Hiszpanie potrzebowali zaledwie kilkudziesięciu lat, aby podbić większość terenów Ameryki Środkowej i Południowej. Stworzone przez Madryt imperium kolonialne przetrwało blisko 400 lat. Oto dlaczego przybyszom z Półwyspu Iberyjskiego udało się tak długo utrzymać swoje zamorskie posiadłości.
Hiszpańskie podboje w Ameryce Południowej przebiegały niezwykle sprawnie (więcej na ten temat przeczytacie w innym naszym artykule). Mimo że początkowo rdzenna ludność stawiała zacięty opór najeźdźcom, to zaskakująco szybko udało się zbudować sprawnie działający aparat kolonialny.
Reklama
Wykorzystano stary system pańszczyźniany
Nie byłoby to możliwe, gdyby opierano się wyłącznie na przemocy oraz samych przybyszach z Półwyspu Iberyjskiego. Jak podaje bowiem Jarosław Wojtczak w książce pt. Powstanie Tupaka Amaru od XVI do początków XIX stulecia za Ocean wyemigrowało około 500 000 Hiszpanów. Tymczasem w XVIII wieku:
Posiadłości hiszpańskie w Ameryce obejmowały większą część kontynentu południowoamerykańskiego, Amerykę Środkową, część Antyli, Meksyk z Kalifornią i Teksasem oraz Florydę.
Szacunkowy obszar tych terytoriów wynosił 15 000 000 kilometrów kwadratowych, a ich zaludnienie wahało się od 7 500 000 do 8 000 000 ludzi (cała Ameryka Łacińska liczyła około 10 000 000 mieszkańców).
Fakt, że Madryt był w stanie skutecznie zarządzać tak olbrzymim obszarem wynikał z polityki stosowanej od samego początku podbojów. Zgodnie z tym, co pisze Jarosław Wojtczak:
Reklama
W niektórych miejscach pozostawiono organizację plemienną Indian. W gęsto zaludnionych częściach Ameryki podbój oznaczał początkowo tylko zmianę pana i języka oraz inne powierzchowne zmiany.
Dla mas Azteków i Inków w sferze stosunków społecznych właściwie niewiele się zmieniło. Dawniej chłop indiański służył swemu władcy, a teraz Hiszpanowi. Hiszpańscy zdobywcy chętnie zaadoptowali do swoich potrzeb system pańszczyzny, wyzysku i niesprawiedliwości społecznej istniejący wśród Indian, jedyną różnicą było zastąpienie miejscowego pana Hiszpanem.
Idealne rozwiązanie
Doskonałym przykładem zastosowania tego schematu było Peru. Hiszpanie zachowali tam „władzę wodzów plemiennych i przywódców rodowych wspólnot indiańskich, którzy stali się lennikami hiszpańskimi i nadal sprawowali rządy nad Indianami i terenami, gdzie nie było osadnictwa europejskiego”.
Doprowadziło to do powstania wspólnot wiejskich, gdzie chłopom przysługiwało dziedziczne prawo użytkowania ziemi. Jak słusznie zauważa autor książki Powstanie Tupaka Amaru:
Reklama
Z punktu widzenia zdobywców była to genialna metoda – pozyskać i skorumpować wąską grupę indiańskiej arystokracji i użyć jej do administrowania i kontrolowania większości pokonanego narodu, przyzwyczajonego do scentralizowanych rządów. Dopiero Simon Bolivar w 1825 roku miał ostatecznie zniszczyć tę wstydliwą formę kolaboracji indiańskich elit i wyzwolić masy od faktycznego, choć prawnie nieuznawanego niewolnictwa.
Asymilacja miejscowych elit
Inną kluczową kwestią, która znacznie ułatwiła zdobywcom z Europy sprawowanie władzy za Oceanem, było podejście do asymilacji miejscowych elit.
Już na przełomie XVI i XVII wieku ocalali członkowie miejscowej arystokracji stali się „częścią klasy wielkich posiadaczy ziemskich i brali czynny udział we współrządzeniu krajem”. Służyła temu również polityka matrymonialna. Zgodnie z tym, co podkreśla Jarosław Wojtczak:
Konkwistadorzy od samego początku chętnie żenili się z księżniczkami Inków, Hiszpanki brały sobie za mężów potomków dawnych władców kraju, a szlachta hiszpańska zaczęła się szczycić pokrewieństwem z dynastią zasiadającą niegdyś na tronie w Cuzco.
Takie postępowanie sprawiało, że rdzenne elity nie miały żadnego interesu w sprzeciwianiu się Hiszpanom. Wręcz przeciwnie. Najeźdźcy byli gwarantem, że miejscowa arystokracja utrzyma swoje przywileje.
Ostatni zryw Inków
Bibliografia
Jarosław Wojtczak, Powstanie Tupaka Amaru, Bellona 2024