„Któregoś też razu, gdy wychodziłam z kancelarii na korytarz, by zawołać oczekujących na swoją kolej więźniów, potknęłam się o leżącego przy drzwiach mężczyznę tak zbitego, że nie potrafiłabym go rozpoznać, gdybym go znała. Miał całą spuchniętą i obrzmiałą twarz, wyglądała jak napęczniała krwawa bułka z wąskimi szparkami oczu” – opowiadała po wojnie Janina Gruszka, o tym czego była świadkiem na Pawiaku.
Janina Gruszka od 1935 roku pracowała w ekspozyturze Komisji do Badań Biologiczno-Kryminalnych na oddziale kobiecym więzienia na Pawiaku. Po niemieckiej napaści na Polsce okupant pozwolił byłbym funkcjonariuszom straży więziennej wrócić do dawnych zajęć. W związku z tym Gruszka znów znalazła się na Pawiaku. Od lipca 1940 roku była zastępczynią kierowniczki oddziału kobiecego.
Reklama
Jako członek podziemia swoje stanowisko wykorzystywała, aby nieść pomoc więźniom. Robiła to aż do aresztowania 28 października 1940 roku. Rok po zakończeniu wojny złożyła na potrzebny Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polce obszerne zeznania o tym czego była świadkiem w więzieniu przy ulicy Dzielnej. Jej relacja przytacza Mariusz Nowik w książce pt. Palmiry. Zabić wszystkich Polaków. Poniżej fragment opisujący, jak Niemcy w bestialski sposób znęcali się nad więźniami.
***
Czasem przeprowadzano te tak zwane badania więźniów również na terenie więzienia. Działo się to w trzecim pokoju za kancelarią. Słyszałam dobiegające stamtąd krzyki gestapowców i jęki badanych nieszczęśników. Wszystko na własne uszy słyszałam. (…)
Skatowana za śpiewanie „Roty”
Było kilka takich wypadków, które dość wyraźnie zapamiętałam. Na przykład nauczycielkę, zdaje się, która ponoć w czasie jakiejś uroczystości zerwała swastykę czy flagę hitlerowską. Na przesłuchanie wzięło ją trzech gestapowców i ona, będąc w kancelarii więzienia, zobaczyła, że na ścianie wisi krzyż.
Podniosła do góry dwa palce i zaczęła pełnym głosem śpiewać Rotę. Wydaje mi się, że gestapowcy mogli nie znać tej pieśni, bo tylko się śmiali, przyglądali się i pokazywali palcami, a ta kobieta śpiewała i śpiewała.
Reklama
Był przy tym obecny funkcjonariusz więzienia, nazwisko Spitzer, Czech z pochodzenia, rozstrzelany w późniejszym czasie przez Niemców. No i on prosił, żeby nauczycielka przestała śpiewać, ale ona nie przestawała.
W pewnym momencie do kancelarii wpadł gestapowiec, nazwisko Felhaber, Hans Felhaber, zastępca komendanta więzienia. Mówiliśmy na niego „Waluś”. On wiele rozumiał po polsku i bardzo się zdenerwował, słysząc, że tamci pozwolili jej śpiewać Rotę. Krzyknął coś po niemiecku do tych pozostałych gestapowców i wszyscy czterej w jednej chwili rzucili się na nią.
Zaczęli kopać i bić w sposób wprost nieludzki. To było coś strasznego… Ona trzymała się balustrady, bo mieliśmy taką balustradę drewnianą, przy której stawali rejestrowani więźniowie, i trzymała się tak mocno, że nie puściła, nawet kiedy ją przewrócili. We czterech ją maltretowali, rośli i silni gestapowcy, i we czterech nie dali rady jej oderwać od tej balustrady.
Zbili ją do tego stopnia, że całe ciało miała poranione, bardzo mocno krwawiła, z ubrania pozostały tylko strzępy. Wtedy dali jej spokój, zawołali polskich strażników i kazali odnieść ją do pustej celi. Następnego dnia kobietę tę zabrano i więcej na Pawiak nie wróciła.
Całe plecy były czarne
Drugi wypadek. Pamiętam, jak powróciła z przesłuchania jedna z więźniarek. Nazwisko… Nazwisko… Nazwiska w tej chwili nie pamiętam, wysoki sądzie. No więc ona w pierwszej chwili nawet nie przyznała nam się, że ją pobili, ale kiedy poszła się wykąpać, kąpielowa zawołała mnie i pokazała jej plecy. Były w jednolitym czarnym kolorze, tak ją skatowali.
Któregoś też razu, gdy wychodziłam z kancelarii na korytarz, by zawołać oczekujących na swoją kolej więźniów, potknęłam się o leżącego przy drzwiach mężczyznę tak zbitego, że nie potrafiłabym go rozpoznać, gdybym go znała. Miał całą spuchniętą i obrzmiałą twarz, wyglądała jak napęczniała krwawa bułka z wąskimi szparkami oczu.
„Zaczęli od razu bić”
Przypominam też sobie, jak gestapo przyprowadziło jakiegoś Żyda. Niemcy kazali mu stanąć na baczność przy ścianie w kancelarii. Ustawiali tak każdego świeżo sprowadzonego aresztanta albo osoby, które przywozili po przesłuchaniu. Tylko że jego zaczęli od razu bić – rękami i pejczem, po twarzy.
Robili to bez żadnej oznaki złości, a raczej dla zabawy. Przestali, gdy był już mocno pokrwawiony i zabrali go wtedy pod prysznic. Trzymali go tam około dziesięciu minut. Gdy wszedł z powrotem do kancelarii, widziałam, że jest cały mokry, z jego ubrania lała się na podłogę woda. Jeszcze więźniarka Żakowa.
Reklama
Niemcy rozstrzelali ją potem w Palmirach, w czasie wielkiej egzekucji 20 albo 21 czerwca 1940 roku. Pobili ją w czasie przesłuchania do tego stopnia, że straciła władzę w nogach…
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Mariusza Nowika pt. Palmiry. Zabić wszystkich Polaków. Ukazała się ona w 2021 roku nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.