Kwitnąca wiśnia od stuleci stanowi symbol japońskiej kultury. Dla militarystycznego reżimu, który w latach 30. podjął walkę o podporządkowanie sobie Pacyfiku i Azji Wschodniej drzewo było jednak czymś więcej. Wyrażało wyższość, imperializm, dominację. Naoko Abe, autorka książki Anglik, który ocalił japońskie wiśnie, pisze wręcz, że „ideologia wiśni spowodowała śmierć milionów ludzi”.
Następstwa kultu cesarza i filozofii samopoświęcenia w okresie od lat trzydziestych do 1945 roku dosięgnęły wszystkich aspektów japońskiego życia.
Reklama
Nie ominęły też wiśni, które władze wojskowe zamierzały sadzić w całej Azji, aby umacniać w ten sposób łączność Japonii z okupowanymi państwami na kontynencie.
500 lat tradycji
W Kioto szesnasty z kolei Tōemon Sano, syn „strażnika wiśni” [i potomek rodziny, która od 500 lat dba o ogrody świątyni Ninnaji, stale nadając potomkom to samo imię] opowiedział mi zadziwiającą historię o planie z czasu wojny, który zakładał posadzenie w Chinach nie mniej niż miliona drzew.
Projekt ten nie był szerzej znany, do czasu gdy w 1970 roku piętnasty Tōemon Sano opublikował w języku japońskim swoje wspomnienia, a jego syn w rozmowie ze mną uzupełnił je o dalsze szczegóły.
Milion wiśni w Azji
Wszystko zaczęło się w latach trzydziestych, w okresie gdy Japonia powiększała swoje imperium w Chinach. Hrabia Kōzui Ōtani, ongiś wpływowy przywódca jednego z najważniejszych odłamów buddyzmu, zwrócił się wówczas do Sana ze śmiałą propozycją.
Reklama
Hrabia Ōtani, koneser drzew wiśniowych, który spędził kilkanaście lat w Londynie, poprosił o pomoc w posadzeniu w Kioto 100 000 wiśni w ramach pierwszego etapu ambitnej inicjatywy obsadzenia milionem drzew linii kolejowych w centralnej Azji. Jak wyjaśnił, wiśnie te zostaną posadzone w różnych miejscach Jedwabnego Szlaku, znanych mu z trzech ekspedycji archeologicznych, w których uczestniczył.
Pomysł ten wpisywał się w ekspansjonistyczne plany wojskowych władz Japonii, dążących do wybudowania kolei panazjatyckiej. Przewidywano wytyczenie kilku szlaków kolejowych, w tym jeden łączący Chiny z Turcją przez Afganistan, Iran i Irak.
Poparcie na szczytach
„Mój ojciec podszedł do tego bardzo poważnie” – mówił Sano. – „Zaczął przygotowywać różne odmiany wiśni, ponieważ kolej miała przebiegać przez różne obszary klimatyczne. Gromadził więc wiśnie kurylskie, pochodzące pierwotnie z wysp położonych na północny wschód od Hokkaido, do posadzenia na najchłodniejszych terenach oraz takie odmiany, jak Kanzan i Fugenzō, które mogłyby rosnąć w łagodniejszym klimacie”.
Wydaje się, że projekt „miliona wiśni” zyskał uznanie na najwyższym szczeblu japońskiego społeczeństwa. Szwagierka hrabiego Ōtaniego była żoną cesarza Taishō i matką cesarza Hirohito. Hrabia zaś pełnił funkcję opata Nishi Honganji, świątyni jednej z frakcji buddyjskiej tradycji Jōdo Shinshu (Czysta Kraina).
Reklama
Hrabia Ōtani i piętnasty Tōemon Sano byli zwolennikami panazjanizmu – idei, zgodnie z którą Azjaci powinni ze sobą współpracować, przeciwstawiając się zachodniemu imperializmowi. Filozofia ta została później zawłaszczona przez prawicowych polityków i przekształciła się w koncepcję Sfery Wspólnego Dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej. Podczas wojny hrabia Ōtani był doradcą rządowym.
„Ukojenie dusz japońskich żołnierzy”
W 1940 roku Sano – będący pod wrażeniem gigantycznego projektu „miliona wiśni” – zaczął kupować duże obszary gruntów w okręgu Funai w prefekturze Kioto, około 60 kilometrów na północny zachód od miasta. Teren był wystarczający, by zmieściła się na nim pierwsza partia 100 000 drzew wiśniowych, czyli 10 procent planowanej liczby. Na pierwszych 30 hektarach Sano zaczął uprawiać sadzonki.
Aby posunąć projekt naprzód, Sano, wówczas czterdziestojednoletni, przetransportował w marcu 1941 roku 2000 młodych drzew Yamazakura statkiem do Szanghaju.
Działali tam jako misjonarze mnisi szkoły Nishi Honganji kierowanej przez hrabiego Ōtaniego. Wraz z wyższymi oficerami japońskiej armii pomogli oni wybrać miejsca do sadzenia wiśni na terenach, gdzie toczyły się bitwy wojny chińsko–japońskiej w 1937 roku. Jak twierdził Sano, intencją hrabiego Ōtaniego było „ukojenie dusz japońskich żołnierzy, którzy polegli w boju” i „ustanowienie wiecznej przyjaźni między Japończykami a Chińczykami”.
„Kwiaty stały się luksusem”
Planowano co roku posadzić kilka tysięcy wiśniowych drzew w Nankinie, Suzhou, Hangzhou i innych chińskich miastach. Jednak w 1944 roku, kiedy losy wojny obróciły się przeciwko Japonii, „wielkie ambicje hrabiego Ōtaniego i moje starania rozwiały się jak sen” – pisał Sano. Gdy w Japonii zaczęło brakować żywności, projekt „miliona wiśni” został zarzucony i wreszcie zupełnie zapomniany.
„Pewnego dnia w 1944 roku zadzwoniła do mnie policja i nakazała, abym teren, na którym rosły wiśnie, zamienił w pole uprawne” – zapisał Sano w swoim dzienniku. „Kwiaty stały się luksusem. Każdego, kto zajmował się ozdobnymi wiśniami, uznawano za zdrajcę. Takie pomówienia dosięgnęły także mnie”.
Reklama
Sano zgodził się oddać 10 procent swoich gruntów pod uprawę roślin jadalnych. Musiał poświęcić całe 100 000 drzew znajdujących się w różnych fazach wzrostu. Trzy tysiące porozdawał chętnym, z czego 300 kwitnących wiśni podarował pobliskiemu Sanatorium Utano w Kioto, gdy udało mu się przekonać władze, że chorym na gruźlicę sprawi przyjemność widok kwiatów. Potem sam wyciął pozostałe 70 000 sadzonek z przeznaczeniem na opał.
„Nic więcej nie mogłem zrobić dla kraju”
„Przez kilka dni wyrąbywałem, wykopywałem i wyciągałem drzewa z ziemi” – wspominał Sano. – „Serce się krajało, ale uważałem to za swój obowiązek, bo nic więcej nie mogłem zrobić dla kraju”.
W swoim ogrodzie w Kioto zachował jednak siedemdziesiąt drzew wiśniowych, każde innej odmiany. Były to najrzadsze i najcenniejsze drzewa z jego kolekcji. Łamiąc odgórne wytyczne, Sano w tajemnicy ukrywał je przed wścibskimi spojrzeniami w odległym zakątku, gdzie jeszcze dziś jego syn pokazał mi z dumą niektóre ocalałe odmiany.
„Wierzyłem w zwycięstwo Japonii” – pisał Sano. – „Ale nawet gdybyśmy przegrali, Japonia nigdy by nie zginęła. Chciałem zachować te siedemdziesiąt odmian dla kraju, choćby ryzykując życiem”.
Reklama
Była wśród nich wiśnia Taihakuta, która wymarła w Japonii i którą Sano pieczołowicie odtworzył ze zrazów przysłanych dwanaście lat wcześniej przez Collingwooda Ingrama [bohatera książki Anglik, który ocalił japońskie wiśnie].
Jeśli chodzi o drzewa posadzone w Szanghaju, to szesnasty Sano słyszał później, że władze chińskie kazały je wykarczować jako niepożądane symbole japońskiego militaryzmu.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Naoko Abe pt. Anglik, który ocalił japońskie wiśnie. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w 2021 roku.
1 komentarz