3 maja 1791 roku od rana było wiadomo, że zanosi się na jakieś ważne wydarzenie. Zaciekawieni warszawiacy wypełnili galerię dla widzów w izbie senackiej i tłoczyli się na uliczkach przylegających do zamku królewskiego. Porządek utrzymywali gwardziści pod komendą księcia Józefa Poniatowskiego.
Poprzedniego wieczora projekt konstytucji, zatytułowany Ustawa rządowa, został odczytany podczas zebrania zorganizowanego w pałacu Radziwiłłów. Siedmiu senatorów i siedemdziesięciu sześciu posłów zadeklarowało swoje poparcie, podpisując „Asekurację”. W ciągu nocy przekonano kolejnych dwudziestu kilku parlamentarzystów.
Reklama
Reformatorzy liczyli na element zaskoczenia, gdyż większość parlamentarzystów nie wróciła jeszcze do Warszawy. Ponieważ nastąpił wyciek informacji, przedstawienie projektu przełożono z 5 na 3 maja. Te nadzwyczajne środki zapowiadały rewolucję.
Dlaczego konstytucja 3 maja była nielegalna?
Procedura parlamentarna wymagała, aby projekty zostały na trzy dni przed debatą przedstawione, wydrukowane i dostarczone posłom i senatorom, żeby dać im czas do „deliberacji”. Potem dopiero miały być omawiane i „ucierane” na forum sejmu.
Co więcej, założenie, że sukcesja tronu zastąpi wolną elekcję [zawarte w Ustawie rządowej], było sprzeczne nie tylko z własną decyzją sejmu (który we wrześniu 1790 roku orzekł, iż decyzja ma zależeć od trzech czwartych sejmikowych instrukcji), lecz również z pacta conventa [czyli zobowiązaniami, które Stanisław August Poniatowski zaprzysiągł, kiedy wstąpił na tron].
Jedyna droga do celu wiodła poprzez wykluczenie możliwości wnoszenia dodatków i przytłaczającą aklamację konstytucji, uznaną za nadzwyczajny krok, podjęty w obliczu egzystencjalnego kryzysu narodu.
Reklama
„Uknowana jest rewolucyja!”
Tak więc około jedenastej rano 3 maja [marszałek sejmu Stanisław] Małachowski oznajmił, że Deputacja Interesów Zagranicznych pragnie złożyć ważne oświadczenie.
W chórze domagających się głosu pierwszeństwo własnego województwa krakowskiego w hierarchii sejmowej wykorzystał Stanisław Sołtyk. Oznajmił, że do Deputacji Interesów Zagranicznych dotarły bardzo niepokojące wieści. Na to Jan Suchorzewski wołał: „Mam wyjawić wielkie i okropne rzeczy!”.
Choć król nakłaniał do odczytania wspomnianych meldunków, Suchorzewski przedarł się w stronę tronu, zerwał swój niedawno przyznany Order Świętego Stanisława i zażądał dopuszczenia go do głosu.
Powiadomił stany i opinię publiczną, że „odkrył zamach przygotowany na zgubę wolności naszej”, że „uknowana jest rewolucyja podobna do szwedzkiej, która wprowadzając rząd nowy do kraju, wolność narodu zmieniła w niewolę”.
Reklama
Oświadczył, iż odrzuca „pogłoski, że ci wszyscy, którzy są przeciwnego zdania, są to Moskale. Bo tak uczyniono w Szwecyi, kiedy absolutyzm wprowadzać chciano”. I dodał — ponownie nawiązując do wydarzeń po drugiej stronie Bałtyku — że nie da się zastraszyć zmanipulowanym mieszczanom: „Tak właśnie stało się i w Szwecyi; użyto jednej części obywatelów dla włożenia kajdan na drugą”.
Wyraził przekonanie, że „powiększone są i zagraniczne postrachy. Nie obcego, ale domowego bardziej nieprzyjaciela bać się nam należy, nie przemocy, ale intrygi, aby nas nie wprowadziła do despotyzmu, do sukcesyi, która jest zgubą wolności”.
Mimo to sejm w milczeniu wysłuchał fragmentów dyplomatycznych depesz, sugerujących istnienie bezpośredniego i poważnego zagrożenia dla bytu Rzeczypospolitej.
„Zabiję własne dziecię, aby nie dożyło niewoli, którą ten projekt krajowi gotuje”
[Jeden z twórców reformy ustroju] Ignacy Potocki wezwał króla do wskazania drogi wiodącej ku ocaleniu ojczyzny. Monarcha rozwodził się nad krytyczną sytuacją Polski, a potem oznajmił, że podano mu stosowny projekt. Apelował o uchylenie tego fragmentu jego pacta conventa, który zakazał mu, aby przyczyniał się do wyboru następcy tronu za swojego życia, i poprosił o odczytanie owego projektu.Według diariusza, „ledwie czytanie dokończone zostało, gdy izba cała po tysiąc razy okrzyknęła zgodę”. W istocie cała izba nie była jednomyślna. Małachowski, do którego docierały głośne protesty i żądania dyskusji nad wnioskiem, poszedł za głosem rozsądku i zarekomendował projekt sejmowi, nazywając go najlepszym z wszystkich rządów republikańskich.
Reklama
Król ponownie poprosił o uchylenie tego artykułu pacta conventa, który odnosił się do kwestii elekcyjności tronu, a potem, „gdy niektórzy sejmujący mówić żądali, drudzy w większej części wołali «Zgoda!», powstało zamieszanie w izbie przez niejaką chwilę trwające, w czasie którego JP. Suchorzewski kaliski wyprowadził synka na śrzodek izby mówiąc: Zabiję własne dziecię, aby nie dożyło niewoli, którą ten projekt krajowi gotuje! Ale go koledzy na swe miejsce odwiedli”.
Głosy oburzenia. Argumenty przeciwników reformy
Teatralne gesty Suchorzewskiego doprowadziły jednak do tego, że projekt stał się przedmiotem debaty. W gronie obecnych 182 posłów i senatorów było około 110 uważanych za zwolenników Ustawy rządowej i około 30 jej domniemanych przeciwników. Pozostali nie podjęli jeszcze decyzji — choćby dlatego, że usłyszeli odczytany projekt dopiero przed chwilą.
Doszło do wielu podniosłych oracji i interwencji, przeplatanych częstymi odniesieniami do opatrzności i do antyrosyjskich i antyarystokratycznych sloganów. [Poseł ziemi liwskiej i bliski współpracownik króla] Pius Kiciński wspinał się na szczyty elokwencji. Ale gdy marszałek wzywał do wyrażenia zgody, protesty za każdym razem opóźniały ostateczną decyzję.
Dla przeciwników projektu najbardziej sporną kwestią były postanowienia dotyczące sukcesji tronu. Zdołali przekonać zebranych do odczytania pacta conventa. Poseł podolski Jan Orłowski spytał retorycznie: „jeżeli ościenne potencyje, interesował tron polski doczesny, cóż dopiero teraz przy tym absolutnym rządzie dziedziczny?”.
Tego rodzaju argumenty zostały już wcześniej odparte przez posła poznańskiego Ignacego Zakrzewskiego, który lansował monteskiuszowską koncepcję umiarkowania, czyli samoograniczenia się władz.
Protestował przeciwko porównywaniu „rządu republikanckiego pod tronem sukcesyjnym z despotyzmem”. Gdyż, jak powiedział, „despotyzmu już dzisiaj oświecone nie znają narody, rząd monarchiczny, już i ten przez monarchów, chociaż dziedziców, moderowanym znajduję”. Stwierdził też, że elekcje królów nie są dziełem narodu, lecz „możnowładzców w narodzie”. A prawdziwy republikanin znajduje wolność, „gdy prawa przez siebie tylko stanowi, niczemu, tylko prawu, podległym nie jest”.
Reklama
„Wstydzę się, mówię publicznie”
Poseł lubelski Stanisław Kostka Potocki zareagował na odwołania do orzeczenia sejmików odrzuceniem swojej instrukcji: „Wstydzę się, mówię publicznie, że województwo moje utrzymywać mi elekcyją kazało”.
Zaapelował do sejmu, aby ratował wolność — nie „wolność bezprawną samych możnowładców wyższych nad równość, ale wolność każdego, który się tylko mieszkańcem kraju polskiego liczy”. Zbagatelizował też postulaty oparcia obrony kraju na szlacheckich milicjach: „Takiego ratunku sposoby, chyba tylko nieprzyjaciel doradzać może. Nie na tłumie zbrojnych ludzi stoją państwa, bo te są niczym bez rządu, ale na dobrych prawach i dzielnej ich egzekucyi”.
Aleksander Linowski również chwalił dzień, „w którym ma stanąć rząd prawdziwy, niszczący dawną anarchią, biorący w karby wszystko, wolność roztropną zabezpieczający, a dla jej własnej pewności tęgą praw egzekucyją wszkrzesający w Polsce, władze rządowe w sprawiedliwych osadzający granicach”.
Rząd, pilność, opatrzność. Argumenty zwolenników konstytucji
Głównymi wątkami głosów zwolenników projektu były — oprócz „rządu” — pilność i opatrzność.
„Zdarza nam jeszcze Opatrzność sposób ratowania się w podanym projekcie. Nie ma czasu deliberacyi, bo luboby w nim kto postrzegł co złego, to mniejsze jest zapewne nad zgubę Ojczyzny” — stwierdził poseł podolski Kazimierz Rzewuski. Błagał króla, żeby ten nakłonił marszałka Małachowskiego do przyspieszenia decyzji o losach projektu.
Reklama
Stanisław August, chcąc podkreślić swoją bezinteresowność w kwestii sukcesji dla elektora saskiego, sięgnął po metaforę wschodzącego oraz zachodzącego słońca. Przypomniał prorocze ostrzeżenia Jana Kazimierza przed rozbiorem, które wywołały chęć, by „trwałą ustawą rządu i tronu zabezpieczyć na zawsze spokojność i szczęście krajowe”.
„To nasi wzięli za znak mojej przysięgi”
W końcu około godziny szóstej poseł inflancki Michał Zabiełło wezwał króla do złożenia przysięgi na konstytucję. Gdy monarcha uniósł rękę, by ponownie zabrać głos, „to nasi wzięli za znak mojej przysięgi. Rzucili się hurmem do tronu. A ja widząc, że się rzecz daje zrobić, zrobiłem”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Stanął na krześle, by być lepiej widzianym. Jego przysiędze na Ewangelię, dyktowanej przez biskupa krakowskiego, towarzyszyły okrzyki entuzjazmu. Suchorzewski, który ponownie rzucił się na podłogę, został niemal zadeptany, ale „jakoż ogromny Kublicki, poseł inflancki, podniósł go i postawił na nogach”.
Ponieważ wydarzenia groziły wymknięciem się spod kontroli, Stanisław August zaprosił obecnych do pobliskiej kolegiaty Świętego Jana Chrzciciela. Oponenci w liczbie około dwudziestu pozostali na miejscach, ale triumfujący Małachowski i wahający się [marszałek konfederacji Wielkiego Księstwa Litewskiego Kazimierz] Sapieha zostali zaniesieni na ramionach do kościoła przez innych posłów.
Kiedy Sapieha powtórnie przedstawił swe wątpliwości dotyczące sukcesji i ponownie oświadczył, że nie będzie dzielił narodu, złożono przysięgę i odśpiewano Te Deum, w czym wzięły udział wielotysięczne tłumy, wypełniające staromiejskie ulice. Potem, wezwani za sprawą króla przez dzwon zakrystii, parlamentarzyści wrócili na zamek.
Wykazując się przytomnością umysłu, monarcha poprosił marszałków o podpisanie Ustawy rządowej, a przedstawicieli rządu i wojska o niezwłoczne złożenie przysięgi. Następnie odroczył obrady do czwartku 5 maja.
Reklama
Pogróżki i protesty
Radosne obchody trwały na ulicach do późnej nocy. Następnego dnia Suchorzewski anonsował, że wyemigruje do Ameryki. Dał się jednak rychło odwieść od tego pomysłu.
Poważniejszą sprawą był oficjalny protest złożony do akt grodzkich warszawskich przez jednego senatora i dwudziestu siedmiu posłów. Chcieli go złożyć poprzedniego wieczora, ale kancelaria była już zamknięta. Teraz pozwolono im tylko oświadczyć, że nie zamierzają w żaden sposób występować przeciw „wolności narodowej, domowej spokojności i instrukcji naszej”.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Richarda Butterwicka pt. Światło i płomień. Odrodzenie i zniszczenie Rzeczypospolitej (1733-1795). Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Literackiego w 2022 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.