Niemcy od pierwszych dni okupacji zaprowadzili w Polsce rządy terroru. Tylko do końca 1939 roku rozstrzelali około 1500 mieszkańców Warszawy i jej okolic. Oto za jakie „przestępstwa” groziła śmierć.
Wyniki swych wieloletnich i bardzo rzetelnych badań dotyczących hitlerowskiego terroru w okupowanej stolicy Władysław Bartoszewski zaprezentował już pół wieku temu.
Reklama
Oczywiście stan naszej wiedzy o popełnionych tu niemieckich zbrodniach nieco się w międzyczasie powiększył, głównie dzięki nowym ustaleniom, nie tylko polskich, ale także niemieckich badaczy, nie dysponujemy jednak żadnymi, wcześniej nieznanymi dokumentami władz okupacyjnych, które zmieniłyby obraz nakreślony przez W. Bartoszewskiego w jego znakomitym Warszawskim pierścieniu śmierci.
Setki zamordowanych w Ogrodzie Sejmowym
Nie mamy podstaw, by dziś podważyć wprowadzone przezeń dane liczbowe, mówiące o ofiarach zarówno tych egzekucji, o których informowały ogłaszane przez Niemców obwieszczenia, jak i tych, przeprowadzanych przez nich w zupełnej tajemnicy i bez informowania o nich kogokolwiek, poza własnymi władzami.
Z podliczenia podanych przez Bartoszewskiego liczb ofiar poszczególnych egzekucji, ustalonych na podstawie zarówno niemieckich obwieszczeń, jak i powojennych ekshumacji, a także dokonywanych szacunków, wynika, że od października do grudnia 1939 r., w Warszawie i jej okolicach zostało rozstrzelanych ok. 1500 obywateli państwa polskiego.
Byli wśród nich: Polacy i Żydzi, chłopi, robotnicy, przedstawiciele drobnomieszczaństwa i inteligencji. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że w ogromnej większości były to już wówczas, a są dla nas także dziś, ofiary całkowicie anonimowe. Przykładem służyć tu może miejsce zbrodni, jakim był warszawski Ogród Sejmowy.
Anonimowe ofiary
Bartoszewski przyjmuje, że rozstrzelano tam kilkuset Polaków, a zdaniem Janusza Gumkowskiego, byłego dyrektora Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, jakie przytacza, zginęło tam „co najmniej 1000 osób”.
Ta anonimowość ofiar odnosi się bynajmniej nie tylko do owych trzech pierwszych miesięcy okupacji. Dzięki powojennym ekshumacjom udało się stwierdzić, że w podwarszawskich Palmirach od grudnia 1939 r. do lipca 1941 r. Niemcy zamordowali ok. 1700 Polaków, ale zdołano ustalić zaledwie 860 nazwisk ofiar, czyli połowę.
Reklama
Dla Paryża miejscem straceń, takim jak dla Warszawy są Palmiry, było położone na wschód od miasta wzgórze Mont Valérien. W okresie od 1 stycznia 1941 r. do 15 czerwca 1944 r. rozstrzelano tam dokładnie 1007 Francuzów, uczestników Résistance.
Dzięki zachowanym raportom policyjnym znamy dziś nie tylko imię i nazwisko każdego z nich, ale także: zawód, datę urodzenia, kraj skąd pochodził (wielu podało – Polska/Pologne), także miejsce zamieszkania w momencie aresztowania. (…)
Zasada odpowiedzialności zbiorowej
Warszawiacy bardzo wcześnie dowiedzieli się, za co okupant przewiduje dla nich najwyższy wymiar kary. 8 października 1939 r., a więc tydzień po zajęciu miasta, ówczesny niemiecki komendant garnizonu gen. Conrad von Cochenhausen, w opublikowanym obwieszczeniu oznajmiał:
Od czasu okupacji miasta Warszawy zdarzało się kilkakrotnie, że kable telefoniczne, założone przez wojsko niemieckie, zostały pocięte, a w niektórych miejscach częściowo usunięte.
Reklama
Wobec powyższego zarządzam: W razie ujęcia sprawcy, zostaje on ukarany karą śmierci. Jeżeli sprawcę nie można ustalić, wówczas 5 mężczyzn z bloku domów, w pobliżu których zdarzenie miało miejsce, zostaje ukaranych grzywną, względnie zaaresztowaniem.
Tym samym zapowiadano stosowanie odpowiedzialności zbiorowej! Rzecz znamienna, że przecinanie kabli było latem 1940 r. pierwszym przejawem cywilnego oporu przeciw najeźdźcy także w okupowanej Francji.
Bez wątpienia u nas i tam traktowano to jako akt sabotażu. W wydanym 31 października 1939 r. przez Hansa Franka rozporządzeniu: celem zwalczania czynów gwałtu w Generalnym Gubernatorstwie paragraf drugi głosił:
Kto umyślnie uszkadza urządzenia władz Niemieckich, rzeczy służące do pracy władzom Niemieckim [konsekwentnie pisanym wielką literą – T.S.] lub urządzenia użyteczności publicznej, ulega karze śmierci.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Jeżeli przyjrzymy się przedrukowanym w Warszawskim pierścieniu śmierci jedenastu opublikowanym przez władze okupacyjne obwieszczeniom czy komunikatom o wydanych wyrokach śmierci, to okaże się że pomiędzy 13 października a 16 listopada w pierwszych siedmiu z nich podano nazwiska 22 skazanych, z których aż 18 (czyli 82%) rozstrzelano za „posiadanie” względnie „przechowywanie broni”.
Nigdy nie dowiemy się, którzy z nich rzeczywiście posiadali jakąkolwiek własną broń, nawet myśliwską, a którzy tylko jakąś broń ukryli, daną im na przechowanie, choćby przez idących do niewoli polskich żołnierzy. Nie dysponujemy przecież żadnym sprawozdaniem z przebiegu aresztowania którejkolwiek z osób skazanych potem na śmierć i rozstrzelanych!
Reklama
Rozporządzenie „o posiadaniu broni”
Na jakiej jednak podstawie „prawnej” okupacyjne sądy doraźne, wojskowe (wojenne) i policyjne wymierzały ten najwyższy wymiar kary? Odpowiednie rozporządzenia nakazujące oddawanie posiadanej broni, amunicji czy materiałów wybuchowych i zapowiadające karę śmierci za dalsze ich przechowywanie wydawały już na samym progu okupacji lokalne władze najeźdźcy; w Krakowie 6 września, w Poznaniu 11 września.
Dla całego obszaru okupacji niemieckiej najistotniejsze było rozporządzenie „o posiadaniu broni” wydane 12 września 1939 r. przez gen. Walthera von Brauchitscha. Podpisał je jako Naczelny Dowódca Wojska, choć jego niemiecki tytuł Oberbefehlshaber des Herres należałoby tłumaczyć jako Naczelny Dowódca Wojsk Lądowych.
Rozporządzenie to, w dwu językach, było rozplakatowane, nadane przez radio, a następnie opublikowane w urzędowym „Ver ordnungsblatt für die besetzten Gebietein Polen”. Oto paragraf pierwszy tego rozporządzenia:
Wszelką broń, amunicję, granaty ręczne, środki wybuchowe i wszelki sprzęt wojenny należy oddać. Paragraf drugi zapowiadał: Kto wbrew temu rozporządzeniu posiada broń, amunicję, granaty ręczne, materiały wybuchowe albo inny sprzęt wojenny, karany będzie śmiercią.
Sądy doraźne
Ten sam generał von Brauchitsch 21 września 1939 r. wydał rozporządzenie, uzupełniające przed chwilą zacytowane, a odnoszące się do działalności sądów doraźnych. Znalazło się tu następujące polecenie: „Należy zanotować na piśmie nazwisko skazanego, czyn, dzień i miejsce skazania i wykonania wyroku oraz nazwiska składu sędziowskiego” .
Nie bardzo sobie wyobrażam, by tego rodzaju sprawozdania nie były sporządzane. Trudno jednak się dziwić, że w obliczu klęski Trzeciej Rzeszy zniszczono je z uwagi na nazwiska sędziów-zbrodniarzy.
Reklama
W znanym nam już rozporządzeniu Hansa Franka z 31 października 1939 r. stwierdzono (paragraf 7), że przepisy z rozporządzenia Naczelnego Dowódcy Wojska z 12 września „zostają niedotknięte”. Jest tu także mowa o funkcjonowaniu sądów doraźnych (paragraf 12):
Należy zanotować na piśmie nazwiska sędziów, skazanego oraz świadków, na których zeznaniach skazanie opiera się, a również czyn karny oraz dzień skazania i wykonania wyroku.
Jeśli sprawozdanie z przebiegu posiedzenia sądu doraźnego, wydającego wyrok śmierci, odnotowało nazwisko świadka, to w wypadku posiadania lub ukrycia broni, świadkiem musiał być denuncjator. To kolejny powód, że to sądowe sprawozdanie zniszczono…
Nagrody za donoszenie
Pragnę tu zwrócić uwagę na ważny, mało znany dokument, a mianowicie wydane 17 grudnia 1939 r. rozporządzenie policyjne O udzielaniu nagród osobom przyczyniającym się do wykrycia kryjówek broni. Podpisał je Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie SS-Obergruppenführer (generał) Friedrich Wilhelm Krüger.
Reklama
Za denuncjację przewidywano nagrodę w kwocie 1 000 złotych. Podejrzewam, że niejednego, niestety, skusiła ta nagroda. Dodam, że Hans Frank w rozporządzeniu z 26 listopada 1941 r. powtórzył, że posiadanie broni będzie karane śmiercią.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Tomasza Szaroty pt. Zapomniana egzekucja, Natolin, listopad 1939. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Bellona.
Historia zapomnianej niemieckiej zbrodni
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
2 komentarze