarzały się problemy – np. jeśli lufa działa flaczała przy spadku ciśnienia, albo wielotonowy M-4 był znoszony przez porywisty wiatr…
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Kiedy guma nie wystarczała, nocą puszczano z wielkich głośników odgłosy poruszających się wozów pancernych. Raz nabrał się na to nawet dowódca amerykańskiego pododdziału, domagając się od 23. Jednostki Specjalnej wsparcia w walce („Poruczniku, gdzie są wasze czołgi?”).
Dwa zaskakujące rekordy
„Oddział aktorów” pobił kilka rekordów, w tym z pewnością na… najgorzej nazwaną operację specjalną w trakcie II wojny światowej. Jego pierwszej akcji, która miała się odbyć na terytorium Rzeszy nadano kryptonim… „Vaseline” (Wazelina). Ciekawe dlaczego?
Reklama
Inny rekord to niewątpliwie okres utajnienia formacji. Sekret zniesiono dopiero w 1996 roku, mimo że jej techniki na nic by się zdały w czasach satelitów, internetu i termicznego naprowadzania pocisków.
W efekcie dopiero wtedy wyszło na jaw, że broniący Brestu generał Herman B. von Ramcke miał w pewnym momencie naprzeciwko siebie zaledwie garstkę artystów z głośnikami, gumowymi atrapami i dużą ilością siatek maskujących…
Przeczytaj też o największym nazistowskim skarbie. Ile miliardów dolarów byłby wart dzisiaj?
Bibliografia
- Jack Kneece, Armia duchów. Tajny oddział armii amerykańskiej na frontach II wojny światowej, Poznań 2011.
1 komentarz