W średniowieczu życie w miastach było zwykle znacznie krótsze niż na wsi. Im większy był dany ośrodek, tym gorzej przedstawiał się jego stan sanitarny. Kondycja miejskich populacji okazywała się tym nędzniejsza, że za murami zawsze pełno było brudu i toksycznych odpadów.
Richard C. Hoffmann, autor kompendium poświęconego relacji średniowiecznego człowieka ze środowiskiem, twierdzi, że w Europie tej epoki trudno byłoby wskazać znaczące obszary o dużym zanieczyszczeniu środowiska. Skażone, często w zatrważającym stopniu, były jednak miasta.
Reklama
Odpady trafiały niemal zawsze na ulice, odkładały się wśród błota lub spływały otwartymi rynsztokami. Co do zasady nie wywożono ich i nie uprzątano w systematyczny sposób. Władze miejskie nakazywały sprzątać trakty i place głównie wtedy, gdy ludzie i konie już tonęli w brudzie.
Najwięcej zanieczyszczeń kończyło w strumykach i rzekach przecinających ośrodki. W Paryżu w XIII wieku wykopano nawet specjalny kanał, sztuczną odnogę Sekwany, który opływał najludniejsze prawobrzeżne kwartały, zbierając odpady i wypuszczając je do głównej rzeki już poniżej miasta. Po kilku dekadach śmierdzący, pełen robactwa rów zakryto. To jednak sprawiło, że szybko zaczął się zatykać pod naporem coraz większej ilości zanieczyszczeń.
W angielskim Coventry w 1421 roku rajcy ubolewali, że lokalna rzeka została całkowicie „zatrzymana” przez wszystko, co do niej wyrzucano. W Londynie podobne zanieczyszczenia zakryły kanał opływający jedno z więzień, wyrażono nawet obawę, że osaczeni zaczną swobodnie stamtąd uciekać.
Dwa najbardziej toksyczne zajęcia w średniowiecznych miastach
Źródłem skażenia były zwłaszcza dwa rzemiosła: rzeźnictwo oraz garbarstwo. Pierwsze przynosiło ogromną ilość zwierzęcych odpadów. Starczy stwierdzić, że chociażby w Paryżu w roku 1293 zabito łącznie 269 256 zwierząt, w tym 188 522 owce, 30 346 wołów i 30 784 świnie. Ich oprawione i już niepotrzebne truchła wyrzucano, zwykle prosto do rzeki.
Reklama
Co do garbarstwa, wykorzystywało ono trujące chemikalia, zwłaszcza kwas taninowy i wapno. Skóry nasączone tymi substancjami wielokrotnie płukano, a ludzie mieszkający w dole rzeki pili później taką właśnie wodę.
Poza tym do zanieczyszczenia miast bardzo istotnie przyczyniały się ekskrementy, ludzkie i zwierzęce. Oszacowano, że sami tylko ludzie w ośrodku zamieszkanym przez 5000 osób produkowali rocznie 250 ton nieczystości stałych i 2500 ton płynnych.
Kilkumetrowe warstwy odpadów
Także te odpady rzadko wywożono, odkładały się one w ziemi i stopniowo podnosiły poziom gruntu. Taki sam efekt miało organizowanie cmentarzy nie za murami, ale przy miejskich kościołach. Kości, które składano na nie przez łącznie stulecia stopniowo, niepostrzeżenie sprawiały, że ziemia się podnosiła.
Ogólny, długofalowy efekt był bardzo znaczący. O ile na średniowiecznych wsiach na skutek wylesienia i wielokrotnej orki grunt często ulegał erozji i się obniżał, o tyle miasta z dekady na dekadę się podnosiły.
Reklama
Wczesnośredniowieczny wikiński Yorvik znajdował się średnio około 2–3 metry poniżej późnośredniowiecznego Yorku, zbudowanego w tym samym miejscu. Podobnie wypiętrzał się też chociażby Kraków.
Kompleksowe badania archeologiczne, prowadzone na początku XXI wieku pod płytą Rynku Głównego, wykazały, że od wczesnego średniowiecza do teraz obszar wewnątrz plant, a więc linii dawnych murów miejskich, podniósł się nawet o 4–5 metrów.
Jak podaje Rafał Szmytka, w warstwach pośrednich odnaleziono między innymi wielkie ilości resztek ceramiki, gruz, kości zwierzęce, węgiel drzewny, kawałki drewna, różnorakie odpady organiczne. Słowem: wszelkie ślady dawnego życia miejskiego.
Historia średniowiecza, jakiej jeszcze nie było
Powyższy artykuł powstał na podstawie książki Kamila Janickiego pt. Średniowiecze w liczbach. Dowiedz się więcej na Empik.com.