W roku 1768 szlachta ziemi krakowskiej przystąpiła do konfederacji barskiej – zbrojnej rebelii przeciwko Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i wojskom rosyjskim, stanowiącym na tym etapie podporę jego panowania. Zaciekłe walki trwały przeszło cztery lata. W ich trakcie zamek na Wawelu kilkukrotnie przechodził z rąk do rąk, odbijany kolejno przez Rosjan i konfederatów. Najbardziej pamiętna zmiana przypadła na sam schyłek konfliktu, w zimie 1772 roku. Konfederaci zajęli wówczas twierdzę, ale nie szturmem ani wskutek oblężenia. Podeszli do sprawy o wiele bardziej nieszablonowo.
Inicjatywa wyszła od francuskiego pułkownika walczącego w szeregach rebeliantów, Claude’a Gabriela de Choisy’ego. Oficer od dłuższego czasu szukał sposobu na zajęcie Wawelu, w tym czasie ufortyfikowanego jako trudna do zdobycia twierdza.
Reklama
Atak frontalny nie wchodził w rachubę. Choisy miał sześciuset ludzi. Obrońców było mniej, ale dysponowali trzema liniami fortyfikacji. W razie jawnej napaści odstrzeliliby konfederatów jak kaczki. Należało działać subtelnie. Francuz w tajemnicy kupił dom położony nieopodal Wawelu, gdzie stacjonowali jego agenci. Kaptował też szpiegów.
Dowiedział się na przykład, że na zamku jest niepilnowane okno z kratami wykonanymi z drewna, nie zaś żelaza, a więc łatwe do sforsowania. Przełom nastąpił jednak dopiero, gdy niejaki Rajmund Korytkowski zdradził, iż od strony Wisły znajduje się ujście starego, zapomnianego kanału, który podobno prowadził aż na szczyt wzgórza.
Wycieczka, czyli „po dzisiejszemu ściek”
Jak wyjaśniał badacz dziejów konfederacji barskiej profesor Władysław Konopczyński, dwaj dywersanci – w tym wspomniany Korytkowski – przez miesiąc przesiadywali za dnia w oberży, natomiast nocami „pracowali z pomocą sześciu murarzy i jednego sierżanta nad otwarciem i rozszerzeniem owej »wycieczki«, czyli po dzisiejszemu ścieku”.
Decydujący moment nastąpił w nocy z 1 na 2 lutego 1772 roku. Podkop był gotowy, Choisy wydał rozkaz do ataku.
Reklama
Trzy kolumny miały wtargnąć do miasta, czwarta uderzyć na umocnienia bezpośrednio pod zamkiem, piąta: wedrzeć się na wzgórze ściekiem. Na czele ostatniej, najważniejszej grupy, stał inny Francuz, młody kapitan Vioménil. Oficer odnalazł, by znów zacytować Konopczyńskiego, „wąziutką dziurę odchodową na dwie stopy wysoką, na stopę szeroką”.
Podane wymiary wydają się wprost nieprawdopodobne. Stopa staropolska miała niespełna 30 centymetrów, paryska 32,5 centymetra. W każdym razie otwór był bardzo ciasny i smrodliwy.
Wszedł najodważniejszy. Niezwykła droga na Wawel
Lokalny pamiętnikarz, poza tym zaś przyszły rajca i burmistrz Krakowa, Tomasz Krzyżanowski wspominał, że u wylotu kanału stanęło sześćdziesięciu konfederatów.
Otwór określił mianem „Smoczej Jamy”. Nie należy jednak przez to rozumieć, że zamek zdobyto z wykorzystaniem sławnej jaskini. Ściek biegł po prostu blisko rzekomego legowiska smoka (o którym możecie swoją drogą posłuchać w naszym materiale wideo).
Ponoć żołnierze wahali się, co robić dalej. Wtedy „najodważniejszy” z nich – czyli sam dowódca – wstrzymał oddech i „wszedł tym kanałem”. Na dziedziniec wygrzebał się blisko murów. Ślady po górnym wylocie „dziury odchodowej” widać zresztą do dzisiaj, pod kasztanowcem rosnącym obok budynku austriackiego szpitala.
Reklama
Bez jednego wystrzału. Zajęcie Wawelu
Opuściwszy smrodliwą norę, oficer zaraz rzucił się na „moskiewskiego szyldwacha”, stojącego obok. „Za gardło go chwycił i bagnetem przebił” – pisał Krzyżanowski.
Reszta oddziału poszła w ślady Vioménila. Wszyscy nosili białe koszule, by nie rzucać się w oczy na śniegu. Podobno dostrzegli ich klerycy, zmierzający na nabożeństwo do katedry. „Dajcie spokój, my teraz śpiewać będziemy” – miał im powiedzieć jeden z polskich śmiałków.
Według profesora Konopczyńskiego „w mig rozbrojono lub wycięto 90 żołnierzy załogi, uwolniono tyluż jeńców”.
Kolejny pamiętnikarz, Wojciech Mączeński, zanotował, że konfederaci zachowywali się tak cicho, a członkowie garnizonu byli tak zszokowani rozwojem wypadków, że wzgórze udało się zdobyć bez jednego wystrzału. Zanim żołnierze moskiewscy, przebywający w mieście i odpierający ataki pozostałych kolumn, spostrzegli, że wróg trzyma twierdzę, było zbyt późno na skuteczny kontratak.
Najdłuższe nieprzyjacielskie oblężenie Wawelu w dziejach
„W ciągu następnych dwóch i pół miesiąca wojska rosyjskie, przy wsparciu artylerii, wielokrotnie podejmowały ataki na wzgórze” – pisze profesor Ryszard Skowron.
Było to najdłuższe nieprzyjacielskie oblężenie w dziejach Wawelu. Choć nie najdłuższe w ogóle: w okresie potopu szwedzkiego polskie siły Jerzego Lubomirskiego stały pod skałą całożercy przez pięć miesięcy, zresztą bezskutecznie.
Moskalom wystarczyła połowa tego czasu, aby znów doszczętnie zrujnować Wawel. Ataki prowadzono bez żadnego pardonu, wróg próbował nawet podkopywać się pod zamek, żeby następnie zaminować korytarze i wysadzić w powietrze zabudowę wzgórza. Rzecz nie doszła do skutku tylko dlatego, że lita, wapienna struktura Wawelu okazała się zbyt trudna do skucia.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wzgórze wawelskie było jednym z ostatnich, najwytrwalej bronionych bastionów konfederacji. Ludziom Choisy’ego kończyły się jednak zapasy. Jeden z oblężonych wspominał polowania na wrony i wróble, z których „rosół gotowano”.
Zarżnięto też wszystkie konie, poza tym „cała załoga była okryta plugawym owadem, bo wszyscy tylko mieli po jednej koszuli”. Głód i przytłaczająca przewaga wroga skłoniły wreszcie konfederatów do kapitulacji.
Reklama
Epilog historii
W dniu 26 kwietnia 1772 roku na Wawel znów wkroczyli Rosjanie. Przegranym zagwarantowano łaskę, ale wbrew danemu słowu zostali uwięzieni i zesłani na Syberię. Podobnie jak w dobie potopu, doszło do zbezczeszczenia grobów w katedrze. W sierpniu w Petersburgu podpisano natomiast traktaty rozbiorowe.
Na ich mocy trzej sąsiedzi Rzeczpospolitej – Rosja, Prusy i Austria – wydarli pograniczne prowincje kraju, przyłączając je do własnych włości. W Małopolsce nowa rubież biegła na Wiśle. Wawel stał się w efekcie twierdzą graniczną. Po drugiej stronie rzeki rozciągały się odtąd ziemie cesarstwa Habsburgów.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.