Pierwsze lata rządów Edwarda Gierka upłynęły pod znakiem propagandy sukcesu. Komunistyczne władze twierdziły wręcz, że Polska jest „dziesiątą potęgą światowej gospodarki”. Dzięki ogromnym zagranicznym pożyczkom standard życia rzeczywiście uległ znacznej poprawie. Zderzenie z rzeczywistością było jednak brutalne. 24 czerwca 1976 roku ogłoszono drastyczne podwyżki cen żywności. Dzień później wybuchły masowe strajki.
„Trzeba pójść do tych fabryk, trzeba im powiedzieć, jak ich nienawidzimy, jak pogardzamy nimi, jak plujemy na nich” – oświadcza Edward Gierek, I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Jest 25 czerwca 1976 roku; słów Gierka słuchają pierwsi sekretarze komitetów wojewódzkich partii.
Reklama
To był cios dla Gierka
Co istotne, i co podkreśla grozę sytuacji, nie ma ich w Warszawie. Szef partii rozmawia z władcami czterdziestu dziewięciu województw za pomocą łączy telefonicznych. Towarzysze mają siedzieć na miejscu i pilnować swoich „księstw”, bo partyjna góra obawia się, że protesty mogą się rozlać na cały kraj.
Tego dnia, 25 czerwca 1976 roku, wali się mit Drugiej Polski, dziesiątego gospodarczego mocarstwa świata. Dla bardzo wielu Polaków ten dzień oznacza również kres wiary w socjalizm, a dla większości – kres mitu Gospodarza. Dotyczy to również, co w ówczesnej rzeczywistości jest dla Gierka szczególnie groźne, działaczy partyjnych.
„Nie wydaje się możliwe, by Gierek psychicznie mógł się kiedykolwiek podnieść. Ten cios był zbyt silny” – zapisuje w swoich Dziennikach politycznych Mieczysław F. Rakowski, redaktor naczelny tygodnika „Polityka” i członek Komitetu Centralnego. Rakowski uchodzi za człowieka bliskiego I sekretarzowi KC PZPR i do niedawna był entuzjastą jego polityki. Jeszcze głośniej i jeszcze bardziej jednoznacznie w gmachu KC rozprawia się o rychłym odejściu premiera Piotra Jaroszewicza.
Masowe protesty 25 czerwca
Protesty zaczynają się rano 25 czerwca 1976 roku, gdy robotnicy Zakładów Metalowych im. generała „Waltera” w Radomiu ogłaszają strajk, a próba jego ugaszenia przez dyrektora przedsiębiorstwa kończy się fiaskiem. W tej sytuacji spora grupa robotników – wkrótce będzie to około sześciu tysięcy osób – zbiera się pod budynkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
Żądają rozmowy z szefem wojewódzkich struktur partii, ale Janusz Prokopiak nie zamierza dyskutować z tłumem, żąda wyłonienia delegacji. Do robotników wysyła jednego z sekretarzy KW, ale ci kwitują jego wystąpienie gwizdami, a zaraz potem niewielka grupa protestujących wdziera się do budynku.
Spotykają Prokopiaka i ten w końcu decyduje się przemówić do zgromadzonych ludzi, a później telefonicznie przedstawia ich żądanie cofnięcia podwyżki cen Janowi Szydlakowi, sekretarzowi Komitetu Centralnego i członkowi Biura Politycznego.
Reklama
Tymczasem robotnicy, zniecierpliwieni brakiem odpowiedzi, zaczynają plądrować i niszczyć radomski „pałac władzy”. Do wściekłości doprowadzają ich odkryte w partyjniackim bufecie niedostępne w normalnej sprzedaży wiktuały, przez okna wyrzucają: meble, dywany, na bruku lądują telewizory i dokumenty.
Wczesnym popołudniem tłum zgromadzony przed budynkiem Komitetu Wojewódzkiego liczy już około 20 tysięcy osób, a do Radomia ściągają Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej z Warszawy, Łodzi, Kielc i Lublina, a także słuchacze Wyższej Szkoły Oficerskiej MO w Szczytnie. Wieczorem, po gwałtownych walkach na ulicach, władzom udaje się opanować sytuację, ale protesty wybuchają też w innych miastach, przede wszystkim w Ursusie oraz Płocku. (…)
Osobista obraza dla pierwszego sekretarza
Edward Gierek jest wściekły. Czuje się tą rebelią osobiście dotknięty, wręcz obrażony. Tak bardzo, że wypowiada słowa, których dotąd nie tylko publicznie, ale również w prywatnych rozmowach nie używał: „Powiedzcie tym swoim radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie i te ich wszystkie działania też mam w dupie! – krzyczy do Janusza Prokopiaka, I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu. – Zrobiliście taką rozróbę i chcecie, by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę”.
Wściekłość I sekretarza KC PZPR jest tym większa, że wieczorem tego samego dnia w Berlinie ma się rozpocząć spotkanie szefów wszystkich partii komunistycznych obozu sowieckiego. Wielka feta, w której udział wezmą też komuniści z Europy Zachodniej. W ostatnich latach Edward Gierek mógł w tym gronie uchodzić niemal za zbawcę światowego socjalizmu.
Reklama
Wydawało się, że Polska rozwija się szybciej niż inne kraje obozu sowieckiego, a naród, który dotąd uchodził w tym gronie za krnąbrny – przynajmniej część spośród tych wychowanków Stalina musiała znać słowa generalissimusa, że „komunizm pasuje do Polaków jak do krowy siodło” – został poskromiony.
Wielu akolitów Moskwy z zazdrością spoglądało na Warszawę, która pełnymi garściami czerpie z międzynarodowego odprężenia, a Gierek był dotąd przyjmowany w europejskich stolicach z niedostępną większości z nich otwartością i celebrą. (…).
Dobre rady towarzyszy z bratnich państw
Obecni w Berlinie: János Kádár, przywódca Węgier, rządzący w Czechosłowacji Gustáv Husák, Bułgar Teodor Żiwkow, trzymający wschodnich Niemców w żelaznym uścisku Erich Honecker, a i sam władca sowieckiego imperium Leonid Breżniew mogą czuć cichą satysfakcję. Ten ostatni tym większą, że Moskwa przestrzegała „drogich polskich towarzyszy” przed wprowadzeniem podwyżek.
Ale ani Gierek, ani stojący na czele rządu Piotr Jaroszewicz żadnych przestróg słuchać nie chcieli. „Sztygar”, jak za Jarosławem Iwaszkiewiczem, prezesem Związku Literatów Polskich, nazywano Gierka w gronie partyjnych działaczy najwyższego szczebla, jest przekonany, że naród go kocha, że z ufnością zawierzył mu swój los.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Jaroszewicz patrzy na świat nieco trzeźwiejszym okiem i wie, że niewprowadzenie „operacji cenowej” rozwali bardzo już rozchwianą równowagę rynku, prze więc do podwyżek, nie zważając na żadne przestrogi i niedawne, sprzed sześciu lat, polskie doświadczenia. Jest zresztą przekonany o swoim ekonomicznym geniuszu, uważa się też za wybitnego specjalistę od zarządzania.
„Wprowadził rządy kapralskie, odebrał ludziom inicjatywę, zdusił wszystkie reformy demokratyczne – oceniał we wrześniu 1976 roku Mieczysław F. Rakowski. – Wydawało mu się, że gdy wszystko podporządkuje swojej »żelaznej dłoni«, to Polska będzie się wspaniale rozwijać, bo przecież on, Jaroszewicz, wie, co jest dobre dla kraju”. (…)
Reklama
Drakońskie podwyżki
Piotr Jaroszewicz 24 czerwca 1976 roku staje na trybunie sejmowej i ogłasza rozpoczęcie konsultacji w sprawie nowych cen. Konsultacje to oczywiście tylko chwyt propagandowy, bo wszystko jest już przygotowane, łącznie z nowymi cennikami, które spakowane do specjalnych zalakowanych worków są właśnie rozwożone do sklepów. Wyższe ceny mają obowiązywać od poniedziałku 28 czerwca 1976 roku.
Gdy Jaroszewicz stanął na sejmowej trybunie, niewielu spodziewało się, że jego przemówienie, jak zawsze nudne i rozwlekłe, wywoła rewolucję. Tego dnia na pierwszej stronie „Trybuna Ludu” informuje o wystrzeleniu na orbitę radzieckiej stacji naukowej Salut 5, o obradach Komitetu Kosmicznego ONZ i zamartwia się, że rejsy białą flotą są nudne, a powinny być ciekawe i wesołe. Na trzeciej stronie czytelnicy znajdują duży tekst pod tytułem: Polityka partii – polityka dla ludzi. Rozmach i zasięg.
Partyjny rozmach ujawnia się w słowach szefa rządu. Podwyżka nie jest błaha. Przeciwnie, jest drakońska, znacznie wyższa niż ta, która w grudniu 1970 roku doprowadziła do upadku Władysława Gomułki.
Cena mięsa i jego przetworów skacze o 69 procent, podczas gdy sześć lat wcześniej wzrosła o 17,6 procent, za drób Polacy mają teraz płacić o 30 procent więcej, za masło i nabiał o 50 procent, a za cukier aż o 100 procent więcej.
Reklama
Nieudolny system rekompensat
Aby złagodzić szok wywołany podwyżkami, premier ogłasza wprowadzenie systemu rekompensat, który ma objąć wszystkich pracujących. W tym systemie kumulują się cały cynizm gierkowskiej ekipy i jej skrajna niekompetencja. Rekompensaty są tak skonstruowane, że najwięcej pieniędzy dostają najwięcej zarabiający, a najmniej ma trafić do portfeli najuboższych.
Ci ostatni, najniższa wówczas miesięczna pensja wynosi oficjalnie 1200 złotych, mają od nowego miesiąca otrzymywać rekompensatę w wysokości 240 złotych, podczas gdy zarabiający 8000 złotych dostaną dodatkowo 600 złotych, najniższa emerytura ma być wspierana rekompensatą w wysokości 280 złotych, najwyższa 600 złotych.
W całej „operacji cenowej” cynizmu jest zresztą więcej. Sejm, ta według zapisu konstytucji najwyższa władza w Polsce, debatuje nad podwyżkami wyłącznie ustami posła Edwarda Babiucha, który w imieniu wszystkich klubów oraz posłów bezpartyjnych w pełni popiera plan przedstawiony przez szefa rządu i nie zgłasza nawet jednej poprawki.
„Są to propozycje przemyślane, kompleksowe i rzetelne.Wychodzą na spotkanie nieodpartym koniecznościom” – oświadcza „mały Edward”, przewodniczący Klubu Poselskiego PZPR, członek Biura Politycznego i sekretarz KC. Identyczne stanowisko zajmuje Centralna Rada Związków Zawodowych.
Reklama
Tragicznie zły system rekompensat to dodatkowy lont podpalony pod „operacją cenową”. Ale Gierek nie dopuszcza do siebie myśli, że władza popełniła jakikolwiek błąd. Całą winę zrzuca na protestujących. (…)
Breżniew karci Gierka
W Warszawie Gierek może pokrzykiwać na swoich towarzyszy i żądać od nich stanowczych działań, ale kilka godzin później w Berlinie musi skulić uszy i potulnie wysłuchać reprymendy sekretarza generalnego Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Leonid Breżniew wzywa go natychmiast po wylądowaniu i przypomina grudzień 1970 roku.
To brutalnie celny cios. „Żadnych dalszych prób podwyższania cen. To nie jest nasza rada, to nasze stanowisko” – oświadcza Gierkowi, który może tylko pokornie zaakceptować polecenie moskiewskiego satrapy i przekazać słowa Breżniewa do Warszawy. Wieczorem podwyżka zostaje odwołana.
Nie przydaje to władzom autorytetu. Jeszcze tego samego dnia wieczorem Jaroszewicz staje przed kamerami telewizyjnymi, jego przemówienie jest też transmitowane przez radio. Oświadcza, że w toku społecznych konsultacji złożono „ogromnie dużo konkretnych propozycji zasługujących na bardzo wnikliwe rozpatrzenie. W tej sytuacji uważa za niezbędne ponowne przeanalizowanie całości sprawy”.
Próba ratowania twarzy
Podwyżka zostaje anulowana, co, jak twierdzi szef rządu, jest „jeszcze jednym potwierdzeniem demokratycznych zasad, którymi partia i rząd kierują się w swej polityce społecznej”.
Himalaje absurdu.
Obywatele – nie znając oczywiście zakulisowej ingerencji Leonida Breżniewa – odczytują wystąpienie premiera jednoznacznie: władza ugięła się pod ciężarem robotniczych protestów. To otwarcie drogi do Sierpnia i do stworzenia bardziej instytucjonalnych form oporu.
Władze zdają sobie z tego sprawę. Aby przykryć złe wrażenie, przez kraj przetacza się fala wieców poparcia dla Edwarda Gierka. Sam zresztą żąda ich zorganizowania.
Jeszcze podczas telekonferencji z pierwszymi sekretarzami Komitetów Wojewódzkich PZPR przyznaje, że „mnie to jest potrzebne jak słońce, jak woda, jak powietrze […]. Jeśli tego nie zrobicie, to będę się musiał nad tym zastanowić”.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Piotra Gajdzińskiego pt. Czas Gierka. Epoka socjalistycznej dekadencji. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona 2021.
Cała prawda o złotej epoce gierkowskiej
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
3 komentarze