Żołnierz sił specjalnych musi wykazywać się nie tylko sprawnością fizyczną na najwyższym poziomie, ale również silną psychiką. W razie pojmania wróg zapewne wszelkimi dostępnymi metodami będzie chciał wyciągnąć z niego cenne informacje. Dlatego kandydaci na komandosów muszą przejść specjalny test, który sprawdzi, jak zachowają się podczas śledztwa. Tak też było w przypadku weterana elitarnej brytyjskiej formacji SBS Matthew „Ollie” Ollertona. Oto jak wspomina on „najdziwniejszą rzecz, w jakiej miał kiedykolwiek okazję uczestniczyć”.
Matthew Ollerton od dziecka marzył o tym, aby zostać komandosem. Już jako 18-latek zgłosił się do piechoty morskiej. Po kilku latach służby przystąpił zaś do trwającej wiele miesięcy selekcji, która była przepustką do Special Boat Service.
Reklama
„Wyglądało to wszystko bardzo niepokojąco”
Kiedy już sprawdzono jego tężyznę fizyczną oraz zdolności do radzenia sobie w trudnych sytuacjach, takich jak przebywanie na tyłach wroga, doszło do „wsypy”, po której nastąpiło ciągnące się kilkadziesiąt godzin śledztwo. W jego wspomnieniach zatytułowanych Break Point. Żołnierz Sił specjalnych o sile, odwadze i przetrwaniu czytamy:
Upchnęli nas ciasno do furgonetki i wywieźli diabli wiedzą dokąd, tam nas rozładowali, poganiając kolbami. Były przy tym wrzaski, przepychania, wokół biegały psy, szczekając, warcząc i tocząc pianę z pysków.
W końcu ustawili nas w szeroko rozstawionym szeregu. Podeszło do mnie dwóch gości, którzy łazili dookoła, szturchając, popychając i wrzeszcząc prosto w ucho. Wyglądali, jakby odgrywali jakąś dziwną komedię albo byli jakimiś groteskowymi klaunami z horroru. Jeden z nich stale mnie popychał i przerażającym piskliwym głosem powtarzał:
– Patrzcie no na tego! Patrzcie no na tego!
Wyglądało to wszystko bardzo niepokojąco – i tak właśnie miało wyglądać.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Uszy krwawiły, a mózgi się lasowały”
Następnie zaczęły się „tortury”. Najpierw przyszłym komandosom założono na głowy kaptury i „wygoniono na pokryty łupkiem plac”.
Żołnierze musieli tam przez wiele godzin słuchać puszczanych z głośników przeraźliwych odgłosów przypominających „dźwięk, który słychać w słuchawce, gdy przez pomyłkę dodzwonicie się do faksu, zmieszany z dźwiękiem setek pazurów skrzypiących po tablicy – tylko sto razy głośniej”. Był to jednak dopiero wstęp. Jak wspomina Ollerton:
Reklama
Kiedy od tego przeklętego hałasu uszy krwawiły, a mózgi się lasowały, kazano nam przyjmować na tym placu najróżniejsze, najbardziej niewygodne pozycje. Odchyl rękę, nogę czy kark o centymetr, a już czyjeś kolano lądowało między łopatkami i ktoś wykręcał łokcie.
Po takim wstępie przyszli komandosi byli prowadzeni do pokojów na indywidualne przesłuchania. „Ollie”, który nadal nic nie widział, został rozebrany do naga. Po chwili zerwano mu kaptur z głowy i jego oczom ukazały się trzy kobiety siedzące za stołem.
Od razu zaczęły drwić z jego przyrodzenia. Rzecz jasna miało to na celu „wtarcie w asfalt samczego ego” żołnierza. W czasie ciągnącego się w nieskończoność przesłuchania „między wyzwiskami i obśmiewaniem pytały o nazwisko, stopień i numer służbowy – normalnie, jak to jeńca”.
„Wojna psychologiczna na całego”
Ollerton, któremu kategorycznie zakazano podawania tych danych, nie puścił pary z ust. Dlatego w pewnym momencie zabrano go do innego pomieszczenia, gdzie przywiązano go do drewnianej pryczy i zaczęto polewać zimną wodą. Później wrócił do pokoju przesłuchań. I tak kilka razy, aż w końcu:
Reklama
Po kolejnej kąpieli trafiłem do innego pokoju. Tam z kolei za biurkiem siedział grubas, na biurku leżała torba cukierków, które pochłaniał. Nazwisko? Cukierek do gęby. Stopień? Cukierek. Numer służbowy? Cukierek. Nazwisko? Cukierek. Stopień? Cukierek…
W jeszcze innym siedział naprawdę miły, współczujący facet. Jego jedynym zadaniem było właśnie to, żebyś się rozluźnił, opuścił gardę i wtedy rzucał jakieś z pozoru nieszkodliwe pytanie, żeby cię złapać na odpowiedzi. W czasie przesłuchania należy się zawsze wystrzegać jednoznacznych odpowiedzi „tak” lub „nie”, a przy tym gościu najłatwiej było się zapomnieć.
Ollerton znajdował się w „niewoli” przez 36 godzin. Jak podkreśla w Break Point był to „straszny wysiłek i w czasie trwania takiego konwejera człowiek czuje, jak mu się mózg lasuje, bywają momenty, że nie wiesz, co mówisz lub czynisz”.
Jednocześnie zaznaczał, że „to jest wojna psychologiczna na całego, najdziwniejsza rzecz, w jakiej miałem kiedykolwiek okazję uczestniczyć”.
Reklama
„Zaczął śpiewać niczym kanarek”
Tak jak większość kolegów przetrwał przesłuchanie, ale nie wszystkim się udało. Jeden z kandydatów na komandosa o imieniu Zak:
(…) w pewnym momencie zaczął śpiewać niczym kanarek. Nie tylko powiedział nazwisko, stopień i numer, ale w ogóle odleciał na całego: zaczął opowiadać o zabezpieczeniach w bazie, że ma dostęp do systemu monitoringu telewizyjnego, i o wszystkim, o czym nie powinien mówić nikomu.
Żołnierz Sił specjalnych o sile, odwadze i przetrwaniu
Bibliografia
- Matthew „Ollie’ego” Ollerton, Break Point. Żołnierz Sił specjalnych o sile, odwadze i przetrwaniu, Bellona 2023.