Cukierkowa i wciąż powielana przez podręczniki wizja wczesnych średniowiecznych państw jako owocu postępu i pokojowej konsolidacji niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Silne wodzostwa opierały się nie na współpracy, ale na przymusie i szantażu. Charyzmatyczne jednostki najczęściej przejmowały kontrolę, bo były w stanie wymusić posłuszeństwo na otoczeniu. Były to, używając dzisiejszej nomenklatury, zasadniczo systemy mafijne. W realiach wczesnej Słowiańszczyzny utrzymywały się one przede wszystkim z niewolenia i sprzedawania ludzi.
Uzbrojone osiłki na usługach zwykle samozwańczego księcia wymuszały daniny od prostych rolników, nie oferując nic w zamian. Państwo wczesnośredniowieczne istniało samo dla siebie, by tuczyć przywódców i elitę. Nie wspierało handlu, chyba że zarabiał na nim sam książę, nie zapewniało infrastruktury, na co dzień nie dbało nawet o porządek czy sprawiedliwość na poziomie lokalnym.
Reklama
Wpływowy amerykański historyk Richard Pipes twierdził, że na przykład wczesną Ruś należałoby zasadniczo uznać nie za państwo, ale raczej za swoistą kompanię handlową, przynoszącą profity jednej rodzinie i jej otoczeniu.
Według polskiego badacza Andrzeja Pleszczyńskiego dokładnie tak samo powinno się rozumieć także inne wczesne państwa na Słowiańszczyźnie – od Wielkich Moraw po władztwa Piastów czy Przemyślidów, które dały początek odpowiednio Polsce oraz Czechom.
Jak wyjaśnia mediewista z UMCS w Lublinie wszystko to były twory „bardzo słabo zakorzenione w społeczeństwie”. Działalność ich elit sprowadzała się zasadniczo tylko do objeżdżania „luźno kontrolowanych obszarów”, okazywania siły, doraźnego rozstrzygania sporów, a poza tym do „karania opornych, pacyfikacji przeciwników i nagradzania swoich ludzi”.
Źródło bogactwa, o którym się nie mówi
Łupienie własnych poddanych nie wystarczało zwykle do zapewnienia sobie lojalności wystarczająco dużych grup wojowników, książęta zajmowali się więc poza tym wyprawami łupieżczymi na sąsiadów, zwykle również słowiańskich.
Reklama
W sytuacji, gdy w regionie brakowało oczywistych bogactw, podkradano sobie wzajemnie przede wszystkim bydło, potrzebne do uprawy roli, oraz ludzi. Ci ostatni mogli zostać osadzeni w wioskach zwycięskiego wodza, przez co to jemu na przyszłość oddawali daniny albo zapewniali rekrutów do drużyny zbrojnej. Mogli też jednak zostać sprzedani za granicę.
W uproszczonym, szkolnym wykładzie dziejów Polski i Słowiańszczyzny o wiele zbyt rzadko wspomina się o tym, skąd wcześni władcy czerpali bogactwo. Jednym z głównych źródeł profitów był zaś handel żywym towarem. Książęta Moraw, Czech, Wielkopolski czy Rusi rośli w siłę i opływali w zbytki, bo nie wahali się zakuwać pokonanych wrogów w kajdany i obroże, a następnie pędzić ich na targi niewolników.
W zderzeniu z pięknymi legendami o gościnnym Piaście, o założeniu pierwszej polskiej stolicy na miejscu orlego gniazda albo o początkach dynastii Przemyślidów i o mitycznym złotym wieku, gdy w Kotlinie Czeskiej „nikt nie znał słowa »moje«”, lecz wszystko było „nasze”, wizja słowiańskich książąt jako łowców niewolników może szokować. W nauce taki obraz rzeczy nie jest jednak ani zaskakujący, ani nowy. Dzisiaj wielu badaczy tematu przyjmuje go wręcz za coś oczywistego.
Niewolnictwo we wczesnym średniowieczu
O niewolnictwie często myśli się tak, jakby było zjawiskiem charakterystycznym dla epoki antyku, ale nie dla średniowiecza. Właściwie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że potęga Rzymu wspierała się na harówce milionów nieszczęśników, którym nie płacono za pracę i którzy nie mogli decydować o własnym życiu.
Reklama
Panuje jednak pogląd, że ten system zawalił się wraz z imperium i przynajmniej w Europie nie był w kolejnych stuleciach akceptowany, ponieważ uchodził za sprzeczny z zasadami wiary chrześcijańskiej. To zupełna pomyłka.
Jak stanowczo podkreślał chociażby francuski mediewista Pierre Bonnassie o niewolnictwie we wczesnośredniowiecznej Europie zachowało się nawet więcej informacji źródłowych – dokumentów, zapisów w kronikach, wzmianek w żywotach świętych – niż na temat tej samej instytucji w czasach starożytnego Rzymu.
Szacuje się, że na ziemiach Franków i następnie we Francji do X wieku około 10 procent populacji stanowili niewolnicy. Podobny odsetek jest przyjmowany w odniesieniu do Anglii. Te liczby nie oddają jednak prawdziwej skali zjawiska. Wczesnośredniowieczna Europa była przede wszystkim masowym eksporterem niewolniczej siły roboczej.
Ludzi wyłapywano, krępowano i wywożono, najczęściej do świata muzułmańskiego – na zachód, do Andaluzji, albo na wschód, ku Bagdadowi. Źródłem żywego towaru była zaś w pierwszej kolejności Słowiańszczyzna.
Handel słowiańskimi niewolnikami
Niemiecki badacz Joachim Henning wyjaśnia, że w wiekach IX–XI znikąd nie sprowadzano i nie sprzedawano równie wielu niewolników, co z ziem słowiańskich.
Niekiedy odrażającym procederem zajmowali się Frankowie, a następnie Niemcy. Niewolnicy trafiali w ich ręce podczas wypraw zbrojnych na wschód. Sprzedaż ludzi przez chrześcijan uzasadniano różnicami wyznaniowymi. Panował bowiem cyniczny pogląd, że ci, którzy nie znali Chrystusa, nie zasługiwali też na wolność.
To był jednak wyłącznie margines zjawiska. W sprzedaży ludzi brylowali przede wszystkim sami Słowianie.
Wybitny czeski mediewista Dušan Třeštík twierdził kategorycznie, że handel żywym towarem stanowił siłę sprawczą, która pozwoliła stworzyć średniowieczną Europę Środkową. W jego przekonaniu w realiach, jakie panowały na Słowiańszczyźnie, tylko sprzedawanie ludzi mogło zapewnić środki wystarczające, by stworzyć armie z prawdziwego zdarzenia i zbudować podwaliny zorganizowanych państw.
Już władcy Wielkich czy też Starych Moraw obławiali się na tym zjawisku. Potem to samo zajęcie stanęło u podstaw sukcesu czeskich Przemyślidów oraz wielkopolskich Piastów. Stolica tych pierwszych, Praga, stała się wręcz w X wieku największym targiem niewolników w regionie, jeśli nie w całej Europie.
Reklama
Ilu Słowian sprzedano w niewolę?
Dokładną skalę zjawiska trudno zrekonstruować. Bardziej sceptyczni badacze twierdzą, że rocznie wywożono poza Słowiańszczyznę do kilkuset osób. Inni są jednak zdania, że liczba ta sięgała raczej kilku tysięcy, zwłaszcza w bardziej niespokojnych latach.
Nawet ostrożne szacunki kazałyby się w każdym razie domyślać, że w okresie, gdy proceder był najsilniej rozwinięty, a więc w wiekach IX i X, w niewolę sprzedano łącznie przynajmniej ćwierć miliona Słowian. A prawdopodobnie sporo więcej.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Dowiedz się więcej na Empik.com.