Dla ubogich mieszkańców galicyjskich wsi kradzieże były prawdziwą zmorą. Chłopi, którzy ledwie wiązali koniec z końcem nie mieli więc żadnej litości dla przestępców, którzy wpadli w ich ręce. Oto jak jeszcze w latach 70. XIX wieku włościanie karali schwytanych rabusiów.
Położona w Beskidzie Wyspowym Żmiąca była pierwszą polską wsią, która doczekała się monografii z prawdziwego zdarzenia. Wydana w 1903 roku praca Franciszka Bujaka nosiła tytuł Żmiąca, wieś powiatu limanowskiego. Stosunki gospodarcze i społeczne. Rzucała ona bezcenne światło na życie chłopów w XIX stuleciu.
Reklama
Co złodzieje kradli chłopom?
Późniejszy profesor historii opisał ogrom szczegółów związanych z wiejską rzeczywistością. Zajął się chociażby tematem przestępstw i oddolnych reakcji na nie. Podkreślał, że w chwili, gdy pisał swoją książkę złodzieje nie stanowili już dotkliwego problemu na prowincji. W związku z tym chłopi „zaniechali skrupulatnego zamykania ruchomości i inwentarza żywego”.
Jednak jeszcze do połowy lat 70. XIX wieku sytuacja prezentowała się diametralnie inaczej. Zgodnie z tym, co pisał Franciszek Bujak sąsiadujące ze Żmiącą „Ujanowice i wsie pograniczne powiatu brzeskiego były siedzibami zawodowych złodziei, którzy prowadzili swe rzemiosło zazwyczaj po kilku wespół z różnych wsi”.
Przestępcy nie mieli żadnych skrupułów i w „trzeciej ćwierci XIX wieku kradli konie, woły, słoninę, wozy, ubranie, korale itd.” To jednak nie koniec. Szczególnie zuchwali i bezwzględni napadali też chłopów w ich własnych chałupach, „wiązali ich i groźbami zmuszali do oddawania pieniędzy”.
Wiejski sposoby karania złodziei
Jako że chłopi ze Żmiącej i okolic – zgodnie z tym co pisał Bujak – przejawiali „wielką niechęć do szukania sprawiedliwości w sądzie”, sami wymierzali kary schwytanym przestępcom. Jak czytamy w książce Żmiąca, wieś powiatu limanowskiego „ludność mściła się za to i każdego pochwyconego złodzieja biła bez miłosierdzia, odbierając mu zdrowie, a niekiedy i życie”.
Reklama
Przykładowo w 1875 roku chłopi z sąsiadującą ze Żmiącą wsi Jaworzna zlinczowali trzech złodziei przyłapanych na gorącym uczynku. Ich śmierć miała „położyć kres wielkim kradzieżom w całej okolicy”.
„Bił go każdy, ile chciał”
Bujak przytacza na kartach swojej książki również historię opowiedzianą mu przez jednego z radców krakowskiego sądu. Mężczyzna jeszcze jako nastolatek spędził w latach 70. XIX wieku wakacje w Żmiącej. Pewnej nocy jednemu z gospodarzy ze spichlerza skradziono kilka sztuk płótna. Kiedy odkryto jego zniknięcie ruszono tropem rabusia.
Jako że płótno było mokre i ciężkie – akurat przechodziło proces bielenia – przypuszczano, że złodziej nie mógł uciec daleko. Idąc po śladach chłopi wytropili przestępcę na jednej z leśnych polan, gdzie w promieniach słońca „przesuszał skradzione płótno”. Po schwytaniu bandytę zaprowadzono do miejscowej karczmy „gdzie się rozpoczęło bolesne dla niego śledztwo, bił go bowiem każdy, ile chciał”.
Dochodzono, czy nie miał wspólników, czy nie on popełnił kilka niedawnych kradzieży względnie, czy nie wie, kto je popełnił. Na drugi dzień odesłano go zupełnie głodnego do sądu w Limanowej w ręce sprawiedliwości, które były dla niego wybawieniem z mściwych rąk chłopskich. W podobny sposób „ślakowano” tj. poszukiwano każdego złodzieja.
Reklama
O tym, że takie traktowanie rabusiów na galicyjskiej wsi w drugiej połowie XIX wieku nie było jedynie zwyczajem chłopów z okolic Limanowej świadczą słowa Jana Świątka.
Pochodzący z powiatu wielickiego etnograf pisał na kartach wydanej w 1897 roku książki Zwyczaje i pojęcia prawne ludu nadrabskiego, że jeszcze 20 lat wcześniej w jego rodzinnych stronach „wielu porwisiów [drobnych złodziei – RK] schodziło w krótkim czasie marnie ze świata po »grzmoceniach«, jakich im zarówno sąd gromadzki, jak i społeczeństwo gminne nie szczędziło”.
Bibliografia
- Franciszek Bujak, Żmiąca, wieś powiatu limanowskiego. Stosunki gospodarcze i społeczne, Gebethner i Spółka 1903.
- Jan Świętek, Zwyczaje i pojęcia prawne ludu nadrabskiego, Akademia Umiejętności 1897.