Prowokacja gliwicka z wielu powodów okazała się wyjątkowo nieudana. Apel przebranych w polskie stroje napastników, którzy zajęli miejską radiostację, usłyszało ostatecznie niewiele osób, głównie okoliczni mieszkańcy. A jeszcze mniej uwierzyło w oficjalny przebieg wydarzeń.
Gliwiczan, którzy tuż przed godziną ósmą wieczorem 31 sierpnia 1939 roku włączyli radio i nastawili się na lokalną rozgłośnię, czekała nie lada niespodzianka.
Reklama
Atmosferę tego dnia oddał pisarz Horst Bienek w powieści „Pierwsza Polka”. Jeden z jego bohaterów, Leo Maria, opowiadał:
Więc musiało być z dziesięć przed ósmą, tak mniej więcej, naraz w radio coś trzasnęło, od razu usłyszałem, bo potem dźwięk zniknął, była prawdziwa przerwa i w tej ciszy słychać było wciąż trzaski. Naraz pojawił się jakiś głos mówiący po polsku, głośniej niż zwykle, jakby ktoś krzyczał w mikrofon…
Początek pamiętam dokładnie, bo przedtem była taka cisza, przez dłuższą chwilę, i wiesz, potem zwykle coś mówią, „Przepraszamy za zakłócenia” albo coś takiego, ale tu nic takiego nie nastąpiło, a potem było dość dziwnie słyszeć nagle te wzburzone głosy.
Nie ta radiostacja
Leo był jedną ze stosunkowo niewielu osób, które w ogóle usłyszały pełny apel, nadany w gliwickiej rozgłośni. Grupa funkcjonariuszy niemieckiej służby bezpieczeństwa pod dowództwem zaufanego człowieka Reinharda Heydricha – Alfreda Naujocksa – zajęła bowiem… nie ten budynek, co należało.
„Napastnicy nie wiedzieli, że w Gliwicach były dwie radiostacje, i zaatakowali tę, w której nie było… studia z mikrofonami” – wyjaśnia Andrzej Jarczewski, wieloletni pracownik muzeum mieszczącego się w Radiostacji Gliwickiej.
Reklama
Już tylko z tego względu plan Hitlera, by w przededniu wojny to Polskę przedstawić jako agresora, spalił na panewce. Po dłuższych problemach technicznych udało się nadać komunikat do szerszego grona odbiorców.
Użyto mikrofonu burzowego, ale w eter poleciało ledwie… dziewięć słów: „Uwaga, tu Gliwice! Radiostacja znajduje się w rękach polskich…”. Resztę zajścia słyszano wyłącznie w bezpośredniej okolicy.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Tajne przemówienia, których nigdy nie wygłoszono. Miały towarzyszyć największym katastrofom ludzkości„Resztę zajścia” – czyli właściwie co? Pewien mieszkaniec Gliwic, cytowany przez historyka Floriana Altenhönera w książce „Człowiek, który rozpętał II wojnę światową”, wspominał po upływie dwudziestu lat:
Zamieszki, przerwa w nadawaniu programu, zamieszanie, wygłaszane w formie przemowy polskie slogany, później znów zamieszanie, a krótko potem komunikat o tym, że Polacy napadli na radiostację i ją zajęli.
Na więcej informacji trzeba było jeszcze poczekać. Leo Maria, bohater Bienka, przez dłuższy czas szukał wyjaśnienia całej sytuacji, przestawiając się z rozgłośni na rozgłośnię. Bezskutecznie. Może dowiedziałby się więcej, gdyby posłuchał radia berlińskiego – wobec klapy gliwickiej prowokacji to ono przejęło pałeczkę i dwie godziny po incydencie podało „dokładny” opis zdarzenia. Oskarżając przy okazji Rzeczpospolitą o rozpoczęcie wojny.
„Podczas ataku działy się podejrzane rzeczy”
Słuchaczom, znajdującym się w okolicy radiostacji, oficjalna wersja od początku wydawała się jednak podejrzana. Cytowany przez Altenhönera gliwiczanin relacjonował:
Tego wszystkiego słuchało się jak słuchowiska dobranego niewłaściwie do trudnych czasów. Na początku niektórzy mieszkańcy Gliwic myśleli, że może to ktoś pijany pozwolił sobie na głupi żart.
Reklama
W całym mieście plotkowano też na temat upozorowanego ataku i zamordowanych w jego trakcie osób. Podejrzewano, że jedyna ofiara śmiertelna – zidentyfikowany dopiero w latach 60. Franciszek Honiok – mogła być więźniem obozu koncentracyjnego. Altenhöner opowiada, że zwłaszcza wśród bezpośrednio zaangażowanych w wydarzenia służb mundurowych utrzymywały się wątpliwości:
Funkcjonariusz, który aresztował Honioka, zapytany jeszcze w czasie wojny o swój udział, „nie wnikał w sprawę, tylko machnął ręką i nie chciał nic więcej wiedzieć o tym przekręcie”. Także maszynista usłyszał podczas rozmowy w kręgu kolegów, że atak został tylko sfingowany, a wszystkie osoby, które o to nagabywał, były niezwykle dyskretne. Jeden z przepytywanych gliwickich policjantów zeznał, że w mieście „właściwie nikt nie dawał wiary oficjalnej wersji, jakoby to polscy powstańcy napadli na radiostację”.
Reklama
To ostatnie stwierdzenie można uznać za nieco przesadzone. Wiele osób, przepytywanych później przez policję i historyków, przyznało, że uwierzyły w przedstawianą przez Niemcy wersję wydarzeń. Obok nich znaleźli się jednak równie liczni, którzy powtarzali sobie ostrożnie, „że podczas ataku działy się podejrzane rzeczy”. Swoje wątpliwości wyrażali też bohaterowie Bienka:
Ale jak oni przeszli? — Valeska zdobyła się na to, by otworzyć oczy i wyprostować się na krześle. Nie chciało jej się to pomieścić w głowie. Wszędzie, gdzie się tylko spojrzało, byli żołnierze, jak mogli mimo to wedrzeć się Polacy, by wysadzić radiostację w powietrze, a w każdym razie próbować, kto wie, czy nie gazownię i wodociągi, wszystko się przecież może zdarzyć.
Nie ci adresaci
Warto jednak pamiętać, że niewiarą gliwiczan we wrześniu mało kto się przejmował. To nie oni byli przecież adresatami nieudanego apelu. Celem Hitlera było przekonanie ogółu Niemców, że Polacy stanowią zagrożenie; i zapewnienie sobie odpowiedniej reakcji ze strony innych państw.
„Mussolini miał coś zrobić, Francja miała nic nie robić, Wehrmacht miał poczuć moralny komfort, Stalin miał podziwiać i zazdrościć, Ameryka i Anglia miała czym uspokoić sumienie, a cały świat powinien być zadowolony, że biją tego, kto na to zasłużył” – wyjaśnia Jarczewski.
To, co o pozorowanym ataku pomyślą Polacy, było dla Führera najmniej ważne. O to, że historycy szybko przejrzą nieudolną mistyfikację, też nie dbał – i może dobrze?
Reklama
Bibliografia
- Florian Altenhöner, Człowiek, który rozpętał II wojnę światową. Alfred Naujocks – fałszerz, morderca, terrorysta, Replika 2019.
- Horst Bienek, Pierwsza Polka, Wydawnictwo „Wokół nas” 2008.
- Andrzej Jarczewski, Czego nas uczy prowokacja gliwicka, SPChD.pl 04.2014.