Przez całe tysiąclecia wszy stanowiły prawdziwą plagę ludzkości. Obecnie w Polsce wszawica dotyka głównie dzieci, które zarażają się od swoich rówieśników w przedszkolach i szkołach. Rodzice mogą zaś bez problemu zwalczyć uciążliwe pasożyty. Na dawnej wsi sytuacja wyglądała jednak zupełnie inaczej. Oto jakich sposobów byli zmuszeni chwytać się polscy chłopi, by pozbyć się jednego z największych życiowych utrapień.
Niewiele jest źródeł opisujących realia egzystencji galicyjskich chłopów w drugiej połowie XIX wieku równie cennych, co wspomnienia Jana Słomki, wydane po raz pierwszy w 1912 roku.
Reklama
Długoletni wójt Dzikowa na kartach Pamiętnika włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych z wielką pieczołowitością opisał obyczaje oraz codzienne życie mieszkańców swojej rodzinnej wsi.
Wszy były „wielkim utrapieniem”
Doskonale znał wszelkie bolączki trapiące rolników żyjących pod zaborem austriackim. Dlatego w swojej książce nie omieszkał również poruszyć tematu uciążliwych insektów wysysających krew. Jak podkreślał wszy były „wielkim utrapieniem” chłopów.
Główną przyczyną szerzenia się plagi wszy był oczywiście bardzo niski stan higieny osobistej. Problemy potęgowała jeszcze wiara w różne zabobony. XIX-wieczni chłopi kąpali się zazwyczaj tylko dwa razy do roku, przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. Co gorsza „nie dbali o codzienne wyczesanie włosów i nosili kołtuny”.
Zmierzwione i zlepione łojem strąki przez dobre kilkaset lat stanowiły wręcz znak rozpoznawczy polskich chłopów. Według słów Słomki w Dzikowie aż jedna trzecia mieszkańców hodowała sobie na głowie dorodne kołtuny, w których gnieździło się wszelkiego rodzaju robactwo (więcej na temat plica polonica przeczytacie w innym naszym artykule).
Reklama
Wiejski pamiętnikarz dodawał, że rozmnażaniu się uciążliwych owadów wydatnie pomagało również to, że: „służba i dzieci nakrywały się na noc zazwyczaj tym, w czym za dnia chodziły. To też odzież wierzchnia, szczególnie kożuchy, były zawsze zawszone, na każdym włosie siedziała wesz”. Próbując pozbyć się insektów chłopi:
Takie kożuchy wynosili nieraz w zimie na silny mróz i wywieszali do góry włosami, aż wszy zdrętwiałe pospadały, a do reszty strzepywali je jeszcze kijem.
Czasem też odzieżą zawszoną nakrywali konie, ażeby wszy przeniosły się na skórę końską. Sługom nie wolno było kłaść na łóżku kamizel, sukman, czy kożuchów, żeby w łóżku wszy nie zapuścić.
„Niepodobna było pozbyć się ich z głowy”
Zabiegi te nie na wiele się jednak zdawały. Wszy mnożyły się na potęgę i „niepodobna było pozbyć się ich z głowy”. Działo się tak, mimo że chłopi „nacierali nieraz włosy szarą maścią, posypywali proszkami aptecznymi »na wszy«, skrapiali okowitą i zwyczajnie dwa lub trzy razy do roku, na wielkie święta, zmywali głowę ługiem”.
Reklama
Nie pomagało również wyczesywanie, ponieważ „grzebieniem ówczesnym o rzadkich zębach nie bardzo dało się zagarnąć” łaknące ludzkiej krwi insekty. Sięgano więc po znaną od tysiącleci metodę – iskanie, a więc ręczne wyskubywanie wesz, jedna po drugiej.
Czynnością tą zajmowały się kobiety, a „nad jedną osobą przeciągało się nieraz do godziny, przy czym iskany składał głowę na podołku osoby iskającej i zazwyczaj zasypiał”.
Przemilczana prawda o życiu polskich chłopów pańszczyźnianych
Bibliografia
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.