Po klęsce insurekcji 1794 roku i przegranej bitwie pod Maciejowicami Tadeusz Kościuszko spędził trzy lata w rosyjskiej niewoli. Dla dumnego Polaka było to olbrzymim upokorzeniem. Do czego musiał się posunąć, aby on i jego żołnierze odzyskali wolność?
Naczelnika powstania pojmano 10 października 1794 roku, wtedy insurekcja była już skazana na klęskę. Aby ratować swój honor jako dowódcy, Kościuszko usiłował popełnić samobójstwo. Włożył pistolet do ust, ale broń z jakiegoś powodu nie wypaliła.
Reklama
Atak na bezbronnego jeńca
Pech chciał, że w tym samym momencie spłoszony koń wodza potknął się i jeździec spadł na ziemię. Wówczas do leżącego Kościuszki zaczęli zbliżać się Kozacy, którzy nie przypuszczali, że ten niepozornie wyglądający mężczyzna odziany w szarą czamarę jest naczelnikiem powstania.
Ale Rosjanie domyślili się, że mają przed sobą kogoś ważnego, bo nieznajomy miał złoty zegarek z łańcuszkiem, a na palcach kilka pierścieni. Wówczas do leżącego na ziemi Kościuszki podjechał kornet Fiodor Łysienko i zaczął ciąć bezbronnego jeńca pałaszem.
Powody tego bezmyślnego okrucieństwa są nieznane: czy była to chęć zemsty na Polakach za walkę z Rosjanami, czy poczucie władzy nad pojmanym? Kościuszko zalał się krwią i zemdlał (za ten wybryk dowództwo niezwłocznie ukarało Łysienkę). Świadkami tej sceny było kilku Polaków, którzy zaczęli krzyczeć, że to ich wódz.
Tożsamość Kościuszki potwierdził szef sztabu rosyjskiej armii hrabia Tołstoj, który podjechał do grupki stojącej nad ciałem Polaka (Rosjanin widywał Kościuszkę w Warszawie, podczas oblężenia polskiej stolicy).
„Tak się generała nie wiezie”
Rosyjscy żołnierze niezwłocznie obmyli twarz dostojnego jeńca i próbowali ustalić, czy jeszcze żyje. Jeden z szeregowych zaglądał pod powiekę, a drugi zaproponował, aby krzyknąć coś głośno do ucha i zobaczyć, czy jeniec zareaguje. Ale naczelnik ocknął się i wyszeptał: „Jam Kościuszko. Wody”, a potem stracił przytomność.
Rannego planowano zawieźć do zamku Zamoyskich w Maciejowicach. Miał go przetransportować wóz zaprzężony w parę wołów, ale ten środek lokomocji zbulwersował jednego z Kozaków: „Tak się generała, choć nieprzyjacielskiego, nie wiezie”. Koledzy zgodzili się z nim i zrobili nosze z powiązanych pasami pik, pokrywając je sianem i płaszczami.
Reklama
Na tych prowizorycznych noszach położono naczelnika i ostrożnie zaniesiono do zamku, w którym znajdowali się m.in. jego sekretarz i przyjaciel Julian Ursyn Niemcewicz oraz dowódca prawego skrzydła wojska polskiego generał Michał Ignacy Kamieński. Ogólna liczba jeńców wyniosła ponad 2000, w tym około 120 oficerów.
Zachowanie Rosjan wobec Polaków było „nienaganne”: wszyscy otrzymali jedzenie, picie, miejsca do spania i pomoc medyczną. W tym czasie lekarz oczyszczał i opatrywał rany nieprzytomnego Kościuszki. Po zbadaniu przywódcy medyk zawyrokował, że życiu dostojnego pacjenta, który miał płytką ranę głowy i lekki wstrząs mózgu, nie zagraża niebezpieczeństwo.
W drodze do Petersburga
Ranny ocknął się następnego dnia. Wówczas Kościuszkę odwiedził jeden z rosyjskich dowódców, generał Fessen, który wyznał, że nie odczuwa wrogości wobec Polaka, jednocześnie uważając go „za największego nieprzyjaciela carowej i całego rodzaju moskiewskiego”.
W niewoli nasi rodacy doświadczyli kolejnych upokorzeń. Zmuszono ich do udziału w „makabrycznym” obiedzie z okazji zwycięstwa Rosjan, podczas którego gospodarze pili zdrowie… swoich jeńców. Dwa dni później odbył się pochód wziętych do niewoli Polaków. Na jego czele szedł wsparty o żołnierza Tadeusz Kościuszko, który nie był w stanie chodzić z powodu poszarpanej nogi.
Reklama
13 października naczelnik oraz pozostali jeńcy wyruszyli z Maciejowic w głąb imperium. Obecność wodza w tym orszaku sprawiła, że podczas podróży Polakom zapewniono bardzo dobre warunki. Jednak Katarzyna II miała wobec Kościuszki osobny plan. Władczyni rozkazała przewieźć go do Petersburga „bez rozgłosu i pod innym nazwiskiem”.
Polski wódz jako „szlachcic Szymański” rozpoczął wędrówkę do stolicy imperium przez Kijów, Czernichów, Homel, Mohylew, Witebsk, Wielkie Łuki. Towarzyszyli mu sekretarz Julian Ursyn Niemcewicz i adiutant major Stanisław Fiszer zwany Fiszerkiem.
Kościuszko popada w depresję
10 grudnia 1794 roku w godzinach popołudniowych naczelnik przybył do Carskiego Sioła. Aby zachować jego przyjazd w tajemnicy, do Petersburga wyruszono dopiero w nocy.
W stolicy Rosji naczelnika umieszczono w Twierdzy Piotra i Pawła, ale nie w kazamatach, lecz w domku komendanta, generała Andrieja Czernyszewa. Wodzowi przygotowano wygodne pokoje. Za zezwoleniem Kata rzyny II usługiwało mu dwóch służących, którym Polak płacił z własnej kieszeni.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Dostojnemu jeńcowi nie wolno było nawiązać kontaktów ze światem zewnętrznym; aby otrzymać pióro i papier, musiał uzyskać zezwolenie prokuratora generalnego. Ale mimo dobrych warunków stan ducha Kościuszki się pogarszał, aby więc „[Polak] czego złego nie zrobił duszy swojej”, Rosjanie nie zostawiali go samego nawet na chwilę i nie dawali mu do ręki żadnych ostrych przedmiotów.
Pojawiły się obawy, że depresja może doprowadzić do śmierci naczelnika, z rozkazu Katarzyny II Kościuszkę przeniesiono więc do domku z ogrodem. Jeńca odwiedził też osobisty lekarz cesarzowej.
Reklama
W Pałacu Marmurowym
Latem 1795 roku Kościuszko został przeniesiony do Pałacu Marmurowego, który w 1797 roku zostanie petersburską siedzibą Stanisława Augusta Poniatowskiego. Tam naczelnik miał do dyspozycji piękny ogród, w którym spędzał większość czasu, leżąc na szezlongu, bo lewą nogę wciąż miał unieruchomioną wskutek upadku z konia pod Maciejowicami.
Po swojej nowej posiadłości poruszał się w fotelu na kółkach. Do dyspozycji miał powóz do przejażdżek po mieście. Gdy Kościuszko wyraził zainteresowanie tokarstwem, przydzielono mu mistrza, który uczył go tego fachu. Jednak mimo poprawy warunków bytowych stan psychiczny Polaka wciąż się pogarszał.
Jeden z rosyjskich lekarzy wodza pisał „Siły fizyczne i moralne tego poczciwego człowieka są prawie wyczerpane skutkiem długich cierpień […] tyle ucierpiał on na ciele i duszy, że organizm jego jest zrujnowany”.
Pogłoski o kiepskiej kondycji psychicznej Kościuszki dotarły do polskich kręgów emigracyjnych, których członkowie zaczęli snuć śmiały, lecz utopijny plan uwolnienia naczelnika, używając do tego celu łodzi podwodnej.
Reklama
Śmierć Katarzyny II
Los jeńca odmienił się dopiero po śmierci Katarzyny II 17 listopada 1796 roku, w chwili wstąpienia na tron jej syna Pawła I, który tak bardzo nie znosił swojej matki, że panowanie rozpoczął od uchylenia podjętych przez nią decyzji. Już następnego dnia po objęciu władzy nowy monarcha rozpytywał jednego z nadwornych lekarzy o stan zdrowia Kościuszki, a służącym polecił spełniać wszystkie życzenia Polaka.
Już 27 listopada Paweł I złożył wizytę w Pałacu Marmurowym. Od razu zadeklarował: „Przyszedłem, mój generale, wolność ci przywrócić!”. Kościuszko był wyraźnie wzruszony życzliwością monarchy, ale opanował emocje i po chwili mężczyźni rozpoczęli przyjazną rozmowę, najprawdopodobniej prowadzoną po francusku.
Paweł I przyznał: „Od zawsze współczułem pana losowi, ale za panowania mojej matki byłem bezsilny […]. Obecnie uznałem, że moim pierwszym obowiązkiem jest uwolnienie pana”.
Kościuszko z kolei mówił o tym, jak bardzo ubolewa nad losem swojej ojczyzny, jednocześnie obawiając się, że carowi nie spodoba się sposób, w jaki wyrażał się o Rosji i jej rządach. Ale cesarz uspokoił naczelnika: „Nie uraża mnie to bynajmniej, jeszcze tym więcej WPana szanuję”.
Reklama
Przysięga na wierność carowi
Po pierwszej carskiej wizycie przyszły kolejne. Kościuszkę zapraszano do monarszej siedziby, Pałacu Zimowego, gdzie Polak spędzał czas z rodziną Pawła I, który – na usilne prośby swojego gościa – zgodził się uwolnić polskich jeńców. Postawił jednak warunek: naczelnik musi złożyć przysięgę na wierność Rosji i zobowiązać się, że nie będzie prowadził działań wojennych przeciwko imperium.
Naczelnik zgodził się zaświadczyć swoją lojalność wobec rosyjskich władz, co uczynił w obecności księdza kanonika Michała Rostockiego, proboszcza parafii pw. św. Katarzyny w Petersburgu. Tekst przysięgi brzmiał następująco:
Ja, niżej podpisany, obiecuję i przysięgam przed wszechmogącym Bogiem na świętej jego Ewangelii, że powinienem i chcę być poddanym dobrym, wiernym i posłusznym Jego Imperatorskiemu Majestatowi Pawłowi Piotrowiczowi, memu prawdziwemu i prawemu Hosudarowi, Samowładcy całej Rosji i Najmilszemu Jego Synowi, Wielkiemu Księciu Aleksandrowi Pawłowiczowi, Imperatorstwa Prawemu Dziedzicowi.
Paweł I spełnił swoją obietnicę i uwolnił około 20 000 jeńców, jednocześnie oferując Kościuszce możliwość służby w Rosji i obdarowując go 12 000 rubli oraz 1000 dusz. Polak jednak nie przyjął prezentu, nie chciał pozostać w Rosji i pragnął zamieszkać w Stanach Zjednoczonych, na co cesarz wyraził zgodę.
Prezent na drogę od cara
18 grudnia 1796 roku, w przededniu wyjazdu, naczelnik po raz ostatni odwiedził Pawła I i jego rodzinę w Pałacu Zimowym. Ponieważ wciąż miał problemy z poruszaniem się, po carskiej siedzibie wożono go w fotelu poprzednio należącym do…. Katarzyny II. Wizyta miała charakter prywatny.
Cesarzowa Maria Fiodorowna, żona Pawła I, dała mu haftowany portfel z wekslem na 300 dukatów w środku oraz warsztat tokarski. W zamian monarchini poprosiła naczelnika, by podarował jej chłopską sukmanę, którą miał na sobie podczas powstania, i przysłał jej z USA okazy bardzo rzadkich roślin.
Kościuszko z kolei postanowił zrobić Marii Fiodorownie niespodziankę: w dniu jej koronacji 4 kwietnia 1797 roku obdarował ją własnoręcznie wykonaną tabakierką. Pożegnanie Polaka i Romanowów było ciepłe, władcy prosili, by od czasu do czasu pisał do nich.
Następnego dnia naczelnik oraz jego sekretarz Niemcewicz wyruszyli w drogę żegnani przez rodaków zgromadzonych przed Pałacem Marmurowym. Na prośbę Polaka eskortowali ich rosyjscy oficerowie, przy czym car postanowił, że będą to ci sami wojskowi, którzy towarzyszyli wodzowi w drodze spod Maciejowic.
Do rogatek miejskich Kościuszkę odprowadził cesarski adiutant, żegnając się z nim, naczelnik poprosił, aby podziękował Pawłowi I „za wszystkie dobrodziejstwa […] i wszystkie dowody szlachetności i łaski, którymi go obsypywał”. Następnie wódz, jego sekretarz i oficerowie udali się do Sztokholmu, a tam wsiedli na statek płynący do Wielkiej Brytanii, skąd w czerwcu 1797 roku wyruszyli do USA.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Violetty Wiernickiej pt. Polacy, którzy zadziwili Rosję. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Bellona.
Polecamy
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.