Pacjentom nie wkładano kaftanów bezpieczeństwa ani nie trzymano ich w ponurych izolatkach. Lekarze nie próbowali też poprawić im nastroju poprzez lobotomię. Nie w Polsce. U nas chorzy umysłowo mieli rozrywek pod dostatkiem. I często bawili się razem z… personelem medycznym.
Janina Sroka całe swoje życie spędziła w Kobierzynie. Pracowała tam już w latach 30. XX wieku, jako salowa i pomoc pielęgniarska. Pracowała nadal w latach 80. – w roli emerytowanej, ale niezmiennie związanej z placówką pielęgniarki.
Reklama
Dzięki jej unikalnym wspomnieniom można poznać prawdziwy obraz słynnego krakowskiego zakładu dla umysłowo chorych. Relacja Janiny Sroki ukazała się przed paroma laty na kartach książki Można oszaleć. Osobliwy świat szpitala psychiatrycznego.
„W soboty i niedziele popołudniami…”
Pielęgniarka szczerze opowiadała o tym, jak dawniej traktowano szczególnie znękanych i porywczych pacjentów. Zrelacjonowała też jednak codzienne życie szpitala. W tym również rozrywki, jakie zapewniano hospitalizowanym.
W soboty i niedziele popołudniami, pacjenci i służba szpitalna urządzali wspólne zabawy. Bo personel mieszkał przecież tu, w obiektach wzniesionych dla pracowników.
W budynku specjalnie przeznaczonym na teatr odbywały się występy zespołu teatralnego szpitala i prezentacje zaproszonym grup.
Reklama
„Pacjenci też potrafią się bawić”
Szpital miał własną orkiestrę, a właściwie – dwie orkiestry. Osobny zespół tworzyła kadra, osobny – uzdolnienie muzycznie pacjenci. Janina Sroka podkreślała, że „pacjenci też potrafią się bawić”. Dawali temu wyraz szczególnie podczas tanecznych wieczorów:
Największe powodzenie miała Frydzia, przebywała tu przez całe lata. Była Czeszką z pochodzenia, do końca kaleczyła mowę polską.
Ubierała się w krakowski strój, nakładała gorset, spódniczkę w kwiatki, fartuszek i korale, które kupiła jej służba zakładowa, i szła w tany z takim jak ona chorym, zezowatym chłopakiem.
Świetnie tańczyli, wszystkich bawili tym tańcem i śpiewem. Frydzia tryskała radością, śpiewała czeskie przyśpiewki. Chyba miała zmysł artystyczny, bo szyła w warsztacie piękne lalki.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Trzeba było pilnować, by nie przebrali miarki”
Pielęgniarka podkreślała, że podczas zabaw nikogo nie wykluczano. Nawet chorzy z zaburzeniami nastroju nagle „ożywiali się, tańczyli, zalecali do siebie”. To zaś wymagało od personelu wyjątkowej czujności:
Trzeba było ich pilnować, by nie przebrali miarki, bo przecież to byli mężczyźni i kobiety. Służba też się bawiła z pacjentami, ale równocześnie miała ich na oku.
Pacjentom dawano okazję, by sami wystąpili w przedstawieniach. Raz w roku wystawiano też jasełka, organizowane przy specjalnie przygotowanej szopce z figurkami wykonanymi z chleba.
Pacjenci dostawali drugorzędne role, Janina Sroka była jednak przekonana, że nawet taki udział w szpitalnych sztukach dawał im ogromną satysfakcję.
Reklama
„To była doskonała terapia” – podkreślała. – „Szkoda, że dzisiaj rzadziej się ją stosuje”.
Przeczytaj również o tym, jak traktowano pacjentów przedwojennych szpitalu psychiatrycznym? Autentyczne wyznania starej pielęgniarki
Bibliografia
- Krystyna Różnowska, Można oszaleć. Osobliwy świat szpitala psychiatrycznego, Wydawnictwo WAM, Kraków 2017.