W średniowieczu, zwłaszcza tym wczesnym, najwyżej kilka procent całej ludności potrafiło czytać. Rzeczą niezwykle rzadką były też wówczas zadbane i utrzymywane trakty. Na słabo zaludnionych obszarach, a więc chociażby na niemal całej Słowiańszczyźnie, każda dłuższa podróż wymagała przedzierania się przez dzikie ostępy i puszcze. Jak radzono sobie z tym bez map i drogowskazów?
Konsekwencje pomylenia drogi podczas średniowiecznych wypraw bywały śmiertelnie poważne. Nic dziwnego, że w zachodniej Europie u schyłku epoki przygotowywano nawet swoiste rozmówki, instruujące zamożnych podróżnych – ludzi obytych z pismem, ale niekoniecznie nawykłych do konwersowania z plebsem – jak powinni zdobywać wiedzę konieczną na szlaku.
Reklama
Na przykład w pewnej angielskiej księdze z przełomu XIV i XV wieku można wyczytać, że dobrym źródłem wiedzy są damy lekkich obyczajów, a właściwy przebieg podróży należy kontrolować, obserwując charakterystyczne głazy, drzewa albo ryte znaki. O drogowskazach z literami nie ma tam jednak mowy.
Niepewni przewodnicy
Na wczesnej Słowiańszczyźnie, gdzie odległości między osadami były znacznie większe, gęstość zaludnienia skromna, a puszcze dziewicze, szczególnie obawiano się zgubienia drogi. Przy podróżach w nieznane strony przyjął się zwyczaj, by najmować przewodników, choć nie zawsze przynosiło to oczekiwane skutki.
Na przykład w 1005 roku niemiecka armia, prowadzona przez króla Henryka II przeciwko Polakom, zgubiła się w lesie i straciła wiele tygodni na bezcelowej tułaczce, bo Bolesław Chrobry zawczasu zadbał o przekupienie (siłą rzeczy lokalnych, słowiańskich) przewodników. Ci, zamiast prosto pod Poznań i Gniezno, poprowadzili wroga naokoło, klucząc po „pustkowiach i bagnach”.
Drogowskazy bez pisma
Słowiańskie trakty, przynajmniej te często używane, miały swoje oznaczenia. Przez stulecia wykonywano je jednak bez użycia pisma.
Reklama
Z roku 1124 pochodzi najstarsza wzmianka o tym, że w Polsce nacinano drzewa przy szlakach, by tym sposobem wskazać podróżnym właściwy kierunek. Historyk Ryszard Kiersnowski niewątpliwie miał rację, gdy pisał, że takie metody musiały być w użyciu już znacznie wcześniej.
„Nie wiemy wprawdzie, jak wyglądały te znaki »drogowe«, ale można domyślać się, że były to nacięcia w kształcie litery X, najłatwiejsze do szybkiego wykonania” – dopowiadał Kiersnowski.
Poza nacięciami na Słowiańszczyźnie stosowano oznaczenia w kształcie odpowiednio formowanych głazów czy nawet słupów, stawianych chociażby w połowie drogi między dwoma ważnymi punktami.
Niebezpieczeństwa podróży
Żadna z opisanych metod nie była jednak niezawodna, ani w pełni czytelna. Doskonale świadczą o tym chociażby historie, jakie opowiadano o dwóch węgierskich królach z XI stulecia: Władysławie I i Andrzeju I.
Reklama
Pierwszy z nich miał zagubić się wśród pustkowi na wschodnich pograniczach państwa i niemal wyzionąć ducha.
Drugi, wedle pewnej historii przechowanej w kronikach, faktycznie postradał życie, gdy nieopatrznie oddalił się od traktu. I choć relacja ta zapewne nie była prawdziwa, to dobrze ilustruje zupełnie realne zagrożenia oraz obawy.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Dowiedz się więcej na Empik.com.