Już od wczesnego średniowiecza źródła wzmiankowały istnienie ludzi stojących na czele świeckiego społeczeństwa: może poniżej królów, książąt czy wodzów, ale przed całą resztą populacji. Określano ich mianem szlachetnych, nobiles. Nie należy jednak sobie wyobrażać, że była to zawsze wydzielona warstwa, posiadająca wspólne przywileje, uprawnienia, zbiór symboli i tytułów.
Zamknięta i odseparowana szlachta, do której przynależało się z racji odpowiedniego urodzenia, to zjawisko właściwe dopiero dla schyłku średniowiecza i głównie dla epoki nowożytnej. Wcześniej szlachectwo było kategorią wręcz irytująco niekonkretną.
Reklama
Skąd wzięli się średniowieczni możni?
Geneza elit nie prezentowała się jednolicie ani jednoznacznie. Jak wyjaśniał mediewista Benjamin Arnold, najważniejsi możni, na których poparciu wspierało się cesarstwo frankijskie i następnie niemieckie, byli wielkimi posiadaczami ziemskimi.
Poza tym do wczesnej wierchuszki mogli dołączać dowódcy zbrojnych oddziałów, doradcy wodzów, urzędnicy powstających dworów. O nich wszystkich przy różnych okazjach pisywano, że są nobiles. To był jednak początkowo epitet, a nie formalna kategoria.
Nawet w roku 1000, gdy układy polityczne na kontynencie zaczynały krzepnąć, członkowie świeckiej elity wciąż nie używali jeszcze herbów, niemal nigdy nie nosili nazwisk rodowych, nie posiadali wspólnych przywilejów. I co najważniejsze: nie uważali się za przedstawicieli jednej grupy.
Szlachetny, mniej szlachetny, w najwyższym stopniu szlachetny…
Francuski znawca tematu Jean Flori podkreśla, że aż do roku 1200 granic oraz pojęcia szlachty, możnych czy po prostu świeckiej elity „nie sposób zdefiniować”. Nie istniał nawet jeden poziom szlachectwa. W zależności od różnych czynników człowiek mógł być uznawany za „szlachetnego, mniej szlachetnego lub w najwyższym stopniu szlachetnego”.
Reklama
Ogółem szlachectwo w średniowieczu było głównie właśnie przejawem opinii. Za nobilis uznawano tego, kto żył w odpowiedni sposób, miał właściwe znajomości i koligacje, odznaczał się bogactwem, posiadał udział we władzy… Taką opinię dało się stracić. Ale przez wiele wieków dało się ją także zyskać.
Aż do późnego średniowiecza granica między szlachtą i nie-szlachtą nie była jasno ustalona. A i po 1200 roku, jak pisze Flori, nie doszło do żadnego jednorazowego cięcia. Kryteria zaostrzały się stopniowo.
Jedyny pewny fakt na temat średniowiecznej elity
Właściwie tylko jeden liczbowy fakt na temat średniowiecznego możnowładztwa czy też szlachty nie ulega wątpliwości. Była to grupa bardzo nieliczna, zwłaszcza we wczesnym okresie.
Wspominany często, jednoprocentowy udział nobilów w całym społeczeństwie dotyczy czasów około roku 1200 lub późniejszych, a poza tym elity rozumianej szeroko. Przez większość epoki odsetek ludzi szlachetnych, a już zwłaszcza „najszlachetniejszych”, był wyraźnie niższy.
Z badań mediewisty Błażeja Śliwińskiego można wysnuć wniosek, że chociażby w Polsce Bolesława Chrobrego było tylko kilkanaście możnych rodzin, obsadzających ważne urzędy, wspierających króla w rządzeniu i spijających profity związane z władzą. Podobna lub tyko nieznacznie liczniejsza była wierchuszka społeczeństwa w Czechach.
Brutalna wymiana elit
W sytuacji, gdy cała elita mogła zmieścić się w jednym grodzie na jednej wystawnej uczcie zorganizowanej przez władcę, albo na polu jednej nawet niezbyt dużej bitwy, niewiele było potrzeba, aby ją podkopać czy wręcz usunąć. Wystarczała jedna przegrana wojna lub jedna kampania terroru ze strony tyrańskiego księcia czy uzurpatora, a dochodziło do nawet zupełnej „wymiany elit”.
Taki epizod eksterminacyjny miał miejsce nad Wełtawą, gdy w 935 roku, na drodze krwawego zamachu, do władzy doszedł Bolesław Srogi. Aby ugruntować swoją pozycję książę, noszący bardzo słuszny przydomek, wymordował niechętne mu możne rody.
Reklama
Stulecie później nad Wisłą podobnie postąpił chyba pierworodny syn Chrobrego, Bezprym. Na tronie zasiadał tylko przez rok, ale są mocne przesłanki, by sądzić, że tyle wystarczyło, by usunąć niemal całą dawną warstwę nobiles i zastąpić ją nowymi ludźmi, bardziej oddanymi wodzowi.
Sto stołków w całym kraju?
Elita faktycznie dopuszczana do udziału w rządzeniu nie tylko była, ale nawet musiała być tak niewielka. Tadeusz Lalik szacował, że jeszcze na początku wieku XII, bezpośrednio przed rozbiciem dzielnicowym, na dworze Piastów istniało tylko kilka lub najwyżej kilkanaście dygnitarstw przeznaczonych dla nobiles.
W całym kraju liczba wszystkich urzędów świeckich właściwych dla osób mieniących się członkami społecznej wierchuszki nie przekraczała zaś 100 czy może 125. W przytłaczającej większości były to stanowiska zarządców okręgów grodowych. Dygnitarstwa kościelne tego okresu, obsadzane jeśli nie przez duchownych z zagranicy, to przez synów lokalnego możnowładztwa, okazują się nawet mniej liczne.
Jak pisał profesor Lalik, wszystkich biskupów, opatów ważnych klasztorów, prepozytów i dziekanów było na początku XII stulecia łącznie… zaledwie około 25. To zaś daje sumę maksymalnie 150 stołków w całym kraju dostępnych dla możnych.
Reklama
Podobne liczby można odnaleźć nie tylko w badaniach dotyczących reszty Słowiańszczyzny, ale też chociażby w tych traktujących o Skandynawii. Jak podaje mediewista Sverre Bagge, w Norwegii jeszcze w wieku XIII biurokracja centralna liczyła zaledwie jakieś 50 osób.
Z kolei wszystkich urzędników terenowych, nawet z uwzględnieniem podrzędnych skrybów i pomagierów, a także służących pracujących dla ludzi władzy, których nikt nie uznałby za nobiles, było „może dwustu albo trzystu”.
Nieszablonowy przypadek
W krajach zachodniej Europy grono najprzedniejszych rodów i ludzi uznawanych za szlachetnych bywało oczywiście liczniejsze. Nie należy jednak sobie wyobrażać różnic fundamentalnych, sięgających wielu rzędów wielkości. Nawet tam, gdzie podziały polityczne rysowały się najbardziej wyraźnie, a władcze tradycje sięgały na stulecia wstecz, elita pozostawała z reguły nieliczna.
Znany jest przypadek Szampanii, skąd zachował się dość unikatowy spis możnych podporządkowanych hrabiemu, liczący aż 2000 pozycji. Dokument z 1172 roku oddaje jednak sytuację nieszablonową.
Reklama
Ilu szlachciców było w średniowiecznej Anglii?
Przykładowo w Anglii u schyłku wieku XI, a więc niedługo po podboju normańskim, było łącznie tylko 170 baronów – dużych posiadaczy ziemskich podległych bezpośrednio królowi. W rękach tej grupy znajdowało się wówczas 50% całej ziemi w kraju, podczas gdy 25% kontrolował Kościół, a 17% bezpośrednio sam monarcha. Tylko 8% należało do innych ludzi, o niższym statusie.
Angielski baron z czasów średniowiecza, tak jak i nobil, szlachcic w ówczesnym świecie łacińskim ogółem, to nie formalna ranga, ale tylko honorowy epitet. Do baronów zaliczano zarówno ludzi, którzy dzierżyli setki majątków ziemskich i u schyłku XI stulecia osiągali roczne dochody na poziomie 2500 funtów, jak i tych, którzy wyciągali ze swych gruntów zaledwie jedną setną tej kwoty, 25 funtów.
Dla tak wczesnej epoki brakuje miarodajnych przeliczników. Kalkulator inflacji prowadzony przez Bank Anglii i obejmujący okres od początku XIII stulecia pozwala jednak domniemywać, że pierwsza kwota odpowiadała przynajmniej 25–30 milionom dzisiejszych złotych polskich. Druga – może 250 000–300 000 złotych. Co ważne, grono wyspiarskich baronów zmieniało się z upływem wieków, ale wcale nie puchło w oczach.
Robert Wells, który przeprowadził szczegółowe obliczenia w tej materii, ocenia, że przez całe XIII stulecie w Anglii da się wskazać tylko około 300 rodzin wysokiej szlachty, baronowskich. Realnie było ich zresztą jeszcze mniej. „Najszlachetniejsza” elita stopniowo wymierała, traciła wpływy, była zastępowana. Jednocześnie nie należało do niej nigdy więcej niż 200–220 rodzin.
Historia średniowiecza, jakiej jeszcze nie było
Powyższy artykuł powstał na podstawie najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Średniowiecze w liczbach. Pozycja już dostępna w księgarniach. Dowiedz się więcej na Empik.com.