Członkowie elit zachodniej i południowej Europy znali nowożytną Polskę głównie z opowieści, zresztą często zakłamywanych. Rzeczpospolitą ukazywano jako kraj osobliwy, nawet barbarzyński. Podróżnicy chętnie wyciągali na wierzch wady, nie zalety. A okazji do bezpośredniego kontaktu było niewiele. Do najbardziej spektakularnych należały wjazdy polskich arystokratów do obcych stolic.
Jeśli przedstawiciele polskiej wierchuszki wyruszali na przykład do Francji lub Włoch w oficjalnych sprawach, to rzadko robili to dyskretnie. Tym bardziej nie silili się na żadne tajemnice i kamuflowanie swojej obecności.
Reklama
Magnaci z Polski i Litwy nieraz wjeżdżali do obcych stolic w setki koni, z pięknymi karocami, nie szczędząc środków na okazywanie blichtru i przepychu. Jak podkreśla Jacek Komuda na kartach nowej książki pt. Upadek. Jak straciliśmy Pierwszą Rzeczpospolitą polskie poselstwa zagraniczne były wręcz „pokazami potęgi”. Nie tylko osobistej, ale też zwłaszcza państwowej.
Przepych trącił barbarzyństwem? Wjazd do Paryża
Szczególnie zachwycano się chociażby wjazdem polskich reprezentantów, z wojewodą poznańskim Krzysztofem Opalińskim oraz biskupem warmińskim Wacławem Leszczyńskim na czele do Paryża w październiku 1645 roku. Jesienny popis miał związek ze ślubem Władysława IV Wazy i francuskiej księżniczki Ludwiki Marii Gonzagi.
Korowód strojnych przybyszy liczył setki osób. Francuska pamiętnikarka, która sama miała okazję oglądać widowisko, stwierdziła, że na ich tle miejscowi dostojnicy „wyglądali licho”, ich prezencja wypadła wprost „śmiesznie”.
Z drugiej strony zaznaczyła jednak, że niezwykły polski przepych „trącił niemałym barbarzyństwem”. I że przybyli panowie byli na ogół… „tak grubi, że aż człowieka mdli”.
Reklama
Złote podkowy spadające na bruk. Polacy w Rzymie
„Kolejnym sławnym wydarzeniem stało się przybycie Krzysztofa Zbaraskiego w towarzystwie 1200 ludzi do Stambułu w 1622 roku” – pisze Jacek Komuda na kartach książki Upadek. Jak straciliśmy Pierwszą Rzeczpospolitą.
A nawet je przyćmił wjazd poselstwa Jerzego Ossolińskiego do Rzymu 27 listopada 1633 celem złożenia hołdu papieżowi w imieniu króla Władysława IV Wazy.
Zarówno poseł, jak i towarzysze wjeżdżali w strojach polskich, co wzbudziło sensację. Orszak poprzedzały 22 wozy okryte czerwonym suknem. Szło 10 wielbłądów obwieszonych kolorowymi oponami i wiedzionych przez Tatarów i Ormian.
Za nimi prowadzono konie w tureckich rzędach, z kulbakami nabijanymi diamentami, turkusami, rubinami. Wśród rzymskiego plebsu krążyły wieści, że jeden z nich miał na nagłówku klejnot wart 30 tysięcy złotych polskich. Szablę Ossolińskiego szacowano na 20 tysięcy. Konie celowo źle podkuto złotymi podkowami, aby spadły i stały się łupem tłumu.
Powaga, duma i… gęste brody
Dla porządku nie zaszkodzi dodać, że i w roku 1573, przy okazji pierwszej wolnej elekcji, która zapewniła tron Henrykowi Walezemu, o polskim poselstwie wkraczającym do Paryża pisano z nieskrywanym zachwytem. Chociażby Jakub August de Thou zanotował:
Reklama
Z podziwieniem patrzyli paryżanie na mężów okazałej postaci. Ich szlachetne i nieco dumne spojrzenie, ich powaga, te długie i gęste brody, te sobolowe kołpaki, te miecze ozdobione drogimi kamieniami, buty ze srebrnymi podkówkami, te łuki, kołczany – wszystko dziwiło i zachwycało.
Mieli oni złotolite szaty […]. Cugle ich koni nabijane były srebrem, błyszczące się drogimi kamieniami, siodła w złoto oprawne, rzędy na koniach pięknością swą zachwycały patrzących.
Bibliografia
Artykuł powstał głównie na podstawie nowej książki Jacka Komudy pt. Upadek. Jak straciliśmy Pierwszą Rzeczpospolitą (Fabryka Słów 2025).