W 1655 roku, po błyskawicznej napaści z północy i szybkiej rejteradzie króla Jana Kazimierza Wazy na Śląsk, niemal cała Polska wpadła w ręce Szwedów. Karol X Gustaw wkroczył do Rzeczpospolitej w drugiej połowie lipca, a już 19 października był na Wawelu, jako jego nowy włodarz. Początkowo robił wrażenie, że uszanuje powagę miejsca i będzie dążyć do możliwe legalnego zdobycia korony. Szybko jednak zamiast szukać porozumienia zarządził bezprecedensowy rabunek: w kraju, w regionie i na samym wzgórzu wawelskim.
Sytuacja Małopolski podczas potopu szwedzkiego była na tle reszty państwa nie najgorsza, ale i tak koszmarna. Doszło do unicestwienia około 60 procent całej zabudowy w regionie.
Reklama
Kraków nie tylko ucierpiał w stopniu szczególnym, ale też już nigdy – przynajmniej w czasach przednowoczesnych – nie podniósł się z upadku. Wystarczy stwierdzić, że przed potopem cała aglomeracja liczyła około 35 000 mieszkańców. Przeszło sto lat po najeździe szwedzkim, u schyłku I Rzeczpospolitej, poniżej 25 000.
W okolicy Szwedzi splądrowali i zniszczyli wszystkie cenne zamki: w Lanckoronie, Lipowcu, Łobzowie, Tenczynie, Pieskowej Skale i wiele innych. Tylko z Wiśnicza łupy wywieziono na 150 wozach. O wiele więcej pojazdów potrzeba było do ogołocenia Wawelu.
Okup albo rabunek
Najeźdźcy skupili swoją uwagę przede wszystkim na skarbach katedralnych. Władze kościelne chyba do końca łudziły się, że wróg uzna nietykalność miejsca, gdzie wynoszono do władzy monarchów i składano ich doczesne szczątki.
Zawczasu zdecydowano się ewakuować tylko najcenniejsze relikwie – między innymi domniemane czaszki Świętego Stanisława i Floriana – a także część archiwów i zbiorów bibliotecznych. Przytłaczająca większość precjozów pozostała jednak na miejscu, wydana na pastwę Szwedów.
Reklama
Kanonik Szymon Starowolski relacjonował, że już w kilka dni po tym, jak oprowadził Karola X Gustawa po najważniejszym polskim kościele, okupanci zażądali od niego, by „okupił” katedrę kwotą 100 000 talarów. Sumę tę można przeliczyć na około 300 000 florenów lub na, bagatela, jakieś 40 milionów dzisiejszych złotych.
Osłupiały opiekun świątyni odparł, że niepodobna zgromadzić od ręki tak niesamowitą kwotę. Dla Szwedów odmowa nie wchodziła w rachubę.
Pierwsze wtargnięcie do skarbca katedralnego
Król osobiście oddelegował jednego ze swoich oficerów na inspekcję skarbca katedralnego. Ten, „zobaczywszy wiele skrzyń cudnych, posłał zaraz po stolarza i kazał je rozbijać”.
Rabunek trwał pięć dni. A Starowolski był zmuszony przyznać, że wartość zabranych „rysiów, marmurków, soboli, srebra, szat, obić rozmaitych, krzyżów, kielichów, monstrancji i lichtarzy” wyraźnie przekraczała sumę zarządzonej wcześniej kontrybucji.
Sukces tylko rozochocił najeźdźców. Minął zaledwie tydzień, a komisarz Knut Andersson, wyznaczony przez Karola X Gustawa, znów pojawił się w katedrze. Pod jego kierunkiem przeprowadzono drugi rabunek, czy też raczej drugą „rewizję”.
W dokumentach i listach Szwedzi woleli bowiem posługiwać się takim eufemistycznym określeniem dokonywanych barbarzyństw. „Zniknęły wtedy cenne kobierce, srebra, opony flandryjskie” – wyliczał Michał Rożek.
Nie oszczędzili nawet grobów królewskich
Łącznie rewizji było aż osiem. Trzecia i czwarta odbyły się w roku 1656. Piątą przeprowadzono wiosną 1657. Zniszczono wówczas relikwiarz głównego patrona katedry. Padł poza tym rozkaz, by zabierać wszelkie srebro trzymane w kościele, nawet jeśli było przytwierdzone na stałe.
Reklama
„Dzień cały i noc ta rewizja trwała” – opowiadał anonimowy świadek wydarzeń. Zgodnie z jego relacją gubernator Krakowa, generał Paul Würtz, „sam wziąwszy statuę srebrną Świętego Stanisława z ołtarza, uderzył nią o ziemię aż się kamień rozbił”.
Dowódca zdzierał też własnoręcznie srebrne blachy z ołtarza. Z kolei figurę Piotrowina, rycerza, którego według legendy wskrzesił biskup Stanisław, rozbił młotem. Następnie jego żołdacy „trumnę [Stanisława] rozbili i wieko oderwali”.
Potem: „poszli do skarbca, gdzie każdą szufladę szafy otwierali, po murach kuli, posadzki wywracali, ze skrzyń brali co tylko byli w stanie napchać w kieszenie”. Grabieżcy posunęli się nawet do zdzierania obić z krzeseł. Wreszcie zapuścili się i do krypt pod kościołem.
„Nie pozostawiono w spokoju grobów królewskich” – komentuje Maria Romanowska-Zadrożna z Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów. Szwedzi byli tak żądni srebra, że aż wyrywali gwoździe z trumny króla Władysława IV Wazy.
Reklama
Doszło ponadto do profanacji pochówków biskupich. Świadek wydarzeń pisał, że ludzie Würtza dobrali się nawet do szczątków dawnych hierarchów krakowskiej prowincji kościelnej: „Ze zwłok pierścienie, łańcuchy i godła, ze złota lub srebra wykonane, pościągano”.
Owoce tylko tego jednego rabunku włożono na 80 wozów. Skarby zostały bezceremonialnie przetopione na kruszec, potrzebny do wybijania monet i opłacania wojska.
Ostatnia rewizja
Rewizja szósta i siódma miały, jak wyjaśniał profesor Michał Rożek, ograniczoną skalę. Ósma przyniosła jednak „ostateczne spustoszenie”.
Zajadłość Szwedów rosła, bo też wojna nie toczyła się już po ich myśli. Jan Kazimierz Waza, wbrew naciskom wielu senatorów, odmówił złożenia korony. Potworna skala zbrodni dokonywanych przez najeźdźców sprawiła zaś, że w kraju tężała chęć odwetu.
Kontrofensywa, w dużym stopniu iście partyzancka, przynosiła coraz większe sukcesy. Kraków oraz Wawel ponownie znalazły się w oblężeniu. Najpierw próbowali zdobyć je sami Polacy, następnie siły polskie wraz z nowymi, austriackimi sojusznikami.
Reklama
Ostatnia, tragiczna rewizja katedry, przypadła na 8 lipca 1657 roku, kiedy odbicie wzgórza i miasta wydawało się już nieuniknione.
„Zlustrowano kaplice, zabierając wszystkie kosztowności. Nie pominięto depozytów złożonych w katedrze. Wtedy zniknął też srebrny ołtarz Świętego Stanisława, sprawiony w XVI wieku” – wymieniał profesor Rożek.
Ołtarz, w przeciwieństwie do trumny ufundowanej świętemu przez Wazów, został zawczasu ukryty. Szymon Starowolski nakazał go zakopać na cmentarzyku przylegającym do katedry. Znalazł się jednak jakiś zdrajca, który w ostatniej chwili wyjawił to miejsce. I wypada podkreślić, że nie był on jedynym „życzliwym”.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.