Polskie robotnice w kuchni. Zdjęcie z prasy gadzinowej, 1940 rok

Tak radziły sobie gospodynie w okupowanej Polsce. Wiele z ich sposobów może się przydać też dzisiaj

Strona główna » II wojna światowa » Tak radziły sobie gospodynie w okupowanej Polsce. Wiele z ich sposobów może się przydać też dzisiaj

Każda polska pani domu w warunkach, jakie panowały w okupowanej Polsce, musiała wypracować metody racjonalnego kupowania i przechowywania najcenniejszego towaru, jakim była wówczas żywności. Dzięki dobremu planowaniu mogła sporo oszczędzić, przy okazji zabezpieczając się przed nieuczciwością właścicieli sklepów. Niektóre z ówczesnych sposobów warto mieć na uwadze i dzisiaj. Szczegółowo pisze o nich Aleksandra Zaprutko-Janicka na kartach książki Okupacja od kuchni.

W okupacyjnych realiach częste kupowanie niewielkich porcji mąki, kaszy itd. powodowało w ostatecznym rozrachunku nabywanie mniejszej ich ilości za zawyżoną cenę.


Reklama


Zakupy… raz na kwartał?

Sprzedawcy nasypywali je w sklepie do papierowych torebek z grubego ciężkiego papieru, hojnie klajstrowanych klejem, do którego niektórzy dosypywali nawet piasku dla dodatkowego obciążenia. Wszystko po to, by ograniczyć zawartość „cukru w cukrze”, a konkretnie samego cukru w kilogramie cukru.

Zaradna gospodyni kupowała kuchenne surowce tylko kilka razy do roku. Zawsze w większej ilości i zawsze zwracając baczną uwagę na aktualne ceny.

Polacy jedzący chleb. Fotografia z prasy gadzinowej z okresu II wojny światowej
Polacy jedzący chleb. Fotografia z prasy gadzinowej z okresu II wojny światowej

Czerstwe lepsze od świeżego?

Także zakup, przechowywanie i rozdzielanie pieczywa były swego rodzaju sztuką. Najsmaczniejsze jest oczywiście to świeże, ale ono jednocześnie okazuje się też najmniej wydajne.

Pachnące i chrupiące pajdy bardzo powoli zaspokajają głód, więc zjada się ich więcej. Bolesława Kawecka-Starmachowa, autorka książki Sto potraw z ziemniaków wydanej w latach II wojny światowej, zalecała w związku z tym kupowanie chleba raz, najwyżej dwa razy w tygodniu i przechowywanie go w szczelnie zamykanym pojemniku, tak by nie zesechł.


Reklama


Lekko czerstwe pieczywo było jej zdaniem „znacznie zdrowsze, i dające się lepiej krajać, oszczędniejsze od świeżego”. To samo tyczyło się bułek przeznaczonych na kanapki do pracy lub szkoły.

Z dzisiejszej perspektywy takie podejście może się wydawać egzotyczne. Kupowany w zwykłym sklepie chleb już dzień po upieczeniu staje się gumiasty, a dwudniowe bułki z supermarketu ledwie da się pogryźć. Należy jednak pamiętać, że chleb wypiekany dawnymi metodami, na zakwasie lub drożdżach, bez polepszaczy i konserwantów, nawet kilkudniowy smakuje wyśmienicie.

Mięso bez lodówki

W sytuacji ciągłych niedoborów mięsa, każda jego większa ilość była niczym błogosławieństwo. Nawet jeśli kawał świniaka trafiał się w środku upalnego lata, pani domu musiała jakoś sobie poradzić z zabezpieczeniem go przed zepsuciem.

Tekst powstał na podstawie książki Oli Zaprutko-Janickiej pt. Okupacja od kuchni. Kobieca sztuka przetrwania (Wydawnictwo Poznańskie 2024).

Lodówki, utrzymujące niską temperaturę dzięki bryłom lodu były obecne w niewielu domach, a pierwsze chłodziarki elektryczne były bajecznie drogie i uzależnione od ciągle przerywanych dostaw prądu.

Najprostszym sposobem było racjonalne i ekonomiczne podzielenie go oraz zakonserwowanie. Kawałek przeznaczony na zupę zalewało się przegotowaną i osoloną wodą i odstawiało w chłodne miejsce. Kiedy przychodziło do przyrządzenia zupy, wystarczyło do tego samego garnka wrzucić jarzyny i przyprawy i wstawić do gotowania.

Mięso przeznaczone na pieczyste można było zakonserwować przesmażając je na tłuszczu lub marynując w occie. Przyrumienione na patelni mogło później stać w chłodnym miejscu choćby i trzy dni, a zatopione w occie nawet tydzień.

Życiodajny tłuszcz

Masło, które najczęściej zjawiało się w okupacyjnej kuchni dzięki transakcji czarnorynkowej, lub wyprawie szmuglerskiej, zwykle występowało w większych kawałkach. Było to kilkadziesiąt dekagramów, bądź kilogram, a więc sporo więcej, niż przynosimy z dzisiejszych sklepów.


Reklama


Mimo braku lodówek, można je było przechowywać bez ryzyka jełczenia nawet przez kilka tygodni. Konserwowano je zwykle zanurzając w solance, bądź ugniecione w garnku okładano zwilżonym pergaminem i zasypywano po wierzchu solą.

Także inne tłuszcze zwierzęce konserwowano w sposób niezmieniający smaku i zapachu przez długi czas. Smalec po przetopieniu przelewano do suchych, wyparzonych butelek i szczelnie korkowano.

Słoninę najlepiej było pokroić na kawałki nadające się do zużycia na raz (kilkudekagramowe), dobrze posolić i trzymać w szczelnie zawiązanym kamiennym garnku. Kiedy pani domu potrzebowała okrasić słoniną kluski, czy ziemniaki, wyjmowała kawałek, krajała w kostkę, smażyła i polewała porcję tłuszczem ze skwarkami.

Polskie robotnice w kuchni. Zdjęcie z prasy gadzinowej, 1940 rok
Polskie robotnice w kuchni. Zdjęcie z prasy gadzinowej, 1940 rok (koloryzacja – WielkaHISTORIA).

Co podczas wojny robiono z odpadkami?

Dobra gospodyni umiała nie tylko zdobyć, zabezpieczyć i smacznie przygotować żywność. Potrafiła też spożytkować kuchenne odpadki. W okupacyjnych realiach należało się dwa razy zastanowić nad tym, co jest jadalne, a co nie.

Zastosowanie znalazła np. kluszczanka, czyli woda z gotowania klusek. Zawierająca w sobie skrobię i już osolona, wykorzystywana mogła być jako lekko zagęszczona baza do zupy, do podlewania jarzyn, albo jako krochmal do bielizny. Podobnie skórki chlebowe. W wielu domach z kanapek odkrajano twarde skórki i wyrzucano je.


Reklama


W okupacyjnej rzeczywistości nie wolno było marnotrawić nawet okruszka. Zamiast wyrzucać skórki, lepiej było je przerobić na zupę chlebową, zetrzeć je na tarce i użyć do panierowania, albo zamiast mąką, nimi zagęścić sos. Nawet popłuczyny po mleku nie powinny się były marnować. Gospodynie zużywały je na dwa sposoby.

Podlewały delikatnie gotujące się kasze, albo ryż. Mogły też odrobinę mleka zużyć jako… kosmetyk, przemywając nim twarz. W tych trudnych realiach nie każda kobieta mogła sobie pozwolić na kosmetyki, więc jak jej własna babka lub prababka szukała ich w… kuchni.

***

Fascynującą historię kobiecej sztuki przetrwania podczas II wojny światowej poznacie w książce Oli Zaprutko-Janickiej pt. Okupacja od kuchni. Powyższy tekst pochodzi właśnie z niej. Nowa edycja książki wreszcie jest dostępna w sprzedaży (Wydawnictwo Poznańskie 2024).

Fascynujący obraz życia kobiet w okupowanej Polsce

WIDEO: Co NAPRAWDĘ jedli dawniej polscy chłopi?

Autor
Aleksandra Zaprutko-Janicka

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.