Przez setki lat los dzieci polskich chłopów ulegał tylko niewielkim zmianom. Schyłek XVII wieku i stulecie XVIII przyniosły jednak znaczne pogorszenie doli najmłodszych mieszkańców wsi. Zachowane relacje nie pozostawiają wątpliwości co do tego jak wyglądała codzienność włościańskiego potomstwa.
Dysponujemy tylko nielicznymi źródłami bezpośrednio odnoszącymi się do życia dzieci chłopów pańszczyźnianych w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jak jednak trafnie zauważa znawca tematu profesor Mateusz Wyżga przez stulecia:
Reklama
Rodzina chłopska była mikroprzedsiębiorstwem, w którym każdy – od niesamodzielnych kilkulatków przez rodziców w sile wieku po zgrzybiałych starców – wykonywał jakąś pracę, adekwatną do wieku i możliwości.
Chłopskie dzieci bez ubrań
Nic więc dziwnego, że na dawnej wsi było niewiele miejsca na głębsze relacje i sentymenty. Przy niezwykle wysokiej śmiertelności – w epoce przedindustrialnej niespełna połowa dzieci dożywała pełnoletności – nikogo nie dziwiło, gdy chłopskie małżeństwo doczekiwało się nawet kilkanaściorga potomków.
Publicysta i wojewoda kaliski Stefan Garczyński na kartach wydanej w połowie XVIII wieku Anatomii Rzeczypospolitej Polskiej z brutalną szczerością pisał, że „jedne dzieci od głodu, biedy i mizerii, drugie od zimna i niewygody, trzecie od fetoru, a złej aeryi [powietrza – RK] muszą przed czasem zdychać”.
Jednocześnie harujący kilkanaście godzin na dobę włościanie nie mogli poświęcić wiele uwagi najmłodszym. Niezwykle ciekawą relację pozostawił w tej kwestii Gaspard de Tende. Słowa Francuza, który przybył nad Wisłę w drugiej połowie XVII wieku, przytacza Radosław Sikora na kartach książki Dawna Rzeczpospolita na nowo odkryta.
Reklama
Podróżnik stwierdzał, że „dzieci chłopskie, zwłaszcza na Rusi, biegają zupełnie nago aż do wieku czterech bądź pięciu lat, włącznie z dziewczynkami”. Dalej zaś dodawał:
W ogóle nie uczy się ich chodzić. Kiedy nabiorą już nieco siły, matka umieszcza je na progu drzwi, gdzie powoli raczkują i same się podnoszą. A gdy się wybrudzą, matka myje je w zimnej wodzie. Nie należy się więc dziwić, że są tak bardzo wytrzymałe. I to do tego stopnia, iż – jak sam widziałem – ślizgały się po lodzie na gołych stopach.
Zwyczaj praktykowany przez stulecia
Obserwacje Francuza nie były odosobnione. Bardzo podobne spostrzeżenia miał również Fryzyjczyk Ulryk Werdum, który przybył do Rzeczpospolitej niedługo po potopie szwedzkim. Według niego:
Dzieci w Polsce biegają albo zupełnie nago, albo tylko w koszuli, aż dorosną tak, że na polu pracować mogą; wtedy dają im za całe ubranie sukmanę i parę butów. Aż do tego czasu skaczą przy piecu, który jest niejako ich zamkiem swobody, a wcale zręcznie wdrapują się na niego i z niego, choć są jeszcze bardzo małe i nie potykając się, prawie jeszcze chodzić nie umieją po równej ziemi.
Reklama
Jak podkreśla w książce Dawna Rzeczpospolita na nowo odkryta Radosław Sikora „zwyczaj ten trwał do końca istnienia Rzeczypospolitej”. Dowodzą tego między innymi słowa Johanna Josepha Kauscha, który odwiedził w latach 90. XVIII wieku – znajdującą się już pod rządami Austriaków – Małopolskę. Śląski lekarz pisał z rozbrajającą szczerością, że:
O ubiorach małych dzieci trzy lub czteroletnich nie ma co mówić, biegają bowiem przeważnie nawet bez koszuli… Już z tego widać dobitnie ubóstwo tych ludzi, co zresztą potwierdza się na każdym kroku… Dla dzieci nie mają łóżek albo co najwięcej coś do łóżek podobnego.
Pracowały od najmłodszych lat
Wiejskie dzieci nie tylko nie miały co liczyć na troskliwe traktowanie, ale od najmłodszych lat były przygotowywane do pracy na gospodarstwie. Już cztero- lub pięciolatki zostawały pastuchami. Pilnowały najpierw drobiu, a gdy nieco podrosły bydła i świń.
Zachowane źródła sugerują wręcz, że chłopi wysyłali kilkuletnie potomstwo, aby to odrabiało pańszczyznę. Zgodnie z tym, co podaje Mateusz Wyżga, w dobrach należących do Akademii Krakowskiej w XVII stuleciu ostrzegano:
Reklama
Aby na wszelką robociznę (…) nie posyłano gnoyków, dzieci niezdolnych, nieumiejętnych, których pan urzędnik powinien karać, niezdolnego biczem na co się dał posłać, a gospodarza gandziarą [pałką – RK], czemu błazna posłał.
Z kolei pod koniec XVIII stulecia zarządca dóbr Branickich na Podlasiu alarmował swych mocodawców, że:
(…) włościanie takie czeladź na pańszczyznę wyprawiają, która nie umie ani zna, co ma pleć, nawet do roztrząsania gnoju nie są sposobni, to jest dzieci, takie, które w domu powinny siedzieć i nad kaszą się bawić, ale nie na pańszczyznę przyjmować.
Edukacja nie dla chłopskich dzieci
W sytuacji, gdy dla chłopów pańszczyźnianych dzieci były w głównej mierze siłą roboczą kładli oni bardzo niewielki nacisk na wykształcenie najmłodszych. Sytuację pogarszała dodatkowo niechęć szlachty do edukowania swoich poddanych. Jak pisał bowiem Wacław Potocki: „Szlachcic rodzi się do księgi, ale kmieć do siekiery”.
I tutaj nastąpił znaczny regres po niszczycielskich wojnach z połowy XVII wieku, kiedy to zaczęto masowo zamykać szkoły parafialne. Trend ten odwrócił się dopiero u schyłku kolejnego stulecia. Ale nawet wtedy sytuacja przedstawiała się dramatycznie. Zgodnie z tym, co podaje profesor Andrzej Chwalba:
Reklama
Szacunkowo na Warmii do szkół uczęszczało około 12% dzieci wiejskich, podczas gdy w Wielkopolsce i na Pomorzu około 6–8%, w Małopolsce około 2%, a na Mazowszu i na wschód od Wisły i Sanu zaledwie 1%.
Należy przy tym podkreślić, że zajęcia w szkołach parafialnych odbywały się zwykle jedynie w niedziele i ograniczały się głównie do przyswajania prawd wiary oraz nauki śpiewu. Z dzisiejszej pespektywy trudno byłoby więc nazwać takie placówki szkołami.
Upadek Rzeczpospolitej właściwie nic nie zmienił w losie przytłaczającej większości chłopskich dzieci. Relacje wiejskich pamiętnikarzy jasno dowodzą, że w Galicji i zaborze rosyjskim sytuacja wyglądała podobnie aż do zniesienia pańszczyzny w połowie XIX wieku. Jedynie na terenach zagarniętych przez Prusy los najmłodszych mieszkańców wsi zaczął wcześniej ulegać poprawie.
Nowa książka Radosława Sikory
Bibliografia
- Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula, Cham i pan. A nam, prostym, zewsząd nędza?, Wydawnictwo Literackie 2022.
- Radosław Sikora, Dawna Rzeczpospolita na nowo odkryta, Zona Zero 2025.
- Mateusz Wyżga, Chłopstwo. Historia bez krawata, Znak Horyzont 2022.