Z powodu okoliczności swojej śmierci Róża Luksemburg stała się dla komunistów nie tylko ikoną, ale wręcz męczennicą. Mimo że za życia wygłaszała poglądy, z którymi na ogół nie zgadzali się ani bolszewicy ani socjaliści, to po śmierci zaczęto rozpowiadać na jej temat niestworzone legendy. Jedna z najczęściej i najchętniej powtarzanych dotyczyła tego, jak 17-letnia Róża Luksemburg rzekomo uciekała z zaboru rosyjskiego na Zachód. Czy jest w niej choćby krztyna prawdy?
Socjolog Ludwik Kulczycki – o tyle wiarygodny, że sam był w centrum tamtych wydarzeń – w książce Historya ruchu socyalistycznego w zaborze rosyjskim już w 1903 roku wymienia młodziutką Różę Luksemburg „między osobami sympatyzującymi z Prolataryatem”.
Reklama
Nieprzeciętnie inteligentna nastolatka w przedostatniej dekadzie XIX wieku mogła mieć poglądy uformowane „kosmopolitycznie” choćby na lekturze społecznie zaangażowanych powieści. Mogła też latem 1888 roku trafić na potańcówkę czy wziąć udział w loterii organizowanej przez proletariatczyków dla zasilenia partyjnej kasy. Ale „sympatyzowała” nie znaczy przecież „konspirowała i musiała uciekać”.
Problem w tym, że brutalny mord polityczny na Róży Luksemburg zrobił z niej męczennicę rewolucji. A żywoty męczenników i męczennic obrastają legendami, przekazywanymi z ust do ust przez wyznawców i wrogów.
Ksiądz i rewolucjonistka
Dobrym przykładem jest historia przemycenia Róży do Niemiec w grudniu 1888 roku przez innego męczennika rewolucji – Marcina Kasprzaka. Ów związany z Drugim Proletariatem dekarz został stracony w 1905 roku za zabicie czterech żandarmów. Paul Frölich w latach trzydziestych XX wieku tak opisał tę historię, nie podając źródeł:
Przemytnicy mieli przeprowadzić Różę Luksemburg przez granicę rosyjsko-niemiecką. W pogranicznej miejscowości pojawiły się trudności w realizacji planu. Wtedy Kasprzak uciekł się do chytrego podstępu.
Znalazł katolickiego księdza, któremu wytłumaczył, że żydowska dziewczyna chce zostać katoliczką, ale musi to zrobić za granicą, bo jej rodzice gorąco się temu przeciwstawiają. Róża Luksemburg tak zręcznie odegrała rolę pobożnej, że proboszcz udzielił jej koniecznej pomocy. Ukryta pod kopą siana na wozie drabiniastym, przejechała przez granicę na wolność.
Reklama
Rewolucyjna legenda
W kolejnych biografiach, napisanych po ukazaniu się książki Frölicha, dochodzą dramatyczne szczegóły: oto księdzu powiedziano, że dziewczyna chce się przechrzcić, by poślubić katolika wbrew woli rodziców.
Wóz drabiniasty z czasem stał się bryczką, a ojciec dziewczyny – rabinem. Róża miała na sobie gimnazjalny mundurek. Przebiegły Kasprzak skłamał księdzu za jej plecami, ale kiedy dziewczyna się o tym dowiedziała, natychmiast wyznała prawdę, ryzykując zrzucenie z wozu i fiasko całego przedsięwzięcia.
Z wydanych przez paryską „Kulturę” wspomnień emigracyjnego pisarza Wacława Solskiego wiemy, że na zebraniach młodych komunistów w latach dwudziestych dyskutowano, czy postąpiła wtedy słusznie; dowiadujemy się też, co sądził o tym Feliks Dzierżyński. Podczas przechadzki po Piotrogrodzie wyłożył on Solskiemu:
(…) że to, co zrobiła wówczas Róża Luksemburg, jest bardzo charakterystyczne dla jej drobnomieszczańskiego pochodzenia, którego przesądów jeszcze w tym czasie się nie wyzbyła. Gdyby przyszła na świat w rodzinie robotniczej, zwłaszcza w rodzinie cierpiącej głód, potwierdziłaby bez żadnych skrupułów moralnych to, co Kasprzak księdzu o niej powiedział. Co się zaś tyczy Kasprzaka, to postąpił on, zdaniem Dzierżyńskiego, zupełnie słusznie.
Kiedy go zapytałem, czy to było uczciwe – bo to właśnie słowo padało najczęściej na zebraniu naszego kółka, kiedy omawialiśmy tę sprawę – Dzierżyński popatrzał na mnie tak, jak się patrzy na kogoś bardzo młodego i naiwnego.
Reklama
Zapytał mnie też, tak jakby od niechcenia, z jakiej pochodzę rodziny, i powiedział coś w tym sensie, że prawdziwy rewolucjonista nie zna obiektywnej uczciwości. Ponieważ ruch rewolucyjny nie może być obiektywny, co każdy proletariusz czuje swoim klasowym węchem.
A jak wyglądała prawda?
Wariantów dramatycznej ucieczki Róży z księdzem lub bez księdza jest w literaturze więcej. W wersji socjalisty Ludwika Krzywickiego Kasprzak przez granicę sam niósł dziewczynę na plecach, bo „ze zmęczenia i ze wzruszenia była całkowicie bezwładna”.
Tymczasem Róża Luksemburg odebrała w Warszawie paszport, wystawiony 15 marca 1888 roku na jej własne nazwisko. Dokument był potrzebny tylko do przekroczenia granicy Cesarstwa Rosyjskiego, bo między Niemcami a Szwajcarią nie obowiązywała wtedy kontrola graniczna.
Na emigracji nigdy się nie ukrywała, choć carska tajna policja miała swoich agentów we wszystkich większych skupiskach Rosjan i Polaków w Europie. Rodzina pisała do niej listy na prawdziwe adresy, nie na poste restante. A na sporządzonej przez ochranę w roku 1893 liście blisko czterystu uciekinierów politycznych z Królestwa Polskiego nie ma jej nazwiska.
Reklama
Dlaczego więc wyjechała? W wieku lat siedemnastu miała dyplom gimnazjum i patent nauczycielski, a to znaczy, że osiągnęła najwyższy stopień edukacji dostępny dla kobiet w Królestwie Polskim. Z wyższych uczelni jedynie Warszawskie Konserwatorium Muzyczne przyjmowało wówczas kobiety. (…)
Róża była zdolna i ciekawa świata. Chciała się uczyć. Miała niewielkie szanse na zamążpójście, bo Edwardowi Luxenburgowi nie udało się zgromadzić posagów dla córek. Prawdopodobnie dlatego rodzice wysłali ją na studia. Najbliższa uczelnia, na której mogły studiować kobiety, znajdowała się w Zurychu.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Weroniki Kostyrko pt. Róża Luksemburg. Domem moim jest cały świat (Wydawnictwo Marginesy 2024).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.