W XIX wieku sława nie oznaczała tego samego co dzisiaj. W każdym razie nie dla kobiet. Młode dziewczęta z dobrych domów, które marzyły o karierze scenicznej, musiały liczyć się z tym, że będą poniżane, wyśmiewane, a nawet stawiane w jednym rzędzie z przedstawicielkami najstarszego zawodu świata.
Największe gwiazdy teatru z XIX stulecia traktowano całkiem podobnie, co dzisiejszych celebrytów. Ich życie budziło wielką fascynację i starano się śledzić nawet jego najbardziej prywatne szczegóły.
Reklama
Sława w XIX stuleciu
Dla fanów ważne były wszelkie plotki, doniesienia o schadzkach i potajemnych związkach czy nawet o… ulubionych potrawach. Dobitnie pisała o tym chociażby Anna Leo, autorka pamiętnika Gawęda o niedawnej przeszłości, wydanego w latach międzywojnia:
Tualety, intrygi, powodzenie artystek stanowiły niewyczerpany temat rozmów. Że podlotki kochały się w amantach, a gimnazjaliści uwielbiali liryczne i naiwne, to rzecz oczywista. Że panie „z miasta” ginęły z zawiści patrząc na tualety wielkiej kokietki, że potępiały, zachwycały się, a w tajnikach serc, zazdrościły często, to jasne.
Że krytycy byli, po większej części, stronni, że mężowie-filistry, darli się za kulisy, okazując tam niebywałe zrozumienie sztuki dramatycznej w każdym jej przejawie, o tym mówić nie trzeba.
Dla największych sław układano wiersze i utwory na fortepian. Ich przyjazd na występ w innym mieście ściągał tłumy na dworzec kolejowy, albo pod hotel, gdzie nocowali. Zdarzało się nie raz i nie dwa – jak informowała prasa – że kochaną „primadonnę wywoływano po 40 razy, że ją obsypywano deszczem kwiatów”.
Reklama
Takie przypadki, szeroko opisywane na przykład, gdy była mowa o wielkiej Helenie Modrzejewskiej, nie oddają jednak prawdy o tym, jak faktycznie wyglądały realia życia aktorów i zwłaszcza aktorek przed przeszło stuleciem.
Ponura hipokryzja epoki
„Teatr stanowił jedną z najważniejszych rozrywek belle époque, jednak stosunek społeczeństwa do aktorów był dowodem hipokryzji tamtych czasów” – pisze Sławomir Koper na kartach książki Zbrodnie z namiętności.
Na ten sam problem zwraca uwagę także filolożka Anna Małgorzata Pycka. „Popularyzowany na wszelkie sposoby mit gwiazdy opromienionej nimbem sławy spycha w cień zgrzebną codzienność, której czoła musieli stawiać nawet wielcy” – pisze badaczka na łamach periodyku „Napis”.
„Mimo dowodów kultu zawód aktora, szczególnie w przypadku kobiet, powszechnie uważano za upokarzający, poniżający, a przede wszystkim niemoralny” – kontynuuje. Największe znaczenie miał ostatni zarzut.
Reklama
Aktorka czyli kobieta upadła
Obyczajowość epoki stawiała aktorki w jednym rzędzie z kobietami upadłymi, „wykolejonymi”. Pisała o tym chociażby Gabriela Zapolska – sławna jako powieściopisarka i krytyczka, ale mająca za sobą też własne doświadczenia aktorskie.
W głośnym utworze pt. Panna Maliczewska Zapolska ukazała całą nędzę życia aktorki, która nie osiągnęła powodzenia: młodej dziewczyny mieszkającej kątem w jednym pokoju z jakimś studentem, z parawanem jako jedyną przegrodą. Tak biednej, że nie miała innego wyjścia, jak tylko korzystać z jednocześnie łaskawej i pogardliwej pomocy pań z „Towarzystwa Podnoszenia Kobiet”, widzących w niej kogoś „stojącego poza społeczeństwem”.
Historia była fikcyjna, ale doskonale oddawała realia epoki. „Porządny Europejczyk nie wyobrażał sobie życia bez teatru, lecz aktorzy zajmowali stosunkowo niskie miejsce w hierarchii społecznej” – rozwija temat Sławomir Koper na kartach książki Zbrodni z namiętności.
Konkretnie zaś w rozdziale poświęconym odpowiedniczce Panny Maliszewskiej, tyle że istniejącej naprawdę: Marii Wisnowskiej, zastrzelonej w 1890 roku w Warszawie przez swojego wielbiciela i kochanka.
Reklama
Druga strona uwielbienia
„Pokazywanie się na scenie uważano za niegodne przyzwoitej kobiety, toteż komediantka nie mogła być przyjmowana i szanowana w eleganckim towarzystwie” – wyjaśnia autor Zbrodni z namiętności. „Owszem, urodziwe aktorki uwielbiano, ale traktowano je jak luksusowe kurtyzany”.
Ewentualnie jak delikwentki, które upadły tak dalece, że nie pozostawało im nic innego, jak tylko wstąpić na scenę.
Jak wspominał Tadeusz Boy-Żeleński na kartach jednego ze swoich ciętych, przedwojennych felietonów, „uczciwa dziewczyna”, której zdarzyła się „chwila zapomnienia”, mogła w opinii socjety tylko umrzeć, „albo… zostać aktorką”.
Dramatyczne historie miłości, zemsty i kary
Wybrana bibliografia
- Koper S., Zbrodnie namiętności, Wydawnictwo Fronda 2023.
- Pycka A.M., Blaski i cienie życia aktorek końca XIX wieku pod piórem Gabrieli Zapolskiej, „Napis”, t. 17 (2011).