5 września 1924 roku we Lwowie doszło do zamachu na prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. W kierunku powozu, którym poruszała się głowa państwa ktoś rzucił bombę. Obyło się bez ofiar, policja zaś szybko zatrzymała podejrzanego. Był nim miejscowy student prawa Stanisław Steiger. Od początku pojawiły się jednak wątpliwości czy to faktycznie on stał za atakiem. O okolicznościach jego bezpodstawnego aresztowania pisze Grzegorz Gauden w książce pt. Polska sprawa Dreyfusa. Kto próbował zabić prezydenta.
Przed sądem doraźnym Steiger określił postępowanie kom. Leona Kajdana po zatrzymaniu eufemistycznym zdaniem: „Komisarz Kajdan obszedł się ze mną nietaktownie”.
Reklama
Metody komisarza Kajdana
O tym, jak dokładnie wyglądały pierwsze minuty i godziny w komendzie policji przy ul. Kazimierzowskiej po aresztowaniu, Stanisław Steiger powiedział pierwszy raz publicznie dopiero po ponad roku, podczas rozprawy 14 października 1925 r. Wtedy się rozpłakał. Próbując opanować szloch, powtarzał: „Boże! Boże! Za co to mi się należy?”.
Kom. Kajdan, jesienią 1924 r. szef ekspozytury policji politycznej we Lwowie, jest jednym z głównych kreatorów sprawy Steigera. „Ten gruby, we fraku, o czerwonej twarzy” – opisywali go świadkowie.
W pamięci opinii publicznej zapisał się z powodu brutalnych metod przesłuchań. Jego postać pojawiła się w Przedwiośniu Stefana Żeromskiego: „Rozebranego do naga Nykyfora Bortniczuka badał prądem elektrycznym komisarz Kajdan”.
Pojawił się także w pełnym goryczy wierszu Władysława Broniewskiego Do towarzyszy broni, napisanym po przewrocie majowym 1926 r.:
Reklama
Odpędziliście orły dwugłowe,
zagłuszyliście brzęki kajdan,
kajdanami dziś dzwoni znowu
w defensywach komisarz Kajdan.
Pół roku przed zamachem na prezydenta spotkania z Kajdanem nie przeżyła Olga Bassarab związana z Ukraińską Wojskową Organizacją. Aresztowana 9 lutego 1924 r., została znaleziona martwa w celi trzy dni później, 12 lutego 1924 r. (…)
„Zdolności śledcze” kom. Kajdana potwierdziły jego dokonania w sprawie Steigera. Pozbawiony skrupułów „cenny nabytek policji kryminalnej” wszelkimi sposobami dążył do udowodnienia, że to „Żydzi chcieli zabić Prezydenta!”.
Okoliczności aresztowania Steigera
Steiger czekał na orszak prezydencki na rogu ul. Kopernika i ul. Legionów, w miejscu, gdzie te ulice przechodzą w pl. Mariacki.
Po zamachu, kiedy zorientował się, że rzucono bombę, uciekł do bramy przy ul. Legionów 1. W pewnym oddaleniu pobiegła za nim Maria Pasternakówna. Wzywała pomocy. Gdy zjawili się policjanci, wskazała na niego i powiedziała, że to on jest sprawcą zamachu.
Reklama
Został zatrzymany. Obecny na miejscu komendant wojewódzki Policji Państwowej insp. Walerian Wiczyński polecił, by odprowadzić go do komendy policji Lwów-miasto.
Policjanci udali się pieszo ze Steigerem i z Pasternakówną do komendy przy ul. Kazimierzowskiej. Po drodze, na narożniku ul. Jagiellońskiej i ul. 3 Maja, zabrał ich samochód, którym na miejsce zamachu jechał zaalarmowany telefonicznie komendant Łukomski. Jakie słowa padły w samochodzie z ust Łukomskiego pod jego adresem, Steiger powiedział dopiero podczas drugiego procesu.
W śledztwie przed pierwszym procesem Steigera sędzia śledczy dr Gustaw Rutka całkowicie pominął wydarzenia, do których doszło bezpośrednio po zamachu. Szczegóły opinia publiczna poznała rok później.
Wątpliwości szefa ochrony prezydenta
Kilkanaście minut po zamachu, tuż po godz. 15, pojawili się w komendzie przy ul. Kazimierzowskiej szef Okręgowego [wojewódzkiego – G.G.] Urzędu Policji Politycznej we Lwowie podinsp. Jan Sawicki i szef osobistej ochrony prezydenta podkom. Wacław Suchenek. Obydwaj chcieli się dowiedzieć, co wiadomo o zamachu i zamachowcy.
Reklama
Suchenek był pierwszym policjantem, który rozmawiał z Pasternakówną. To, co usłyszał, odbierało jej wiarygodność. Opowiedział o tym dopiero w drugim procesie Steigera. Wtedy wyszło na jaw, że sędzia śledczy Rutka i protokolant dr Roman Piotrowski zmanipulowali jego zeznania, które złożył w śledztwie w marcu 1925 r.
Także dopiero podczas drugiego procesu opinia publiczna dowiedziała się od podinsp. Sawickiego o tym, co usłyszał wtedy od Pasternakówny. Po tym, co powiedziała, zarówno podinsp. Jan Sawicki, jak i jego zastępca nadkom. Kazimierz Iwachów nie byli przekonani, że zatrzymano zamachowca.
Ani Suchenek, ani Sawicki nie zostali przesłuchani w śledztwie przed pierwszym procesem Steigera. Żaden z nich nie znalazł się na liście świadków zgłoszonych przez prokuratora w akcie oskarżenia. Obrońcy Steigera nie mieli pojęcia o ich istnieniu i ich wiedzy.
Krytyczna opinia inspektora Swolkienia
Podinsp. Sawicki i nadkom. Iwachów w telegramie wysłanym tego popołudnia do naczelnika Wydziału V Komendy Głównej Policji Państwowej w Warszawie, tj. szefa policji politycznej (nazywanej często defensywą policyjną) insp. Mariana Swolkienia, nie użyli słów „sprawca” i „aresztowano”.
Reklama
Telegram brzmiał: „W czasie przejazdu Prezydenta jakiś nieznany osobnik rzucił petardą w kierunku powozu. W związku z powyższym przytrzymano Stanisława Steigera”.
Rankiem następnego dnia po zamachu insp. Swolkień przyjechał do Lwowa. Wziął udział w przesłuchaniu Steigera i Pasternakówny, a także wiedenki Anetty Franzosowej, która wskazywała innego sprawcę.
Poinformował potem ministra sprawiedliwości, że ma poważne wątpliwości, czy sąd doraźny może wydać wyrok skazujący na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego. Krytycznie też ocenił działania śledcze policji lwowskiej bezpośrednio po zamachu.
Źródło
Tekst stanowi fragment Książki Grzegorza Gaudena pt. Polska sprawa Dreyfusa. Kto próbował zabić prezydenta. Ukaże się ona 28 sierpnia 2024 roku nakładem Wydawnictwa Agora. Już dzisiaj możecie zamówić swój egzemplarz w przedsprzedaży.