Tuż po 9.18 w dniu 12 kwietnia 1961 roku, jedenaście minut od startu statku Wostok 1, silnik zgodnie z planem się wyłączył. Jurij Gagarin, tak jak się spodziewał, usłyszał głośne uderzenie. Dziesięć sekund później nastąpił wstrząs, kiedy trzeci stopień rakiety automatycznie odłączył się od Wostoka. Cała R-7, ze swoimi sześcioma silnikami i paliwem, została wykorzystana w ciągu kilku minut. Spełniła swoje zadanie.
Teraz statek został pozostawiony sam sobie. Zaczął się powoli obracać. Jurij Gagarin szybko notował w notesie wartości ciśnienia i temperatury ze wskaźników przed sobą. Podniósł przyłbicę hełmu. Poluzował pasy. Kiedy zaś to zrobił, poczuł, że unosi się nieznacznie nad fotelem; trzymały go tylko pasy.
Reklama
Odwrócił głowę, by wyjrzeć przez bulaj. [W raporcie złożonym po fakcie państwowej komisji stwierdził]:
Ziemia przesuwała się w lewo, potem w górę, w prawo, a w końcu w dół […] mogłem dostrzec horyzont, gwiazdy, niebo. Było zupełnie czarne, czarne. Widać było mnóstwo gwiazd. Ich jasność zdawała się wyraźniejsza na tle czerni i wskutek szybkości ich przesuwania się za bulajami po prawej stronie i Wzorem.
Ujrzałem horyzont, zakrzywienie Ziemi. Horyzont miał piękny, głęboko niebieski odcień. Sama krawędź Ziemi była natomiast jasnoniebieska, po czym stopniowo ciemniała, przechodząc w fiolet, a następnie w czerń.
„Niebo czarniejsze niż jakiekolwiek inne”
Gagarin znalazł się na orbicie. Żaden człowiek wcześniej nie oglądał tego co on. Powoli obracający się Wostok sprawił, że Ziemię w bulaju zastąpiło Słońce, niemal kompletnie oślepiając Gagarina. A potem znów pojawiło się niebo, czarniejsze niż jakiekolwiek inne, jakie wcześniej oglądał.
Pogrążony w podziwie, gapił się przez okna. Przeszkadzała mu nieco lampa od kamery; obniżył jej jasność, by mieć jeszcze lepszy widok. Odczuwał bezbrzeżną euforię. Niczym w jakimś powolnym tańcu Ziemia ponownie przesunęła się za bulajem. Jej uroda obezwładniała.
Reklama
Chyba jednym z największych paradoksów tej opowieści jest fakt, że Gagarin mógł obserwować piękno naszej planety tylko dzięki rakiecie zaprojektowanej przede wszystkim po to, by niszczyć. Teraz, oniemiały, patrzył, jak świat przesuwa się daleko w dole.
Gdzieś tam znajdowały się wielkie obszary ZSRR. A później Ziemia znów znikła i znów mógł patrzeć na gwiazdy, tysiące jasno świecących punktów, które jednak nie migotały jak te oglądane z Ziemi.
„Absolutnie wszystko fruwa!”
Stracił poczucie, że cokolwiek waży, nie czuł ucisku na ciele. Doświadczył wcześniej kilkunastu sekund nieważkości podczas akrobatycznych lotów treningowych; sekund, które były niesamowite; tym razem było to trochę inne odczucie, w dodatku nie kończyło się po chwili.
„Wszystko się unosi – nagrał się wkrótce potem. – Absolutnie wszystko fruwa!”. I wszystko fruwało – ponieważ… spadało. Nie chodzi o to, że w przestrzeni kosmicznej nie ma grawitacji. Ta wciąż przyciągała Wostoka do Ziemi; jednak przy jego oszałamiającej prędkości Ziemia „zakrzywiała się” pod nim szybciej, niż mógłby na nią spaść. To właśnie to wywoływało odczucie nieważkości, nie brak grawitacji. Gagarin wciąż, i to dosłownie, spadał okrążając świat.
„Nagle głos Gagarina rozległ się głośno i wyraźnie”
W bunkrze [kontroli lotu] napięcie sięgnęło zenitu. Przez przekaźnik słyszeli operatora radiowego w Kołpaszewie, wywołującego Gagarina: – Jak się czujecie? I nagle głos Gagarina rozległ się głośno i wyraźnie. – Słyszę was dobrze! Czuję się znakomicie! Mogę dostrzec Ziemię przez Wzor. Wszystko jest w porządku. Witajcie wszyscy! Jak mnie słyszycie?
– Słyszymy cię! Zebrani w bunkrze wybuchnęli radością. „Wszyscy się ściskali, całowali, gratulowali – wspominał Kiryłow. – Były też łzy. Łzy radości”.
Korolow wstał przy swoim stoliku. Iwanowski wspominał, że niektórzy próbowali go podnieść, trzymając w ramionach, „zgodnie ze starą tradycją”, ale „sufit był zbyt nisko”. Korolow obszedł więc cały pokój „i uściskał każdemu rękę” – wspominał Czekunow.
„A potem powiedział proste: «Dziękuję wam»”. Ze stacji śledzącej, gdzie obserwowano start, Titow i inni także słyszeli Gagarina:
Reklama
Usłyszeliśmy głos Jurija – mówił, że wszystko jest w porządku i że wchodzi na orbitę. Słuchaliśmy w milczeniu […] a potem wszyscy zaczęli się cieszyć i gratulować. Wstałem. Próbowałem jakoś samemu to sobie poukładać. Wciąż jednak nie mieściło mi się to w głowie.
Był tutaj tak niedawno – a teraz jest na orbicie? Tak szybko? Czułem się zupełnie zdezorientowany […]. Jak to możliwe, że nasz Jurij okrąża tam teraz Ziemię? Był tu przecież przed chwilą – a teraz co, fruwa na orbicie? Nijak nie mogłem sobie tego wytłumaczyć!
Korolow natychmiast zadzwonił do [pierwszego sekretarza Nikity] Chruszczowa przebywającego na wakacjach w daczy nad Morzem Czarnym, w miejscowości wypoczynkowej Picunda. Poinformował premiera, że Gagarin znalazł się na orbicie i że wszystko idzie dobrze. Zapowiedział, że zadzwoni ponownie po lądowaniu kosmonauty. (…)
Nie wszystko poszło zgodnie z planem
Wszyscy czekali teraz na prymitywny komputer z NII-4, który miał obliczyć parametry jego orbity. Trwało to siedem pełnych napięcia minut. Kiedy w końcu dane przekazano przez pojedynczą linię telefoniczną, okazało się, że coś jest nie tak.
Zgodnie z planem Wostok w apogeum orbity, czyli jej najwyższym punkcie, miał się znaleźć na wysokości nie wyższej niż dwieście siedemnaście kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Ale wstępne obliczenia NII-4 wskazały, że przebywa on na wysokości trzystu dwóch kilometrów, a późniejsze, dokładniejsze – że na trzystu dwudziestu siedmiu kilometrach. Gagarin był więc co najmniej osiemdziesiąt, a może i sto dziesięć kilometrów za wysoko.
Reklama
Winowajcą, jak się później okazało, nie był jednak silnik trzeciego stopnia – mimo mrożącej krew w żyłach serii trójek – lecz silnik drugiego, głównego, stopnia R-713 . Sygnał radiowy wysłany
z powierzchni Ziemi nie spowodował jego wyłączenia. Awaryjny system na pokładzie zadziałał, ale wyłączył go ułamek sekundy za późno, nadmiernie rozpędzając rakietę i kierując ją zbyt wysoko. (…) I nawet jeśli nikt w bunkrze dowodzenia nie znał jeszcze przyczyny, doskonale wiedział – tak samo jak Korolow stojący przy atlasie z gumką i pinezką z czerwoną flagą – że z orbitą, na której znalazł się Gagarin, wiążą się dwa fatalne następstwa.
Po pierwsze, wyląduje on w niewłaściwym miejscu, na pewno nie tam, gdzie oczekiwały na niego zespoły ratownicze. Po drugie zaś, gdyby silnik hamujący zawiódł i w kwestii powrotu do domu trzeba by polegać na grawitacji, Gagarin z pewnością by zginął.
W tym bowiem wypadku nie chodziło nawet o szwankujący filtr powietrza, którego niewłaściwe działanie zapewne zabiłoby go w ciągu dziesięciu dni. Przy tak wysokiej orbicie powrót na Ziemię mógłby zająć nawet trzydzieści dni – a do tego czasu skończyłoby się już jedzenie, woda i tlen.
Reklama
Nikt nie zamierzał mu o tym powiedzieć
Silnik hamujący miał się uruchomić za niecałe sześćdziesiąt minut, kiedy kapsuła będzie nad zachodnią częścią Afryki, po drugiej stronie świata. Jeśliby nie zadziałał, Gagarin umierałby w kosmosie powoli i samotnie przez kilka dni lub może nawet tygodni.
Zbyt wysoka orbita niespodziewanie naraziła go na wielkie niebezpieczeństwo. Jednak sam ogarnięty euforią Gagarin, pędzący wokół Ziemi tysiące kilometrów na wschód od ZSRR w czasie, gdy jego pozycję śledzono, przestawiając gumkę na szkolnym atlasie, nie miał pojęcia, że znalazł się zbyt wysoko. W kapsule nie było żadnego wskaźnika, który by go o tym poinformował. Nikt zaś nie zamierzał mu o tym powiedzieć.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Stephena Walkera pt. Kosmiczny wyścig. Zdumiewająca historia pierwszego człowieka, który opuścił Ziemię. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2023 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.