Czesław Niemen był jedną z największych gwiazd polskiej muzyki lat 60. i 70. XX wieku. Artysta pojawił się jednak nad Wisłą dopiero w 1958 roku, gdy miał już 19 lat. Przybył do kraju wraz z ostatnią falą repatriantów z Kresów Wschodnich. O tym, jak wyglądały jego młodzieńcze lata w rodzinnych stronach pisze Sławomir Koper w książce Najbliższe Kresy.
„Jesień 1979 roku – wspominał Czesław Niemen – Stare Wasiliszki. Po latach nie poznałem okolicy. Siedzę na kamieniu mojego dzieciństwa. Patrzę przed siebie i nie mogę się nadziwić, że nie ma rzeki ani trzęsawisk. Nie ma też wzniesienia, z którego zimą zjeżdżaliśmy na nartach, a po zamarzniętych rozlewiskach ścigaliśmy się na łyżwach. Niepoczytalny dewastator przyrody, homo sovieticus, osuszył bagna Polesia, więc jakie znaczenie miało dla niego miniuroczysko na skraju mojej wsi”.
Reklama
Dzieciństwo Niemena pod okupacją
Czesław Wydrzycki (tak brzmi jego prawdziwe nazwisko) przyszedł na świat w lutym 1939 roku. Miniaturowa wieś Stare Wasiliszki leżały w pobliżu znacznie większych Wasiliszek.
Kilkadziesiąt kilometrów na zachód było Grodno, a w identycznej odległości na wschód – Nowogródek. W okolicy przeważały polskie wsie, ale nie brakowało typowego dla Kresów zróżnicowania etnicznego.
Sąsiadami Wydrzyckich byli Litwini, Żydzi, Białorusini oraz polscy Tatarzy. [Jak kontynuował Niemen:]
Jako dorastający chłopak zaprzyjaźniłem się z kilkoma rówieśnikami tatarskimi. Mieszkali (…) od pokoleń, świetnie mówili po polsku. Dlaczego to podkreślam? Z wielu powodów.
Myślę, że dla artysty w ogóle, a dla muzyka w szczególności bardzo ważne są pierwsze muzyczne zasłuchania. Nie chodzi więc tylko o nastrój, aurę dziecięcych lat, lecz przede wszystkim o tamte melodie, które ukształtowały moją muzyczną wrażliwość.
Reklama
Zadał o muzyczne wykształcenie syna
Wydrzyccy mieli sporo szczęścia w burzliwych latach 30. i 40. Nie dotknęły ich sowieckie deportacje, chociaż część dalszej rodziny została zesłana, a oni sami figurowali podobno na liście przeznaczonych do wywózki. Nie ucierpieli też podczas okupacji niemieckiej, mimo że jeden z ich krewnych wstąpił do partyzantki.
Antoni Wydrzycki, ojciec Czesława, jako człowiek bardzo muzykalny grał w miejscowej orkiestrze i stroił kościelne organy. Przede wszystkim był jednak wysoko cenioną w okolicy złotą rączką, potrafił bowiem naprawić maszyny do szycia i do pisania, rower, zegarek, a nawet broń.
Zapewniał w ten sposób byt rodzinie, gdyż Wydrzyccy posiadali niewiele ziemi. Mieszkali w parterowym drewnianym domu, jednym z największych we wsi, ale jego połowę zajmował brat ojca ze swoją rodziną.
Antoni dbał o rozwój muzyczny syna i często woził go do Grodna, by chłopiec mógł posłuchać muzyki cerkiewnej. Po latach znalazło to oddźwięk w twórczości Niemena, jak choćby w jednym z jego najsłynniejszych utworów, Bema pamięci żałobny rapsod. Krytycy uznali tę epicką pieśń za sztandarowy przykład polskiej awangardy rockowej, z czym jednak nie zgadzał się sam wykonawca:
Reklama
Wróciłem do domu, znalazłem ten wiersz i przypomniałem sobie ceremonie pogrzebowe z moich kresowych regionów. (…) Siadałem do organów i odlatywałem w smętne, acz piękne rejony, to nie awangarda rocka, ale Wasiliszki.
Zdolny, ale leniwy
Czesław był bardzo zdolny, lecz leniwy. Najbardziej interesowała go muzyka – śpiewał w chórze kościelnym, a od piątego roku życia grał na pianinie.
Znakomicie również rysował. Jego znajomi z młodych lat uważali, że gdyby nie został muzykiem, zapewne zrobiłby karierę jako malarz. Inna sprawa, że w przyszłości sam projektował okładki swoich płyt. [Kolega Niemena, Antoni Markiewicz wspominał:]
To były piękne tereny. Rzeka szeroka, ryby, raki, zarośla, latem zapach taki, że wieczorem nie chciało się wracać do domu. A Czesław czasami otwierał okno i siadał do pianina. Lubił grać dla ludzi, chociaż czasami wolał mniejszą publiczność.
Reklama
Niezaprzeczalny talent Niemena
Muzyczny talent chłopaka był niezaprzeczalny i rodzina wysłała go na naukę do Pedagogicznego Liceum Muzycznego w Grodnie. Nie był to najlepszy pomysł, gdyż Czesław nie potrafił się tam zaaklimatyzować. Nie odpowiadało mu też mieszkanie na stancji i właściwie chodził tylko na lekcje muzyczne, a resztę zajęć z reguły ignorował. Po latach twierdził, że zbyt tęsknił za Wasiliszkami i domem rodzinnym. [Siostra muzyka wspominała]:
Dyrektor szkoły muzycznej powiedział, że mój brat jest bardzo zdolny, ale dużo lekcji opuszcza, a ponadto nie chce się zapisać do Komsomołu. Powiedział, że w związku z tym nie może się uczyć dalej. Decyzją rodziny wycofaliśmy go ze szkoły.
Czesław stracił zatem rok nauki i wrócił do sowieckiej dziesięciolatki. Ale w rodzinnej wsi czuł się szczęśliwy. Tym bardziej że Wydrzyccy nie zaznali represji, a do niego nie docierały niepokojące wieści spoza Wasiliszek. [Jak przyznawał:]
Paradoksalnie po zakończeniu wojny, w latach narastającej presji i zniewolenia stalinowskiego, zaznałem największej wolności i poczucia szczęścia, biegając po łąkach, lasach, polanach, bawiąc się z rówieśnikami, a potem nieraz w samotności przeżywając chwile zachwytu otaczającym mnie pięknem.
Reklama
Decyzja o repatriacji
Ten świat skończył się w 1958 roku, gdy Czesław miał 19 lat. Groziły mu pobór do Armii Czerwonej i służba w nieznanym garnizonie na terenie sowieckiego imperium. Oczywiście nie był tym zainteresowany, podobnie jak jego bliscy. Wówczas Wydrzyccy przypomnieli sobie o polsko-sowieckiej umowie dotyczącej dodatkowej repatriacji i postanowili wyjechać do Polski.
Decyzja przyszła tym łatwiej, że ojciec muzyka uważał zmiany granic po II wojnie światowej za przejściowe i miał nadzieję, iż w przyszłości wróci na ojcowiznę. Głęboko wierzył w dziejową sprawiedliwość, a na razie należało ratować syna przed sowieckim wojskiem.
Nieoczekiwany ślub
Jednak tuż przed wyjazdem Czesław zaskoczył wszystkich. Nagle gdzieś przepadł, po czym okazało się, że poślubił swoją młodszą o rok dziewczynę, Marię Klauzunik. Zakochani zrobili to w tajemnicy, gdyż obie rodziny były przeciwne małżeństwu.
Wydrzyccy osiedli w Białogardzie, a żona Czesława przyjechała dopiero rok później. Uczyła się w szkole pielęgniarskiej, urodziła córkę, ale z powodów lokalowych nigdy nie zamieszkali razem.
Była to młodzieńcza, chyba bardzo niedojrzała miłość, a gdy Czesław na poważnie zajął się muzyką, drogi małżonków zaczęły się rozchodzić. Wzięli rozwód w połowie lat 60. i umówili się, że nigdy nie będą publicznie wspominali o tym epizodzie z ich życia. Oboje słowa dotrzymali.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Najbliższe Kresy. Ostatnie polskie lata, która ukazała w 2024 roku nakładem Wydawnictwa Fronda.