Po zakończeniu powstania warszawskiego do obozu przejściowego w Pruszkowie trafiło około 150 tysięcy cywilów. Wśród nich znalazła się również Zofia Sterner z czteroletnią córeczką Basią oraz matką. Towarzyszyła im także siostra Zofii, Niusia. Oto, jakie warunki czekały na przerażone kobiety.
Od razu po dotarciu na miejsce wypędzone mieszkanki Warszawy zorientowały się, że miejsce do którego trafiły nie jest ostatecznym celem ich tułaczki. Nie dostrzegły bowiem żadnych baraków dla więźniów.
Reklama
Komisja lekarska
Kobiety po długim oczekiwaniu otrzymały „wodę i małe porcje ciemnego, wyschniętego chleba”. Dowiedziały się, również że sprawne osoby trafią do niemieckich obozów pracy. Tajemnicą pozostawał jednak los, który czekał na chorych i niedołężnych.
Zgodnie z tym, co pisze Roman Dziarski w książce Jak przechytrzyliśmy i przeżyliśmy hitlerowców? „sortowania dokonują polscy lekarze, ponieważ Niemcy boją się zarażenia od więźniów chorobami zakaźnymi, takimi jak tyfus czy gruźlica”. Zofia miała szczęście. Wśród medyków znajdował się przyjaciel ich rodziny, dr Łoza.
Lekarz od razu stwierdził, że pani Sterner nie nadaje się do pracy z uwagi na małe dziecko. Z kolei jej matka miała być „za stara i za słaba”. Zaś u Niusi „odkrył” gruźlicę i wysłał ją do obozowego szpitala. Pomógł również koleżance Zofii, Krystynie, która podczas badania symulowała omdlenie. W tej sytuacji dr Łoza zawyrokował, że kobieta była „chora na serce i też nie mogła pracować”.
Koszmarne warunki sanitarne
Po takiej diagnozie Zofia, jej mama oraz Krystyna trafiły do hali I, gdzie znajdowało się już kilkaset innych osób, głównie starszych oraz kobiet z małymi dziećmi. Jak podkreśla Roman Dziarski nie było żadnych miejsc do spania. Wszyscy więc siedzieli na brudnej i zimnej betonowej podłodze.
Reklama
Nie ma pryszniców ani łazienek, nie możemy nawet umyć rąk, a kolejki do kilku latryn są tak długie, że ludzie często nie mogą czekać i załatwiają się na zewnątrz lub na podłodze w hali. Śmierdzi potem, moczem, kałem i gnijącą słomą, która została rozrzucona na podłodze prawdopodobnie kilka dni lub tygodni temu.
Noc w takich warunkach była koszmarem. Szczególnie, że zrobiło się już bardzo zimno. Rankiem po oczekiwaniu w długiej kolejce kobiety otrzymały trochę czarnego chleba oraz kawę zbożową. Musiało im to wystarczyć do wieczora kiedy zjadły „kromkę chleba i miskę rzadkiej zupy”.
Kobiety nie zwracały jednak uwagi na głód. Przedstawicielka Polskiego Czerwonego Krzyża przekazała im bowiem wiadomość od Niusi, że u niej wszystko dobrze i za kilka dni zostanie przewieziona do szpitala w Milanówku. Wiadomość bardzo ucieszyła Zofię i jej matkę.
Ucieczka z transportu
Po kolejnej nocy spędzonej w obozie Niemcy wydali rozkaz do wymarszu na dworzec kolejowy, gdzie czekały już bydlęce wagony. Zgodnie z tym, co pisała Zofia, której wspomnienia wykorzystał autor książki Jak przechytrzyliśmy i przeżyliśmy hitlerowców:
Reklama
Ludzie są tak stłoczeni, że musimy stać i nie możemy nawet usiąść na podłodze. Ale mamy szczęście. Jako że wsiadłyśmy ostatnie, stoimy tuż przy drzwiach i obok wąskiego okna z kratami, przez które możemy zaczerpnąć świeżego powietrza.
Pociąg opuszcza stację, jedzie powoli i często się zatrzymuje. Po mijanych stacjach poznaję, że kierujemy się na południe w stronę Krakowa. Nikt nie wie, dokąd jedziemy, ale wszyscy są przerażeni, bo ludzie mówią, że prawdopodobnie jedziemy do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który jest niedaleko Krakowa, gdyż nie nadajemy się do obozu pracy.
Zofia nie zamierzała bezczynnie czekać, aby przekonać się czy to prawda. Gdy pociąg zatrzymał się na dłuższy postój w Skarżysku Kamiennej Krystynie, która płynnie mówiła po niemiecku, udało się przekonać jednego ze strażników, aby otworzył drzwi wagonu i pozwolił kobietom się wymknąć. Jak czytamy w książce Romana Dziarskiego:
Niosę Basię na rękach, biegnę przez tory. Słyszymy strzały w naszą stronę, chyba oddane przez innego strażnika, ale nadjeżdżający pociąg towarowy blokuje kolejne pociski.
Reklama
Biegniemy do małej budki przy torach kolejowych, w której siedzi kolejarz, prawdopodobnie nastawniczy. Wpuszcza nas do środka i stłoczone kucamy na podłodze jego niewielkiej budki. Na szczęście strażnicy nie ruszyli za nami w pościg.
Kiedy skład odjechał kobiety bezpiecznie opuściły teren dworca kolejowego. Zofii kolejny raz sprzyjało szczęście. W Skarżysku Kamiennej mieszkała bowiem jedna z jej koleżanek, która zapewniła całej czwórce bezpieczne schronienie. Po dwóch tygodniach na miejsce dotarła również Niusia.
Poruszająca historia walki o przetrwanie
Bibliografia
- Roman Dziarski, Jak przechytrzyliśmy i przeżyliśmy hitlerowców?, BookEdit 2025.