Dokonania polskich pilotów myśliwskich walczących w trakcie II wojny światowej na Zachodzie kojarzą się głównie z triumfami Dywizjonu 303 podczas bitwy o Anglię. Lotnicy z biało-czerwoną szachownicą święcili jednak spektakularne sukcesy również wiosną i latem 1941 roku w trakcie operacji nad okupowaną Francją. Oto jak tamte miesiące wspominał as myśliwski Jan Falkowski na kartach książki Z wiatrem w twarz.
Polscy piloci myśliwscy wywalczyli sobie trwałe miejsce w dziejach wojen powietrznych poprzez swój udział w bitwie o Anglię. Dla nich samych trudniejsze były działania nad Polską, gdy próbowali bronić swego kraju na maszynach już przestarzałych. W roku 1940 bronili Anglii na uzbrojonych w osiem karabinów nowoczesnych myśliwcach.
Reklama
Zestrzelenie samolotu z niemieckim generałem
Ponadprzeciętne rezultaty osiągnięte przez naszych chłopaków przyspieszyły utworzenie nowych polskich dywizjonów myśliwskich, już pod polskim dowództwem. Nasi oficerowie otrzymali też zgodę na pracę w dowództwie grup myśliwskich. Było to dla nas wielkie udogodnienie, umożliwiało polskim pilotom otrzymywanie w powietrzu rozkazów w ich własnym języku.
Wiosną 1941 roku zostało utworzone pod Londynem polskie skrzydło myśliwskie, początkowo pod mieszanym brytyjsko-polskim, a potem pod polskim dowództwem. Po upływie kilku miesięcy sformowano następne skrzydło; niezależnie od tych dwóch skrzydeł istniał również polski dywizjon nocnych myśliwców.
Gdy wiosną 1941 roku Luftwaffe rozpoczęła serię dziennych wymiatań nad Anglią, używając do tego szybkich Messerschmittów, Polacy mieli swój udział w odpieraniu tych ataków. W rekordowo krótkim czasie startowali i wznosili się, co było kluczową kwestią w tego typu starciach. Nie osiągnęli niestety poważniejszych sukcesów, gdyż wróg zazwyczaj uciekał, nie stając do walki.
Polskie myśliwce walczyły z niemieckimi nocnymi bombowcami, eskortowały lekkie i średnie bombowce RAF podczas wypraw na kontynent. Brały również udział w atakach na wojskowe cele wykonywane przez małe grupy dwóch–trzech maszyn, a wszystko to nisko nad ziemią. Owe naloty powodowały znaczne straty w transporcie, przemyśle i siłach wroga.
W maju 1941 roku w czasie jednej z takich operacji polscy piloci zestrzelili duży niemiecki samolot transportowy. Okazało się później, że na jego pokładzie znajdowało się dwudziestu oficerów sztabowych [wśród nich był generał pułkownik Luftwaffe Ulrich Grauert], którzy lecieli do jednej z niemieckich armii na Zachodzie. Wszyscy zginęli.
Przeniesienie do Dywizjonu 315
W owym czasie Polskie Siły Powietrzne w Anglii dysponowały siedmioma dziennymi dywizjonami myśliwskimi, jednym dywizjonem myśliwskim nocnym, czterema dywizjonami bombowymi i jednym dywizjonem rozpoznawczym.
Reklama
Głównym zadaniem polskich myśliwców były wymiatania – patrole nad terenem nieprzyjaciela i eskortowanie brytyjskich dziennych bombowców. Podczas osłaniania bombowców polskie myśliwce często trafiały na znacznie ich przewyższające siły nieprzyjaciela, stąd nasze straty były poważne.
W końcu lipca 1941 roku zostałem przeniesiony do polskiego 315. Dywizjonu stacjonującego w tym czasie w Northolt pod Londynem. Dowódcą lotniska był brytyjski oficer G/Cpt Theodore McEvoy 6 , jedna z najpopularniejszych sylwetek w RAF. Szczególnie lubiany był przez Polaków, a to dlatego że wyróżniał się specjalnym talentem; nie tylko pamiętał wszystkie nasze nazwiska, ale jeszcze był zdolny je wymawiać, a to dla Anglosasów trudne zadanie…
Od czasu do czasu latał z nami na operacje i był dzięki temu był zaznajomiony ze wszystkim, co się działo w bazie. W tym czasie zostałem promowany na stanowisko dowódcy eskadry w stopniu Flight Lieutenanta. Dowódcą Dywizjonu 315 był S/Ldr Stanisław Pietraszkiewicz. To nazwisko długie nawet dla Polaków, więc zwykle nazywaliśmy go Petro. Dywizjon był wyposażony w Spitfire’y.
Polskie skrzydło
Przyjechałem do Northolt 28 lipca i miałem tam przyjemność spotkać wielu przyjaciół, z którymi byłem tak w ojczyźnie, jak i we Francji. Z W/Cdr Tadeuszem Rolskim służyłem w kraju w jednym dywizjonie. Jego również spotkałem w Northolt. To miejsce wydawało się niemal kawałkiem Polski.
Reklama
Sierżant Marona – jak on miał na imię? – także się tam znajdował. Pełnił obowiązki mechanika mej maszyny, gdy odbywałem loty treningowe jako podchorąży w Dęblinie. Zastałem tu także całkiem sporo moich dawnych uczniów, teraz już oficerów dywizjonu. Byli szczęśliwi, widząc mnie znowu, a ja byłem zadowolony, widząc ich.
Dywizjon 315 rozpoczął wymiatania nad Francją, latając w składzie polskiego skrzydła stacjonującego w Northolt. Ugrupowanie liczyło trzy dywizjony: 306. dowodzony przez S/Ldr Jerzego Słońskiego, jednego z trzech braci służących w pol skim lotnictwie; 308. dowodzony przez S/Ldr Mariana Pisarka i 315. S/Ldr Słoński wkrótce po moim przybyciu do Northolt zginął w akcji; jakiś czas potem zginęli dwaj jego bracia. S/Ldr Pisarek, dowodząc skrzydłem, awansował stopień podpułkownika. On również nie powrócił z lotu bojowego.
Starcie z przeważającymi siłami wroga
14 sierpnia Petro wrócił z Fighter Command z rozkazami operacyjnymi na ten dzień, mieliśmy zrobić wymiatanie nad rejonem Calais na wysokości 8200 metrów. Trzy dywizjony miały współdziałać – 306., lecąc na wysokości 8500 metrów; 315. pośrodku, na 8200 metrów, i 308. na najmniejszej wysokości – 7900 metrów.
Wystartowaliśmy zaraz po godzinie ósmej i po upływie dwudziestu minut byliśmy już nad wybrzeżem francuskim. W tym samym czasie kilka innych dywizjonów myśliwskich osłaniało bombowce lecące na cele położone w okupowanej Francji.
Reklama
Byliśmy na południe od Calais, gdy spostrzegłem jakieś 5200 metrów pod nami grupę około dwudziestu pięciu czy nawet trzydziestu niemieckich maszyn. Petro dał rozkaz, zanurkowaliśmy do ataku. Byliśmy w korzystnym położeniu, wyżej od przeciwnika i w słońcu, w którym trudno było nas zauważyć. Gdy poszliśmy w dół, Dywizjon 306 zameldował o ataku innej grupy Messerschmittów, które związał w walce. Dzięki temu byliśmy również osłaniani od tyłu.
Dwa dywizjony poszły do walki, schodząc na niższy pułap. Dwadzieścia cztery Spitfire’y przeciwko około trzydziestu wrogom. Ponad nami walczył 306. miał przeciw sobie od ośmiu do dwunastu Niemców.
13 zestrzelonych Messerschmittów
Wybrałem Messerschmitta i nacisnąłem spust, strzelając tak długo, aż ogon stodziewiątki rozpadł się w kawałki. Potem zobaczyłem słup czarnego dymu i maszyna spłynęła w dół. Po załatwieniu się ze swoim Niemcem wróciłem do dywizjonu. Zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak Sgt Malczewski zestrzelił Messerschmitta. Petro też chwycił jednego. Niezły to był widok.
Po powrocie do bazy dowiedzieliśmy się, że łącznie zestrzeliliśmy trzynaście niemieckich maszyn, sam mój dywizjon osiem, bez strat własnych. Jednak 306. Dywizjon, który walczył ponad nami, miał cięższe starcie i stracił trzech pilotów. Jednym z nich był ich dowódca. 15 sierpnia „London Evening Star” zamieścił następującą notatkę:
Reklama
Po wspaniałej walce Polacy dostali trzynastu…
Trzy polskie dywizjony RAF zanurkowały do ataku, trafiając wczoraj Messerschmitty 109 nad północną Francją, strącając z nieba trzynaście, w trzynaście minut, za cenę trzech własnych maszyn.
(…) Tak, to był pełen chwały dzień dla mojego dywizjonu, który tak niedawno wszedł do bojowej akcji. Polskie skrzydło otrzymało powódź gratulacji, łącznie z listem od ministra lotnictwa 17 i dowódcy lotnictwa myśliwskiego.
Dowódca 2. Grupy Bombowej 19 przesłał skrzydłu serdeczne podziękowania, bo Polacy przechwycili i zniszczyli niemieckie myśliwce wysłane do ataku na formację brytyjskich bombowców, która dzięki temu mogła wykonać swoje zadanie – celnie zrzucić bomby na elektrownię, która była celem tego dnia.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Jana Falkowskiego Z wiatrem w twarz. Jej nowe wydanie ukazało się w 2024 roku nakładem wydawnictwa Bellona.