W większości przypadków nie da się jednoznacznie stwierdzić w jakim celu Słowianie wznosili swoje grody. Warownie nie były z reguły stale zamieszkiwane, wbrew częstym wyobrażeniom nie stanowiły też na ogół zalążków miast. Po co więc je wznoszono? Jedna z teorii wiąże się bezpośrednio z odstręczającym procederem, który zapewniał bogactwo słowiańskim wodzom.
O różnych powodach budowy grodów, jakie proponuje się w nauce, pisałem już w innym artykule. Krótko wspomniałem tam także teorię najbardziej kontrowersyjną, a przynajmniej najbardziej sprzeczną z tym, jak tradycyjnie wyobrażano sobie pokojowe słowiańskie społeczności.
Reklama
Od kilku dekad coraz większe grono specjalistów twierdzi, że część grodów wznoszono nie jako ośrodki kultowe czy symbole władzy, ale swoiste obozy przeznaczone do przetrzymywania niewolników – ludzi porywanych z ziem sąsiednich grup słowiańskich i przenoszonych na inne obszary, albo sprzedawanych poza Słowiańszczyznę, zwłaszcza do świata arabskiego.
Nowe spojrzenie na sławny gród Wielkich Moraw
Intrygujący przykład stanowi chociażby grodzisko w Mikulčicach przy obecnej granicy czesko-słowackiej, uchodzące za jedną z największych warowni wzniesionych we IX wieku, za czasów państwa wielkomorawskiego.
Tylko centralna część tego kompleksu zajmowała imponujące 10 hektarów. Według tradycyjnych interpretacji był to ważny ośrodek władzy i garnizon książęcej drużyny wojskowej.
Badania nowoczesnymi metodami, prowadzone w latach 2013–2014, nie przyniosły jednak oczekiwanych znalezisk: elementów uzbrojenia, klamr pasów, ostróg. Słowem niczego, co by potwierdzało, że za wałami zamieszkiwali wojownicy stanowiący podstawę potęgi Mojmira i jego potomków. Archeolog Jiří Macháček proponuje alternatywne rozwiązanie zagadki tej wielkiej fortecy.
Reklama
„Osobiście jestem skłonny sądzić, że gęsto zabudowany, ale też podzielony i odgrodzony obszar majdanu, z przestronnymi domami, mógł służyć za obóz dla jeńców, którzy byli tu zaganiani na skutek wypraw zbrojnych organizowanych przez morawskich książąt, a następnie sprzedawani handlarzom na dobrze znanych targowiskach niewolników, działających w regionie” – pisze profesor Uniwersytetu w Brnie.
Wielkie, ale puste
Marek Jankowiak, polski archeolog zatrudniony na Uniwersytecie Oksfordzkim, twierdzi, że tak też należałoby intepretować grupę zagadkowych, „wielkich, ale pustych”, grodów z Małopolski.
Mowa o kilkunastu warowniach, na których obszarze nie odnaleziono śladów stałego zamieszkiwania. Badacze różnie próbowali wyjaśniać fakt, że włożono ogromny wysiłek, potrzebny do ich zbudowania, potem zaś nie zdecydowano się osiedlić wewnątrz wałów.
Jankowiak pochyla się między innymi nad przypadkiem bardzo dużego, 15-hektarowego grodu w Naszacowicach, położonego u podnóża Karpat: na uboczu w stosunku do najgęściej zaludnionych okolic, ale za to na jednej z tras wiodących znad Wisły ku Morawom.
Reklama
Wykopaliska prowadzone na obszarze warowni przyniosły wiele zastanawiających rezultatów. Odnaleziono na przykład ślady wielkich pieców chlebowych, pozwalające sądzić, że produkcją i dystrybucją żywności zajmowano się centralnie. Tak jak dzieje się to… chociażby w więzieniach.
Wielkim obozem niewolniczym mogły być nie tylko Naszacowice, ale też chociażby 50-hektarowy Stradów. Według Marka Jankowiaka taką funkcję da się ostrożnie przypisać także wielu małym gródkom z północnej części Słowiańszczyzny. Badacz wyjaśnia, że różnice skali wynikały z odmiennych form transportu.
Pałac czy barak?
W nizinnym krajobrazie, gdzie brańców przewożono łodziami, łowcy niewolników każdorazowo zabierali ze sobą najwyżej kilkadziesiąt ofiar. Mały kolisty gródek spokojnie więc wystarczał do zamknięcia ich na noc.
Ciekawy, choć dalece niepewny, przykład stanowi chociażby gród w wielkopolskim Moraczewie. Na jego terenie odnaleziono ślady imponująco wielkiej (jak na realia Słowiańszczyzny) budowli o powierzchni sięgającej nawet 200 metrów kwadratowych.
Reklama
W myśl tradycyjnej interpretacji była to hala, w której zbierali się starsi czy też możni na uczty oraz narady. Ale ostatnio zwrócono uwagę, że na miejscu konstrukcji brakuje jakichkolwiek przedmiotów luksusowych, śladów zbytku i przepychu. Stąd sugestia, że może jednak gmach nie był żadnym pałacykiem, ale… barakiem, w którym tłoczono grupy niewolników, by łatwiej sprawować nad nimi nadzór.
Dla porównania na południu, wśród wyżyn, gdzie podróżowano lądem, niewolnicza karawana mogła obejmować jednorazowo nawet setki nieszczęśników zakutych w kajdany i obroże.
Stąd obozy przeznaczone do ich przetrzymywania były znacznie większe: stanowiły ogromne ogrodzone pola z nędznymi chatkami. Zabezpieczane przede wszystkim po to, by uniemożliwiać ucieczkę z ich wnętrza, ale niestanowiące twierdz, które mogłyby się skutecznie oprzeć zewnętrznemu wrogowi.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Dowiedz się więcej na Empik.com.