Pańszczyzna tygodniowa stanowiła główny, ale wcale nie jedyny obowiązek polskich chłopów. Właściciele folwarków uporczywie wyszukiwali nowe obciążenia i zrzucali na poddanych każdą pracę, za którą nie chcieli płacić najemnym robotnikom. Obowiązki takie jak stróża, podwody czy różne darmochy, zniknęły z życia chłopów dopiero w XIX wieku. Tak zwanymi szarwarkami obciążano ich jednak wciąż nawet… w latach 30. XX stulecia, u schyłku istnienia niepodległej II Rzeczpospolitej!
Już od najbardziej zamierzchłych czasów w Polsce oczekiwano, iż chłopi będą wspólnymi siłami reperować groble, tamy, mosty; naprawiać i wyrównywać znaczone koleinami drogi. Na terenach podmokłych gromada miała też solidarnie starać się o odwodnienie gruntu.
Reklama
Wymienione prace, podobnie jak wszelkie inne obowiązki pańszczyźniane, były nieodpłatne. Chłopi wykonywali je tylko w zamian za prawo do życia na pańskiej ziemi. Obciążenie od czasów nowożytnych określano mianem „szarwarku”.
Szarwark. Zapomniany obowiązek polskich chłopów
Robocizny te, jak stwierdził jeden z historyków, miały „charakter użyteczności publicznej”. Przede wszystkim jednak były – jak wszelkie inne obciążenia egzekwowane przez właścicieli majątków – środkiem oszczędnościowym.
Rzeczpospolita Obojga Narodów nie posiadała żadnego funduszu na cele infrastrukturalne. Pieniądze z podatków i przychody z królewszczyzn wydawano głównie na wojsko. Od 77 do 96% rocznego budżetu państwa szło na armię. Reszta głównie na organizowanie bądź przyjmowanie poselstw zagranicznych.
Sam pomysł, żeby ze skarbca asygnować kwoty na poprawę wygody i bezpieczeństwa podróżowania byłby dla szlachty zupełnie niezrozumiały, nonsensowny. Nawet kiedy córka Bony Sforzy, ostatnia z rodu Anna Jagiellonka, z własnej kiesy postanowiła zbudować pierwszy most na Wiśle w Warszawie, wzbudziło to drwiny.
Reklama
Trudno więc dziwić się słowom profesora Marka Ferenca, według którego „stan dróg w Rzeczpospolitej był fatalny”, a narzekali na niego „wszyscy, i Polacy, i cudzoziemcy”. O szlaki lądowe i wodne dbali tylko chłopi. I tylko w granicach prywatnych posiadłości.
Wymiar szarwarku na polskich wsiach
W wielu wsiach zakres szarwarku nie był ściśle określony. Należało go realizować stosownie do potrzeb. Znane są też miejsca, gdzie oczekiwano jednego dnia robocizn w miesiącu, albo wręcz niespełna trzydziestu w roku.
Czasem obciążenie okazywało się nawet większe. W Weremieniu na Podkarpaciu chłopi poza pańszczyzną mieli odrabiać też jeden dzień szarwarku w każdym tygodniu. Łącznie dawało to pięćdziesiąt dwa dni pracy w roku.
Wypada wątpić czy drogi i mosty wokół jednego folwarku faktycznie wymagały aż tak intensywnej troski. Prędzej dochodziło do nadużycia, o którym pisali w drugiej połowie XVII wieku publicyści „Monitora Warszawskiego”. A szarwark zamiast „do grobel i mostów” był wykorzystywany „koło polowych robót”. I stawał się zakamuflowanym dodatkiem do zwykłej pańszczyzny.
Reklama
Zaskakująca trwałość. Szarwark w II Rzeczpospolitej
W historii szarwarków najbardziej zaskakuje jednak ich trwałość. Obowiązki pańszczyźniane stopniowo znoszono na ziemiach polskich na przestrzeni XIX stulecia. Szarwark utrzymał się jednak sporo dłużej.
Historyk Rafał Kuzak ustalił, że feudalną posługę egzekwowano jeszcze w okresie II Rzeczpospolitej. W latach 1928–1936 chłopi przymuszeni do szarwarku wybudowali 6000 kilometrów dróg i wykonali prace warte 100 milionów ówczesnych złotych. Niemal tyle samo, ile wynosił roczny budżet drogowy kraju.
***
O tym jak wyglądało życie na polskiej wsi, czym naprawdę była pańszczyzna i jak chłopi nad Wisłą stali się niewolnikami przeczytacie w mojej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.