W dzisiejszych czasach bycie singlem jest czymś zupełnie normalnym. Obecnie nad Wisła jest ich 7,5 miliona. Na dawnej polskiej wsi sytuacja wyglądała jednak diametralnie inaczej. Przytłaczająca większość chłopów i chłopek wchodziła w związki małżeńskie. Oto jak traktowano w XIX-wiecznej Galicji tych, którzy nie stanęli na ślubnym kobiercu.
Słynny działacz ludowy i trzykrotny premier II RP Wincenty Witos podkreślał w swoich wspomnieniach, że gdy był młody „marzeniem każdej dziewczyny wiejskiej było nie tylko wyjście za mąż, ale uzyskanie przy tym utrzymania i zdobycia odpowiedniego honoru”.
Reklama
Dlaczego dawne chłopki nie wychodziły za mąż?
Dlatego rodzina dziewczyny na wydaniu dokładała starań, aby stanęła ona przed ołtarzem. Rzecz jasna nie wszystkim chłopskim córkom udawało się zmienić stan cywilny. Jak wyjaśniał Jan Świętek na kartach wydanej w 1897 roku książki Zwyczaje i pojęcia prawne ludu nadrabskiego:
Jeżeli się zdarzy, że która dziewczyna nie wychodzi za mąż, to główną przyczyną tego jest brak majątku czy to w gruncie, czy to w pieniądzach, obok braku urody i rzutności. Uroda i gospodarność starczą niekiedy dla bogatszego mężczyzny za majątek, ale częściej pod wpływem zawiązanych przed ślubem stosunków.
Zwykle w warunkach zamęścia główną rolę odgrywa obecnie wysokość wiana i nadzieja gospodarności narzeczonej, a powierzchowność idzie na plan drugi. Mimo to gdy ładna dziewka, a biedna, nie wychodzi za mąż przynajmniej za biednego, jak i ona, chłopa, zawdzięcza to okoliczności, że albo zanadto „przebiera” między parobkami albo też nisko upadła moralnie.
Takie chłopki były obiektem drwin
Zarówno Świętek jak i Witos podkreślali, że na chłopki, które nie wyszły za mąż czekały kpiny ze strony reszty mieszkańców wsi. Odnoszono się do nich z niechęcią nazywając je „ciotkami”.
Reklama
Gdy Witos był dzieckiem na lepsze traktowanie mogły liczyć tylko te niezamężne chłopki, które spędzały czas na rozmyślaniach i modlitwach oraz chodziły codziennie do kościoła. Część z nich „cieszyła się dużym poważaniem, szczególnie u gospodyń, które im też pomagały czym mogły”. Działacz ludowy podkreślał jednak, że:
Z czasem ,,dewotki” straciły wiele na powadze i stały się przedmiotem drwin ze strony wielkiej części ludności, która twierdziła złośliwie, że wtenczas ofiarowały serce Panu Jezusowi, jak go nikt nie chciał.
Z kolei Świętek pisał, że w jego rodzinnych stronach szczególnie trudny los czekał niezamężne chłopki, które dbały o swój wygląd. Naigrywano się z nich twierdząc, że stroją się ponieważ ma przyjechać do nich „jeden wielgi pan na zaloty”.
Chłopscy starzy kawalerowie
O ile ze „starych panien” powszechnie drwiono, to sytuacja wyglądała zdecydowanie inaczej w przypadku kawalerów. Zgodnie ze słowami Witosa odnoszono się do nich „nawet z pewnym specjalnym szacunkiem. Tracili oni jednak bardzo wiele na honorze, jeżeli się dowiedziano, że gotują sami strawę, a szczególnie doją krowy”. Dalej zaś wieloletni wójt Wierzchosławic dodawał, że:
Reklama
Takich starych kawalerów trafiło się nieraz we wsi i kilku. Nie wszyscy jednak wytrwali w tym stanie, bo niektórzy z nich sprzykrzywszy sobie samotny żywot, „zgłupieli”, żeniąc się przeważnie z młodymi dziewczętami. Narażali się wtenczas na języki ludzkie, bo wszyscy mówili, że „sieją pszenicę dla cudzych wróbli”.
Czasem śmielsze kumoszki powiedziały im to wprost, odradzając zamierzonego przedsięwzięcia. Wywoływało to zwykle u nowożeńca oburzenie, choć często się przekonywał, że rada była dobra, bo nie wszyscy mogli sobie dać radę z młodymi małżonkami.
Bibliografia
- Jan Świętek, Zwyczaje i pojęcia prawne ludu nadrabskiego, Akademia Umiejętności 1897.
- Wincenty Witos, Moje wspomnienia, cz. I, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1998.