Aleksander Głowacki, który do historii literatury przeszedł jako Bolesław Prus, był doskonałym felietonistą, kronikarzem Warszawy oraz wybitnym powieściopisarzem epoki pozytywizmu. Wielu uważa, że „Lalka” to najlepsza polska XIX-wieczna powieść. Jej autor musiał jednak latami borykać się z traumą, której nabawił się w początkach swej kariery o czym pisze Piotr Łopuszański w książce pt. Sekrety życia pisarzy i artystów
Na początku pracy twórczej Głowacki pisał relacje z odczytów, które komentował ironicznie. W marcu 1878 roku odbył się odczyt ugodowca Włodzimierza Spasowicza o Wincentym Polu.
Reklama
Spasowicz mówił o poecie i skrytykował pochwałę sarmatyzmu w jego utworach, przy okazji wyśmiewając obyczaje w dawnej Rzeczypospolitej.
Napaść na placu Grzybowskim
Młodzi socjaliści (m.in. Stanisław Mendelson, Jan Ludwik Popławski, Jan Sawicki) urządzili demonstrację ostentacyjnego wyklaskiwania mówcy. Prus w swej kronice tygodniowej skarcił studentów, pisząc, że doszło nie tyle do pomieszania pojęć, co klepek. Wystąpienie oburzonej młodzieży nazwał „wybuchem cielęcej wesołości”.
Nazajutrz na uniwersytecie studenci zażądali, by Prus odwołał swoje słowa i zamieścił w gazecie przeprosiny. Pisarz odmówił. Zażądano satysfakcji, czyli pojedynku.
Prus starał się obrócić sprawę w żart, powiedział, że godzi się pod warunkiem, że będą strzelać do niego po kolei. Studenci okazali się nieprzejednani. Pisarz uchylił się od dania im satysfakcji. Zaczęli więc mu grozić.
Przez kilka dni przyjaciele Głowackiego pełnili rolę jego obstawy w obawie przed napaścią na pisarza. A jednak 26 marca 1878 roku mimo asysty Prus na placu Grzybowskim został zaatakowany i pobity przez studentów socjalistów.
Reklama
Jeden z nich, Jan Sawicki, spoliczkował pisarza przy milczeniu innych studentów. Na widok awantury szybko nadeszli żandarmi. Pisarz oświadczył im, że nie ma pretensji, że wzięto go za kogoś innego i stąd całe nieporozumienie.
Skutki urazu psychicznego
Nazajutrz w prasie ukazały się wzmianki o zajściu, o napaści na jednego z „cenionych i szanowanych literatów”. Pisano o kilkunastoosobowej „szajce”. W rzeczywistości napastników było kilku.
Na uniwersytecie brać studencka potępiła napaść kolegów na pisarza. Uczestnicy zajścia jednak na zarzuty odpowiadali drwinami. Przesłuchiwany przez prokuratora młody literat mówił, że chyba zaszła pomyłka, że nie zna agresorów, że chyba chciano poturbować kogoś innego.
Zajście odbiło się na zdrowiu Prusa. Pisarz doznał wstrząsu psychicznego. Wkrótce wywiązała się choroba nerwowa: agorafobia. Prus bał się chodzić po obszernych placach, przejeżdżać przez mosty nad rzeką (chociaż jeździł do Nałęczowa, a więc musiał przekraczać Wisłę i Wieprz), nie był w stanie wejść na oświetlone schody. Jeśli jeździł koleją, to tylko w nocy.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W Paryżu z powodu agorafobii nie pojechał na lewy brzeg Sekwany i nie poznał Dzielnicy Łacińskiej. I tak autor Faraona nie pojechał do Egiptu, a pisząc o Paryżu w Lalce, korzystał z… planu miasta, co odbiło się na wyrazistości opisu.
W Lalce żartobliwie kpił z Rzeckiego, który nie opuszczał Warszawy, a gdy raz wybrał się w podróż, to w ostatniej chwili wyskoczył z pociągu.
Reklama
„Życie całe mi złamali”
Jak wspominał Jan Lorentowicz, dwadzieścia lat po zdarzeniu na placu Grzybowskim dawni uczestnicy zajścia prosili pisarza o wybaczenie. Ten zaś odrzekł, że nie może im tego darować. „Życie całe mi złamali” – wyjaśniał znajomym.
Prus w ciągu swego życia w rozmaitych dramatycznych sytuacjach często mdlał. W dodatku chorował na epilepsję. Swoje lęki pisarz postanowił leczyć. Mając bilet wolnej jazdy, mógł jeździć do rozmaitych kurortów, nawet tych za kordonem, na przykład do Zakopanego. Ale z Zakopanego uciekł.
Nocując w Krakowie, nie mógł zasnąć. Wspominał potem, że „stanął w hotelu Pod Różą”. Okazało się, że coś zakłóca ciszę nocną. „Byłbym się wyspał, ale jakiś idiota co godzina grał na trąbce”. Nie spodobał się mu hejnał mariacki.
Miejscem, w którym najlepiej wypoczywał, był Nałęczów. Poznał tam piękne panie, z którymi flirtował – Oktawię Rodkiewiczową i Alinę Jentysównę, późniejszą Sacewiczową. Kiedyś wyjaśnił, że woli Nałęczów od Zakopanego, bo „w Nałęczowie więcej miłości”. Znamienne.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Piotra Łopuszańskiego pt. Sekrety życia pisarzy i artystów. Ukazała się ona w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Fronda.