Niezależnie od zamożności, pod względem prawnym szlachta Rzeczypospolitej była sobie równa. Nie istniały – jak to było w innych częściach Europy – wyższe i niższe poziomy szlachectwa. Mylił się jednak ten, kto sądzi, że wśród braci herbowej panowała faktyczna równość. Sytuacja prezentowała się zupełnie inaczej. Pisze o tym doktor Radosław Sikora w książce pt. Dawna Rzeczpospolita na nowo odkryta.
[W Rzeczpospolitej Obojga Narodów] uznawano tylko tytuły książęce nielicznych rodów, które posiadały je jeszcze przed unią Polski z Litwą w 1569 roku. Chociaż i z tym bywało różnie, czego doświadczał najbogatszy magnat Rzeczypospolitej przełomu XVI i XVII wieku, czyli Konstanty Wasyl Ostrogski. Mimo że sam król uznawał jego książęcy tytuł, to:Reklama
Inni tak wielcy panowie, jak również mniejsi tego Królestwa, z nienawiści do tytułów wprowadzających nierówność do Rzeczypospolitej, nie używają innego tytułu, jak tylko tego, który po polsku większe uczczenie oznacza oraz dawany bywa wszystkim senatorom i szlachcie, nawet Radziwiłłom, to jest Miłościwy Panie.
Zdobywanie tytułów zagranicą
Ludzie nie byliby jednak sobą, gdyby nie starali się o wywyższenie nad innymi. Stąd niektórzy przedstawiciele szlachty, nie mogąc wylegitymować się tytułem książęcym, starali się uzyskać go czy to od papieża, czy też od cesarza. Oprócz zaspokojenia próżności nie miały one jednak żadnego formalnego znaczenia w Rzeczypospolitej.
Jednym z rodów, któremu udało się uzyskać tytuł książęcy poza Rzecząpospolitą, byli Lubomirscy. Uzyskali go od cesarza. Jako pierwszy posługiwał się nim zmarły w 1649 roku Stanisław Lubomirski. Jednak i on sam, i jego potomkowie wiedzieli, jaki jest stosunek ogółu szlacheckiego do obnoszenia się z obcymi tytułami. Gdy więc w 1702 roku:
[…] sędzia wojskowy Minor indukując sprawę dał panu [kasztelanowi] krakowskiemu [Hieronimowi Augustynowi Lubomirskiemu] „jaśnie oświecony książę» tytuł, on porwał się na to: «nie jestem [księciem], alem ślachcic tu w Polszcze”.
Reklama
Czy było to szczere oburzenie, czy też raczej gest obliczony na pozyskanie serc szlacheckich? Chyba nigdy się nie dowiemy. W każdym razie, jeszcze w drugiej połowie XVII wieku pamiętano, jak polscy senatorowie zachowali się w 1515 roku, gdy w Wiedniu cesarz zaproponował im tytuł księcia Świętego Cesarstwa Rzymskiego.
Liczyły się urzędy
Polacy odrzucili tę ofertę, tłumacząc, że będąc polskimi szlachcicami, z czego wynikało ich prawo do traktowania z królem o pokoju czy wojnie, uchybiałoby ich godności, gdyby uznano, iż tytuł księcia Rzeszy jest ważniejszy.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że w Rzeczypospolitej panowała powszechna równość stanu szlacheckiego. Tak bowiem nie było. Istniała u nas ściśle określona hierarchia, ale wywodziła się nie z tytułów, lecz ze sprawowanych urzędów. Dziwiło to cudzoziemców, przyzwyczajonych do innych stosunków, choć po wyjaśnieniach akceptowali taki stan rzeczy. Przykładem francuski król Henryk IV, który gościł u siebie Zygmunta Myszkowskiego oraz Janusza Radziwiłła.
Ponieważ Myszkowski posiadał tytuł margrabiego, który otrzymał od papieża w 1596 roku, a Radziwiłłowie mieli tytuł książęcy nadany jeszcze w 1547 roku przez cesarza, to zgodnie z zachodnimi zwyczajami, Radziwiłł stał w hierarchii wyżej od Myszkowskiego. Jednak w Rzeczypospolitej nie miało to znaczenia, gdyż Myszkowski był w niej marszałkiem wielkim koronnym i senatorem, a Radziwiłł ledwie podczaszym wielkim litewskim.
Reklama
Dlatego też Radziwiłł we Francji nie tylko nie pretendował do zaszczytniejszego miejsca, ale nawet sam prosił króla Henryka, by traktował Myszkowskiego z większą rewerencją niż jego. Jak pisał o tym Jakub Sobieski:
[…] po ogrodzie król się przechadzając, kazał do siebie obudwóch zawołać, i pana marszałka, i ks. Radziwiłła; chciał był po prawej [czyli bardziej zaszczytnej] stronie wziąć ks. Radziwiłła, a po lewej pana marszałka, ale skoro rzekł ks. Radziwiłł, iż „to senator, a ja nie”, król się postrzegłszy, wziął na prawą rękę pana marszałka, a na lewą ks. Radziwiłła, i tak za ręce je trzymając, a między nimi przechadzając się po ogrodzie, począł ich pytać […].
„Książęta tylko tytułu zażywają”
Podobna scena powtórzyła się zresztą na uczcie u księcia de Nevers. Sobieski zapisał:
[…] u stołu swego chciał [książę de Nevers] posadzić wprzód ks. Radziwiłła, że to princeps Imperii [książę Cesarstwa], a potym pana marszałka. Ozwał się z tym zaraz ks. Radziwiłł, iż „u nas w Polszcze i w Litwie, równi będąc kożdemu szlachcicowi, książęta tylko tytułu zażywają, ale stąd nad inszych żadnych większych preeminecyj [pierwszeństwa] nie mają.
Reklama
Jam jest podczaszym w.[ielkiego] ks.[ięstwa] lit.[ewskiego] i jestem ex equestri ordine [ze stanu szlacheckiego], JM [Jego Mość] pan marszałek jest ex ordinis senatoris [ze stanu senatorskiego] i urzędnikiem koronnym, i senatorem zarazem. Zaczem zawsze pierwej siada niż ja i w Polszcze, i tu tak siedzieć ma». Po tej mowie ks. Radziwiłła wyżej posadził pana marszałka, a [dopiero] potym jego.
Szlachecka tytulatura
Określona hierarchia urzędów przekładała się na odpowiednie zwroty grzecznościowe, jakimi należało się posługiwać wobec danej osoby. A niechby ktoś się pomylił, czy nie daj Boże celowo zmienił formułę grzecznościową, to obraza gotowa! Sytuację taką opisał Wacław Potocki w utworze Do kasztelana. Kasztelanów w owych czasach dzielono na większych (prowincjonalnych) i mniejszych (powiatowych).
I jedni, i drudzy zasiadali w radzie królewskiej, czyli w senacie, ale kasztelanów większych sadzano bliżej króla – na krzesłach. Mniejszych zaś sadowiono na szarym końcu i to tylko na ławach. Stąd większych zwano „krzesłowymi”, a mniejszych „drążkowymi”. Pisał więc pan Potocki:
Uraziłeś się na mię, widzę oczywiście,
Żem ci jaśnie wielmożny nie napisał w liście.
Na honor senatorski fortuna cię wniesła;
Ale przecie ten tytuł należy do krzesła,
Drążkowy, na wielmożnym samym niech przestanie.
Tak więc równość, równością, ale w każdym stadzie zachowuje się „porządek dziobania” oraz związany z miejscem w hierarchii obyczaj i ceremonie. Co też specjalnie nie powinno dziwić, bo i w naszych czasach każdy polski obywatel niby to jest równy pozostałym, jednak ludzi sprawujących urzędy (np. prezydenta, premiera itd.) traktuje się inaczej niż zwykłego człowieka.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Radosława Sikory pt. Dawna Rzeczpospolita na nowo odkryta (Zona Zero 2025). Dostępna z autografem w przedsprzedaży.