Decyzja o wybuchu powstania zdecydowała o losie okupowanej Warszawy. Po przegranym zrywie lewobrzeżna część miasta została niemal całkowicie zrównana z ziemią. W wyniku działań Niemców życie straciło też od 100 000 do nawet 200 000 mieszkańców. Przed południem 31 lipca 1944 roku jeszcze nic jednak nie wskazywało na to, że Armia Krajowa następnego dnia ruszy do walki. O tym dlaczego kilka godzin później wydano rozkaz ataku pisze Grzegorz Jasiński w książce pt. Monter. Biografia.
W „Biuletynie Informacyjnym”, centralnym organie prasowym Oddziału VI Biura Informacji i Propagandy, na którego czele, co warto podkreślić, stał płk dypl. Jan Rzepecki „Prezes”, 31 lipca w artykule wstępnym zatytułowanym „Dzień zapłaty” można było przeczytać m.in.:
Reklama
Już tylko niewielki czas dzieli Warszawę od chwili, na którą stolica Polski czekała pięć niekończących się lat męki, poniżenia i grozy. Warszawa lada dzień przedstawi Niemcom swój rachunek do pokrycia. Długi, bardzo długi rachunek krwi, męczarni, poniewierki, upokorzeń. […] Musimy mieć pełne zaufanie do naszego kierownictwa wojskowego: znak nie zostanie dany ani o godzinę za późno!”.
Poranna oprawa Komendy Głównej AK
Obie odprawy KG AK 30 lipca nie zakończyły się podjęciem decyzji o walce. Również 31 lipca postanowienia porannej odprawy Komendy Głównej AK, która rozpoczęła się o godzinie 9.00 w lokalu przy ul. Pańskiej 67, nie zapowiadały rychłego boju o Warszawę.
Tak jak w poprzednich dniach dokładne ustalenie uczestników tej odprawy jest niemal niemożliwe ze względu na wykluczające się wzajemnie relacje powojenne. Niemniej jednak wiadomo, że na odprawie zebrało się grono oficerów ze ścisłego kierownictwa, żeby omówić sytuację operacyjną i możliwość podjęcia walki jeszcze tego samego dnia po południu albo w ciągu kolejnych kilkudziesięciu godzin.
Jednakże z toczonej wówczas dyskusji wynikało, że na podstawie napływających informacji wywiadowczych z przedpola Warszawy natarcie sowieckie na miasto nie nastąpi wcześniej niż przed upływem czterech lub pięciu dni, przez co wywołanie wcześniej powstania byłoby bezcelowe. Według jednej relacji płk. dypl. Janusza Bokszczanina „Sęka”:
Reklama
W czasie odprawy nie było przerwy. Po referatach Iranka-Osmeckiego i [Antoniego Chruściela] „Montera” wszyscy się wypowiadali na ich temat, a później głosowali, czy już nadszedł moment do powstania. […]” Monter” nie był za natychmiastowym powstaniem – głosował przeciw .
Wobec takiego rozwoju zdarzeń dowódca AK zakończył odprawę, konkludując, że decyzja o rozpoczęciu walki nie zapadnie w najbliższych kilkudziesięciu godzinach.
„Stawiam wszystko na jedną kartę”
Tego dnia w lokalu przy pl. Narutowicza przed południem odbyła się najprawdopodobniej również odprawa Komendy Okręgu, w której oprócz [dowódcy komendant Okręgu Warszawa AK] płk. Chruściela uczestniczył szef Sztabu Okręgu mjr Stanisław Weber „Chirurg” i trzech komendantów obwodów: ppłk Aleksander Hrynkiewicz „Przegonia”, komendant XXV Obwodu (Mokotów), ppłk Franciszek Edward Pfeiffer „Radwan”, komendant XXI Obwodu (Śródmieście), i ppłk Mieczysław Sokołowski „Grzymała”, komendant XXIV Obwodu (Ochota). Według Hrynkiewicza, który był skonfliktowany z Chruścielem i bardzo krytycznie go oceniał, bez zbędnego wstępu komendant Okręgu oświadczył wtedy:
„Stawiam wszystko na jedną kartę i ogłaszam powstanie!”. Tymi słowy płk „Monter” 31 lipca 1944 r. w jednym z domów na pl. Narutowicza ogłosił nam, komendantom trzech Dzielnic Okręgu Warszawa swój rozkaz przystąpienia do powstania, przeciw okupantowi. Oświadczenie i decyzja płk. Montera jako Kom. Okręgu Warszawa uczyniła na mnie wstrząsające wrażenie, przez brak idei, dla której organizowaliśmy się przez cztery lata okupacji do takiego wystąpienia.
Zrodziły mi się grube i niebezpodstawne wątpliwości, co do legalności tej nieopatrznej decyzji. Płk „Monter” przedstawił mi się przede wszystkim jako gracz, który ośmielił się postawić na jedną kartę w tej beznadziejnej rozgrywce los Państwa, jego Narodu i jego Kultury, a w pierwszym szeregu Społeczeństwa Warszawy.
Nie wiemy dokładnie, kiedy i czy rzeczywiście ta odprawa się odbyła, jak podawał ppłk „Przegonia”, nie zachowała się bowiem o niej żadna inna wzmianka, a obaj oficerowie nie darzyli się szczególnym szacunkiem. Niemniej jednak możemy przypuszczać, że jeżeli rzeczywiście miała miejsce, to odbyła się po odprawie Komendy Głównej, wczesnym popołudniem.
Reklama
Znajdował się pod pływem Okulickiego
Jak wobec tego tłumaczyć ową manifestację płk. Chruściela? Dlaczego ona nastąpiła? I tu – naszym zdaniem – dotykamy sedna problemu związanego z wydaniem decyzji o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego, ale nie potrafimy jednoznacznie i bez nasuwających się wątpliwości go wytłumaczyć. Mimo upływu 80 lat od tamtych wydarzeń możemy jedynie snuć mniej lub bardziej prawdopodobne przypuszczenia.
Pułkownik Chruściel niewątpliwie znajdował się pod wpływem gen. Okulickiego, który bezsprzecznie był spiritus movens idei powstania w stolicy Polski, ale także płk. Rzepeckiego i zapewne gen. Pełczyńskiego, przekonanych o konieczności podjęcia walki o Warszawę. Po wydarzeniach z pierwszej koncentracji nie mógł powtórnie postawić sił Okręgu w stan „pogotowia” bez nakazania w kolejnym kroku rozpoczęcia boju.
Poza tym pierwsza koncentracja dobitnie uwidoczniła mu wiele rzeczywistych słabości własnych sił. Z tego powodu stał się jeszcze bar-dziej powściągliwy, o czym chociażby świadczy przywoływane przez nas głosowanie na porannej odprawie KG AK 31 lipca.
Znając potencjał przeciwnika, wiedział, że insurekcja musi się rozpocząć dokładnie wtedy, kiedy Sowieci przełamią niemieckie pozycje na przedmościu i rozpoczną uderzenie na miasto. Ani chwili wcześniej, ale i ani chwili później, żeby móc realnie myśleć o realizacji zarówno celów wojskowych, jak i politycznych. Brzemię podjęcia decyzji było olbrzymie.
Reklama
Dwa możliwe scenariusze
Co wobec tego zdarzyło się w godzinach popołudniowych, że płk Chruściel przystał na to, że należy jak najszybciej zaczynać walkę i przekonać do tego dowódcę AK?
Według nas warto rozważyć dwa scenariusze, choć – co należy podkreślić – nie można całkowicie wykluczyć również i tego, że przekazane przez komendanta Okręgu informacje mogły wyłącznie stanowić usprawiedliwienie dla decyzji, którą pod wpływem nieznanych nam czynników podjął już uprzednio gen. dyw. Tadeusz Komorowski „Bór” (…).
Według pierwszego scenariusza komendant Okręgu mógł pozyskać tego dnia z prawego brzegu Wisły jakieś nad wyraz optymistyczne informacje, które po zwalały roztoczyć wizję rychłego powodzenia Sowietów na kierunku warszawskim. Czy aby było to prawdopodobne? Rankiem tego dnia przez trzy godziny osobiście obserwował wydarzenia na Pradze:
[…] 31-go byłem na wschodnim wylocie Grochowa i w podobnym punkcie na Radzymińskiej (po kolei). Widziałem na własne oczy, narażając się, że nie tylko pociski artyleryjskie padały na te peryferie, że Niemcy ostatnie rezerwy pchali naprzód, zrywali mechanicznie tory kolejowe i, co ważniejsze, ścieli drzewa przy tych arteriach komunikacyjnych, co miało na celu zagrodzenie drogi pojazdom mechanicznym przeciwnika […].
Reklama
Mając te informacje, na porannej odprawie KG AK – jak już wiemy – głosował przeciwko rozpoczynaniu walki. Niemniej jednak sytuacja rozwijała się bardzo dynamicznie i nie można wykluczyć, że wczesnym popołudniem napłynęły do niego jakieś dodatkowe informacje o przełamaniu przez Sowietów w kilku miejscach przedmościa warszawskiego. Ale jakie to mogły być wiadomości?
Napływające meldunki
Z całą pewnością spływały do niego meldunki o przemieszczających się przez Pragę pododdziałach niemieckiego XXXIX Korpusu Pancernego. Co więcej? Obraz Pragi możemy odtworzyć na podstawie kilku zachowanych meldunków wywiadowczych z 30 i 31 lipca z przedmościa warszawskiego. Wynikało z nich, że Niemcy koncentrują się w kilkudziesięciu umocnionych punktach, wokół których gromadzą się znaczne siły.
Z przedpola z kolei napływały informacje o pojedynczych zagonach sowieckiej broni pancernej, ale nie o przełamaniu frontu! Najlepiej sytuację taktyczną na Pradze i polski punkt widzenia na nią tego dnia przedstawiał meldunek oficera informacyjnego XXVI Obwodu (Praga) por. Edwarda Tomaszewskiego „Anioła” do ppłk. Antoniego Żurowskiego „Andrzeja”, dowódcy Obwodu, w którym czytamy:
[…] W dniu dzisiejszym, o godz. 7.30, ul. Radzymińską przeszedł batalion piechoty w kierunku na front. Tegoż dnia między godz. 9–10 przeszła ul. Waszyngtona bateria haubic 10,5. Tegoż dnia o godz. 8.30 przeszło ul. Ząbkowską w kierunku na wschód dwanaście średnich czołgów oraz samochody z amunicją.
Reklama
Na terenie cmentarza Bródnowskiego ustawiono placówkę: 35 żołnierzy, 2 rkm, 2 rozpylacze, pistolety i kb, 3 samochody duże i 2 małe, załadowane żywnością. W dniu 30 bm. w rejonie Grocholic k. Raszyna stwierdzono dwanaście dział p[rzeciw]l[o]t[niczych]. […] W dniu 30 bm. stwierdzono obecność bolszewickich czołgów oraz piechoty w rejonie Pustelnika.
Nie był oznak niemieckiej paniki
W dniach 29–30 lipca idąca w awangardzie 1 Frontu Białoruskiego spod Dęblina 2 Armia Pancerna doszła natarciem na bezpośrednie przedpola Warszawy. Jednostki pancerne zajęły m.in. Wołomin i Radzymin. 30 lipca oprócz pojedynczych sowieckich czołgów w rejonie Pustelnika, najprawdopodobniej dwa czołgi z 50 Brygady Pancernej 3 Korpusu Pancernego wysłane na rozpoznanie, pojawiły się w okolicy Strugi.
Ponadto jeszcze tego samego dnia w rejon Międzylesia dotarły czołgi ze 107 Brygady Pancernej 16 Korpusu Pancernego 2 Armii Pancernej. Na podstawie dokumentów niemieckich wiadomo też, że 31 lipca w godzinach popołudniowych pojedyncze czołgi sowieckie zaobserwowano w Zerzeniu. Na Pradze i bezpośrednim jej przedpolu nie można było dostrzec niczego innego jak tylko pojazdy niemieckie, i to dużą liczbę, oraz pododdziały i patrole wroga. Nie było widocznych oznak paniki.
W tym czasie na przedpolu Warszawy trwała wielka bitwa znacznych regularnych sił obu stron. Wynik walki wciąż pozostawał otwarty, choć rzeczywiście w dniach 27–30 lipca dynamizm natarcia 2 Armii Pancernej na Warszawę uznać można za znaczy. Niemiecki potencjał obronny wyraźnie narastał, podobnie jak i świadomość Niemców zbliżającego się zagrożenia powstańczego.
Tego dnia gen. por. Rainer Stahel wezwał nawet dowódców poszczególnych odcinków obronnych i nakazał wprowadzić „maksymalną czujność” w związku z pojawiającymi się informacjami o możliwości rozpoczęcia w każdej chwili powstania w Warszawie. To z kolei skutkowało wzmożeniem patroli niemieckich w mieście, i to po obu stronach Wisły, o czym już pisaliśmy.
Monter dał się przekonać innym?
Warszawa była pełna uzbrojonych i gotujących się do walki Niemców. Na podstawie zachowanych informacji wywiadowczych z miasta i jego przedpola w ostatnich dniach lipca nie można jednak stwierdzić, że zaistniały wówczas jakieś nowe przesłanki do tego, żeby na ich podstawie przekonywać dowódcę AK do rozpoczęcia powstania.
Reklama
W tej sytuacji o wiele bardziej prawdopodobny wydaje się drugi scenariusz – po porannej odprawie płk Chruściel mógł zostać przekonany przez grupę oficerów KG AK będących zwolennikami rychłej insurekcji, żeby już dłużej nie zwlekać z rozpoczęciem walk w stolicy.
W tym wypadku tylko komendant Okręgu mógł własnym autorytetem i odpowiednio sugestywnym przedstawieniem rozwoju sytuacji na przedmościu warszawskim wpłynąć na podjęcie decyzji przez gen. „Bora”, który do tej pory, mimo ciągłych nacisków, zachowywał relatywnie dużą powściągliwość, ale również sygnalizowaną przez nas stałą gotowość do podjęcia walki.
Chruściel po wojnie wspominał: „[…] Bór, z którym byłem zawsze w stosunkach przyjacielskich i który w ciągu ostatniej dekady lipca dwa razy się wyraził, że więcej ufa mnie niż sobie, nie grał wobec mnie roli przełożonego” . Niestety, niewiele wiadomo, co płk Chruściel dokładnie robił ani z kim się spotykał wczesnym popołudniem 31 lipca, żeby jednoznacznie opowiedzieć się za takim przebiegiem zdarzeń.
Rozkaz uzupełnienia uzbrojenia
Jedyną w miarę pewną informacją na temat popołudniowych działań Chruściela jest ta, że około godziny 15.00 przebywał w sztabie przy ul. Filtrowej 46. Wtedy też nakazał sporządzić rozkaz dotyczący uzupełnienia broni ze zrzutów powietrznych. Komendant Okręgu nakazywał w nim bezzwłoczną organizację zespołów placówek odbiorów zrzutów oraz przydzielał do czterech obwodów miejskich specjalnie w tym celu przeszkolonych oficerów przerzutów powietrznych.
Reklama
Rozkaz ten ponadto precyzował takie kwestie, jak: wybór placówek, technikę odbioru zrzutów, ubezpieczenie i rozprowadzenie otrzymanego sprzętu w oddziałach powstańczych. Zgodnie z jego zapisami zrzuty miały być dostarczane już pierwszej nocy po godzinie „W”– trudno jednak i w tej kwestii jednoznacznie stwierdzić, jakimi przesłankami się kierował.
Czy było to działanie mające na celu podniesienie morale żołnierzy i wiary w dowództwo powstania czy było to motywowane rzeczywistym, acz pozbawionym podstaw przekonaniem o możliwości uruchomienia pełnoskalowej omocy materiałowej dla walczącej Warszawy już w pierwszych godzinach od rozpoczęcia powstania.
„Zjawił się niespodziewanie o piątej”
Między godziną 15.00 a 16.00, po wysłuchaniu meldunku szefa Sztabu Okręgu Warszawa AK mjr. Stanisława Webera „Chirurga” o koncentracji sił niemieckich na przedmościu warszawskim, komendant opuścił miejsce postoju i udał się na odprawę Komendy Głównej, która była zaplanowana w godzinach popołudniowych w lokalu przy ul. Pańskiej 67.
Przybył tam najprawdopodobniej około godziny 17.00. Według powojennych relacji i wypowiedzi Chruściel miał wówczas złożyć meldunek sytuacyjny o wydarzeniach na przedmościu i Pradze. Tadeusz Komorowski po wojnie o spotkaniu z płk. „Monterem” pisał:
Reklama
[…] Zjawił się niespodziewanie o piątej, z wiadomością, że sowieckie oddziały pancerne wdarły się w przyczółek niemiecki, zdezorganizowały obronę i że Radość, Miłosna, Okuniew, Wołomin i Radzymin są już w rękach rosyjskich. Po krótkiej naradzie uznałem, że nadszedł właściwy moment do rozpoczęcia walki o Warszawę.
Z powyższego cytatu wynika, że przekazane przez komendanta Okręgu informacje były niepełne i niezbyt dokładne, mimo to ostatecznie miały sprawić, że na ich podstawie dowódca Armii Krajowej podjął wówczas decyzję o rozpoczęciu walki w godzinie „W” 1 sierpnia, którą to decyzję następnie zaakceptował przybyły Delegat Rządu RP na Kraj Jan Stanisław Jankowski „Soból”.
„Monter był synem chłopów galicyjskich”
Generał „Bór” nakazał wtedy płk. „Monterowi” powrót do miejsca postoju Komendy Okręgu i niezwłoczne wydanie stosownych rozkazów podwładnym, sam zaś pozostał na miejscu i poinformował przychodząych na odprawę pozostałych oficerów KG AK o zmianie przedpołudniowych decyzji i o szykującej się następnego dnia walce.
Podsumowując zawiłe rozważania o podjęciu decyzji i okolicznościach wydania rozkazu o wyznaczeniu „W” na godzinę 17.00 w dniu 1 sierpnia 1944 roku, warto uzupełnić je zwięzłym, ale zarazem niezwykle wymownym komentarzem, na który zdobył się po wojnie oszczędny w ocenach swojego przełożonego płk Karol Ziemski „Wachnowski”, jeden z najbliższych i zaufanych współpracowników płk. Chruściela:
Monter był synem chłopów galicyjskich. Był jak oni – podejrzliwy, chytry i chciwy. Był to człowiek zamknięty w sobie i ambitny. To on spowodował wybuch Powstania w sposób świadomy i nie porozumiewając się z nikim. Przyczyny tego nie wydają mi się jasne, sądzę jednak, że uczynił to powodowany ambicją.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Grzegorza Jasińskiego i Andrzeja Wesołowskiego pt. „Monter”. Biografia. Książka ukazała się w 2024 roku nakładem wydawnictwa Bellona.