Pomijany aspekt II wojny światowej. Ucierpiały miliony żołnierzy po wszystkich stronach konfliktu

Strona główna » II wojna światowa » Pomijany aspekt II wojny światowej. Ucierpiały miliony żołnierzy po wszystkich stronach konfliktu

Podczas II wojny światowej na skutek różnego rodzaju zaburzeń związanych ze stresem pourazowym do cywila zwolniono ponad 500 tysięcy amerykańskich żołnierzy. W Armii Czerwonej straty z tego tytułu mogły wynosić nawet milion wojskowych. O często pomijanym aspekcie globalnego konfliktu pisze profesor Richard Overy w książce Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945.

Ostatnie listy wysłane przez żołnierzy niemieckich ze Stalingradu nigdy nie dotarły do ich rodzin ani przyjaciół. Wehrmacht nakazał skonfiskować siedem ostatnich worków z pocztą, które przyleciały z kotła stalingradzkiego, aby można było pokusić się o jakąś ocenę stanu morale skazanych na zagładę żołnierzy.


Reklama


Reakcja na grozę pola bitwy

Rezultat nie do końca był jednak taki, jakiego oczekiwano. Analiza owych listów pokazała, że tylko 2,1 procent z nich wyrażało aprobatę dla sposobu prowadzenia wojny, 37,4 procent wątpliwości lub obojętność, a 60,5 procent – opinie sceptyczne, negatywne lub jednoznacznie przeciwne.

Kiedy pojawiły się propozycje, aby wykorzystać te listy do wydania książki propagandowej o bohaterskiej walce nad Wołgą, Joseph Goebbels odrzucił je, stwierdziwszy: „To jeden wielki marsz pogrzebowy!”. Na polecenie Hitlera wszystkie listy zostały zniszczone. Trzydzieści dziewięć z nich jednak skopiował urzędnik propagandy, który miał napisać wspomnianą książkę, a po wojnie je opublikował. (…)

Żołnierze niemieckiej 305 Dywizji Piechoty w Stalingradzie (domena publiczna).
Żołnierze niemieckiej 305 Dywizji Piechoty w Stalingradzie (domena publiczna).

Emocjonalna reakcja walczących pod Stalingradem nie była niczym wyjątkowym w czasie drugiej wojny światowej. Była to reakcja na grozę pola bitwy, na którym się znajdowali, oraz na marne szanse przetrwania.

W skrajnej formie ta reakcja mogła skutkować poważnymi problemami psychiatrycznymi lub psychosomatycznymi, które tymczasowo lub permanentnie wyłączały z walki tysiące żołnierzy. Główna emocja, którą odczuwały osoby stykające się bezpośrednio z walką w jej wszelkich licznych formach – włącznie z cywilami przeżywającymi bombardowanie lotnicze lub artyleryjskie – zazwyczaj nazywana jest strachem.

Zdumiewająco dużo emocji

Jako określenie rodzajowe słowo „strach” to jednak nic więcej jak pojemny worek, do którego można wrzucić szeroką gamę stanów emocjonalnych, takich jak długotrwały niepokój, przerażenie, histeria, panika, ostra depresja, a nawet agresja. Mogły one powodować równie szeroką gamę stanów neuropsychiatrycznych, chorób psychicznych czy objawów psychosomatycznych.

Reakcje wywołane tymi skrajnymi formami strachu obecnie znacznie częściej nazywa się stresem pourazowym (traumatic stress), który występuje powszechnie w czasie walki na wojnie, ale niekoniecznie musi być obezwładniający. Żołnierze uczestniczący w walce przeżywają bowiem zdumiewająco dużo emocji. Pewien żołnierz brytyjski walczący w Birmie był „zesztywniały ze strachu, ale nie przerażony”, a swój stan emocjonalny opisywał potem jako chaotyczną mieszankę „gniewu, przerażenia, euforii, ulgi i zdumienia”.


Reklama


„Zaczyna się człowiek trząść”

Pewna żołnierka radziecka, która walczyła na pierwszej linii, wspominała z kolei, co działo się z żołnierzami czekającymi na sygnał do ataku: „Zaczyna się człowiek trząść. Ma dreszcze. Ale to do pierwszego strzału… Potem… Jak usłyszy komendę, to już o niczym nie pamięta, razem z innymi podrywa się i biegnie. Już nie myśli o strachu”.

Po zakończonej walce kobieta również miała mieszane uczucia: „Wydaje się, że wszyscy są trochę nienormalni, pojawia się w nich nawet coś bestialskiego. Lepiej tego nie widzieć”. Dla dowódców wojskowych i rządów państw walczących stany emocjonalne wywoływane przez wojenną przemoc stawały się problemem dopiero wtedy, gdy groziły osłabieniem wysiłku wojennego, czy to przez podkopanie efektywności militarnej, czy przez wywołanie masowej paniki i załamania morale na zapleczu frontu.

t stanowi fragment książki Richarda Overy’ego pt. Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945. Tom 2 (Rebis 2024).
Tekst stanowi fragment książki Richarda Overy’ego pt. Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945. Tom 2 (Rebis 2025).

Zarządzanie emocjonalną reakcją żołnierzy i cywilów na okrutne realia walki stało się zatem ważnym elementem wysiłku wojennego każdego państwa uczestniczącego Emocjonalna geografia wojny w tym konflikcie. Z drugiej strony dziesiątki milionów mężczyzn i kobiet schwytanych w sidła wojny totalnej musiało jakoś uporać się z wojenną traumą, której doświadczyło. Ich reakcje psychiatryczne zazwyczaj były nieleczone i generalnie pomijane w powojennych opisach czasów wojny.

To doświadczenie powszechnego kryzysu emocjonalnego w siłach zbrojnych należy rozpatrywać w szczególnym kontekście konfliktu, jakim była druga wojna światowa. Siły zbrojne były wtedy wyjątkowo duże i składały się niemal w całości ze zmobilizowanych cywilów, których oczekiwania i wartości ukształtowało cywilne otoczenie i których niewielki tylko odsetek miał za sobą krótką służbę wojskową.


Reklama


Najskrajniejsze formy stresu

W czasie wojny siły zbrojne reprezentowały zatem szeroki przekrój społeczeństw, z których się wywodziły, łącznie ze znacznymi różnicami w pozycji społecznej, wykształceniu, osobowości i temperamencie rekrutów. Mimo podejmowanych przez instytucje wojskowe wysiłków, aby ukształtować będących do ich dyspozycji mężczyzn i kobiety, nigdy nie było czegoś takiego jak standardowy charakter wojskowy.

Młodzi cywile stawali w obliczu najskrajniejszych form stresu: zagrożenia własnego życia i wymogu zabijania innych. W związku z tym było w zasadzie pewne, że na nowoczesnym polu bitwy personel wojskowy będzie wykazywać szeroki wachlarz reakcji fizycznych i psychicznych. Warunki, w jakich toczyła się walka, ze względu na charakter zaawansowanego technicznie uzbrojenia też maksymalnie zwiększały prawdopodobieństwo strat sanitarnych o podłożu psychiatrycznym.

Dziesięcioletni Ryszard Pajewski na gruzach zbombardowanej przez Niemców kamienicy. Zdjęcie wykonane przez amerykańskiego fotografa Juliena Bryana we wrześniu 1939 roku (domena publiczna).
Dziesięcioletni Ryszard Pajewski na gruzach zbombardowanej przez Niemców kamienicy. Zdjęcie wykonane przez amerykańskiego fotografa Juliena Bryana we wrześniu 1939 roku (domena publiczna).

Ataki lotnicze na oddziały w polu oraz na cywilów w czasie zmasowanych bombardowań budziły u osób na ziemi szczególne przerażenie wywołane poczuciem bezsilności i niemożliwością przewidzenia, gdzie spadną bomby. Z kolei w walce lądowej potęga nowoczesnej artylerii, we wszelkich jej licznych odmianach, czy też zagrożenie ze strony czołgów, gdy te przetaczały się przez stanowiska obronne piechoty, tworzyły scenariusz, który wystawiał na próbę nawet najodważniejszych.

Jak pisał jeden z psychiatrów wojennych, skumulowany efekt „nieustannych eksplozji, huku, trzasku karabinów maszynowych, skowytu pocisków artyleryjskich, szumu moździerzy i warkotu silników lotniczych osłabia opór”. Przeciętny żołnierz (i bombardowany cywil) musiał również przyzwyczaić się do widoku martwych i okaleczonych ciał oraz ich urwanych części, a zatem do makabrycznych scen, które są czymś całkowicie obcym w życiu cywilnym.


Reklama


Wyczerpanie bojowe nawet bez walki

Samo środowisko wojskowe z jego ścisłą dyscypliną, zaprzeczeniem indywidualizmu i zduszeniem tożsamości także sprawiało, że już na długo przed dotarciem na pole bitwy niejeden poborowy był „psychicznym wrakiem”, jak to określił pewien australijski psychiatra 8 . Armia brytyjska notowała w 1941 roku średnio 1300 strat o podłożu psychiatrycznym miesięcznie w jednostkach stacjonujących w kraju.

U żołnierzy amerykańskich przebywających na Aleutach, na dalekiej północy, diagnozowano „wyczerpanie bojowe”, chociaż nie uczestniczyli w żadnych walkach. Badania psychiatryczne żołnierzy australijskich wracających z Nowej Gwinei wykazały, że dwie trzecie z tych, których uznano za „straty psychoneurotyczne”, nie brało udziału w walce, z czego wyciągnięto wniosek, iż nie sposób stwierdzić, że tylko walka powoduje psychoneurozę.


Reklama


Wymowna statystyka

W tych okolicznościach wielkość strat o podłożu psychiatrycznym była potencjalnie ogromna, co też potwierdziło się w praktyce. Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych odrzuciły z przyczyn psychiatrycznych około 2 milionów poborowych, a mimo to w czasie konfliktu zdiagnozowano 1,3 miliona przypadków uznanych za straty o podłożu psychiatrycznym, z czego 504 tysiące żołnierzy zwolniono do cywila.

Na europejskim teatrze działań wojennych 38,3 procent wszystkich strat amerykańskich stanowiły ofiary takiej czy innej kategorii zaburzeń psychoneurotycznych. Szacuje się, że aż 98 procent żołnierzy piechoty amerykańskiej, którzy przeżyli kampanię normandzką, zaliczono w którymś momencie do strat o podłożu psychiatrycznym. W tej samej kampanii od 10 do 20 procent wszystkich strat poniesionych przez armię brytyjską zakwalifikowano jako spowodowane zaburzeniami psychicznymi, w armii kanadyjskiej zaś ten odsetek wyniósł 25 procent.

Brytyjscy żołnierze podczas walk na Krecie w maju 1941 roku (domena publiczna).
Brytyjscy żołnierze podczas walk na Krecie w maju 1941 roku (domena publiczna).

Jedną trzecią zwolnionych z armii brytyjskiej i amerykańskiej z przyczyn medycznych stanowili pacjenci psychiatryczni. W przypadku Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych ten odsetek był znacznie niższy, częściowo dlatego, że pole bit-wy było tu zupełnie inne – bez zabijania twarzą w twarz – i zdarzały się jedynie krótkie okresy intensywnej walki. W rezultacie tylko 3 procent zwolnionych z US Navy cierpiało na zaburzenia psychoneurotyczne.

Armia Czerwona i Wehrmacht

Dane dotyczące armii niemieckiej i radzieckiej trudniej ocenić, gdyż objawy nerwic często tam ignorowano lub traktowano jako straty o podłożu biologicznym, a co za tym idzie medyczne. Według jednego z szacunków Armia Czerwona miała stracić z powodu zaburzeń psychicznych około miliona żołnierzy, a według innego, mniej prawdopodobnego, zaledwie 100 tysięcy. W armii niemieckiej liczba przypadków psychoneurotycznych wzrosła gwałtownie w pierwszych miesiącach operacji „Barbarossa”, stając się najważniejszą pojedynczą przyczyną strat.


Reklama


Według szacunkowych obliczeń w styczniu 1944 roku średni poziom strat o podłożu psychiatrycznym wynosił już około 20‒30 tysięcy miesięcznie, a na przełomie 1944 i 1945 roku być może nawet 100 tysięcy miesięcznie.

Dane z roku 1943 pokazują, że wśród zwolnionych ze służby wojskowej stwierdzono 19,2 procent przypadków psychoneurotycznych. Odsetek ów był jednak z pewnością wyższy w trudniejszych warunkach bojowych, jakie panowały w latach 1944‒1945, gdy łatwiej było zginąć lub zostać rannym, a do wojska powoływano coraz młodszych i coraz starszych mężczyzn.

Włoskie archiwa są zbyt niekompletne, żeby można było sporządzić jakieś zbiorcze statystyki, ale z ewidencji lokalnej wynika, że włoscy żołnierze cierpieli na zaburzenia psychiczne uniemożliwiające im udział w walce w takim samym stopniu, jak to było w innych armiach.

Traktowano ich jak pariasów

Były również inne sposoby na uniknięcie walki lub samej groźby uczestniczenia w niej, które niekoniecznie wynikały z jakichkolwiek zaburzeń neurotycznych, chociaż jest prawdopodobne, że wielu z tych, którzy dokonali samookaleczenia, zdezerterowali lub poddali się wrogowi, także w mniejszym lub większym stopniu cierpiało z powodu reakcji psychiatrycznych na strach, traumatyczne doświadczenia lub dławiące ograniczenia życia wojskowego.

Samookaleczenie wiązało się z licznymi niebezpieczeństwami (i mogło okazać się śmiertelne). Najczęstszym sposobem było przestrzelenie dłoni lub stopy. Takie wypadki zdarzały się w większości sił zbrojnych, o czym świadczą oficjalne dane, które jednak rzadko zawierają konkretne liczby.

Czerwonoarmiści w trakcie zajmowania Lwowa. Lipiec 1944 roku (domena publiczna).
W Armii Czerwonej samookaleczenie groziło egzekucją. Zdjęcie poglądowe (domena publiczna).

W czasie działań wojennych w północno-zachodniej Europie tę metodę zapewnienia sobie względnego bezpieczeństwa wybrało około 1100 żołnierzy amerykańskich. Armia kanadyjska w trakcie tej kampanii w 1944 roku odnotowała 232 takie przypadki. W Armii Czerwonej samookaleczenie mogło szybko zakończyć się egzekucją; każdy tego rodzaju przypadek uznawano za przykład haniebnej rezygnacji.

W amerykańskich szpitalach wojskowych takich pacjentów oddzielano od reszty i wieszano im nad łóżkiem tabliczkę z literami „SIW” (skrót od self-inflicted wound – samookaleczenie), a personel traktował ich jak pariasów, chociaż formalnie nie byli jeszcze ukarani.


Reklama


Miliony dezerterów

Dezercja była całkiem inną sprawą. W Armii Czerwonej liczba dezerterów (włącznie z tymi, którzy przeszli na stronę wroga) osiągnęła zatrważający poziom 4,38 miliona. Z 2,8 miliona żołnierzy uznanych za dezerterów lub dekowników, którzy pozostali po radzieckiej stronie frontu, 212 400 nigdy nie schwytano (gdyż równie dobrze mogli już nie żyć).

Wielu z nich, technicznie rzecz biorąc, nie było dezerterami, ale w czasie wielkich odwrotów z lat 1941‒1942 po prostu straciło kontakt ze swoimi oddziałami lub zdołało przebić się przez niemieckie linie okrążenia, i generalnie wracało do jednostek. Wśród uznanych za dezerterów byli także ci, którzy przeszli na stronę niemiecką, gdyż rozczarowali się do systemu radzieckiego, nie mogli znieść kiepskich warunków na froncie lub złego dowodzenia albo po prostu mieli nadzieję (jak się okazało, płonną), że dzięki temu zwiększą swoje szanse na przeżycie.

Japońscy dezerterzy przysłuchiwani przez Amerykanów (domena publiczna).
Japońscy dezerterzy przysłuchiwani przez Amerykanów (domena publiczna).

Szacuje się, że w latach 1942‒1945 było co najmniej 116 tysięcy takich przypadków, a w 1941 roku nawet 200 tysięcy, chociaż obie te liczby zawierają szeroki margines błędu. Z armii amerykańskiej w czasie całej wojny zdezerterowało 40 tysięcy żołnierzy, z czego 19 tysięcy w Europie.

W armii brytyjskiej takich przypadków było łącznie 110 350, a dezercja osiągnęła szczytowy poziom w latach 1941‒1942, gdy przyczyną ucieczek z wojska była raczej frustracja wywołana brakiem aktywności i bliskością domu rodzinnego niż traumatyczne doświadczenia z walki. Jeśli chodzi o armię niemiecką, to znane są jedynie liczby dezerterów schwytanych i skazanych na śmierć, których było w sumie 35 tysięcy.


Reklama


Przyczyny dezercji

Opisy działań wojennych w Azji sugerują, że w armii japońskiej i chińskiej zbiegłych żołnierzy zazwyczaj rozstrzeliwano, ale panował tam zbyt wielki chaos, żeby można było liczyć na dokładne statystyki. Według oficjalnych danych armii japońskiej w 1943 i 1944 roku odnotowano odpowiednio 1023 i 1085 dezercji plus 60 przypadków przejścia na stronę przeciwnika, ale do tego czasu wielu żołnierzy zbiegło do dżungli lub w góry, aby ukryć się przed wrogiem, i nie zostali oni uwzględnieni w tych statystykach.

Ludzie dezerterowali z wielu powodów: z przyczyn emocjonalnych, pod wpływem wywołanych przez wojnę nerwic, z pobudek kryminalnych, na znak protestu motywowanego względami politycznymi lub sumieniem. Niezależnie jednak od ich motywacji wszystkich dezerterów traktowano jako uchylających się od walki. Za sprawą skali dezercji system wojskowy był pod wielką presją i starał się zapobiec wybuchowi powszechnej paniki. Ostatecznie dezerterów w większości nie rozstrzeliwano, lecz karano i stygmatyzowano, nie chcąc dopuścić, żeby problem przybrał rozmiary epidemii.

t stanowi fragment książki Richarda Overy’ego pt. Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945. Tom 2 (Rebis 2024).
Tekst stanowi fragment książki Richarda Overy’ego pt. Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945. Tom 2 (Rebis 2025).

Decyzja o porzuceniu walki czy załamanie psychiczne oczywiście nie były czymś powszechnym. Wiele zależało tu raczej od określonych okoliczności, w jakich znaleźli się żołnierze, niż od cech ich osobowości. W warunkach bojowych, w obliczu wysokich strat, gdy oddział wpadł w pułapkę i miał niewielkie szanse na uzyskanie pomocy, nagła śmierć towarzyszy broni albo bliski wybuch bomby lotniczej czy pocisku artyleryjskiego sprawiały, że prawdopodobieństwo reakcji stresowej było bardzo wysokie.

W czasie kampanii północnoafrykańskiej w 1942 roku demoralizacja panująca w oddziałach brytyjskiego imperium i Wspólnoty Narodów, które zmagały się z lepiej uzbrojonym i lepiej dowodzonym wrogiem, doprowadziła do wielkiego wzrostu liczby przypadków, gdy żołnierze poddawali się lub samowolnie oddalali z jednostek, zamiast walczyć.


Reklama


„Nerwice wojenne są wywoływane przez wojnę”

Od marca do lipca 1942 roku 8. Armia straciła tylko około 1700 poległych i aż 57 tysięcy „zaginionych”, którzy w większości poddali się wrogowi. Tam, gdzie system uzupełnień dosyłał kolejne partie świeżych rekrutów do nieznanych im jednostek – jak to było w armii amerykańskiej – rosła liczba poległych w boju oraz podatność na załamanie nerwowe.

Na niektórych teatrach działań wojennych ukształtowanie terenu i klimat były znacznie bardziej wymagające: w plątaninie rzek i gór Chin, w dżunglach Azji Południowo-Wschodniej, w zimie na froncie rosyjskim czy w surowych warunkach górskiego frontu włoskiego, gdzie mróz, śnieg, błoto i choroby zbierały obfite żniwo.

Amerykański żołnierz z oznakami stresu pourazowego (domena publiczna).
Amerykański żołnierz z oznakami stresu pourazowego (domena publiczna).

Poziom strat o podłożu psychiatrycznym w armiach aliantów zachodnich wzrósł gwałtownie w czasie pierwszej kampanii zimowej w południowych Włoszech. Z kolei podczas kampanii birmańskiej przerażające środowisko lasu tropikalnego w połączeniu z chorobami wywołującymi zazwyczaj reakcje stresowe sprawiało, że przyczyn znacznej części strat nie można było jednoznacznie zdiagnozować.

Jedna wspólna konkluzja ze wszystkich frontów wojny była taka, że w najbardziej skrajnych warunkach nikt nie był całkowicie odporny na załamanie nerwowe. „Nerwice wojenne – pisali w 1943 roku amerykańscy psychiatrzy Roy Grinker i John Spiegel – są wywoływane przez wojnę”.

Źródło:

Tekst stanowi fragment książki Richarda Overy’ego pt. Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945. Tom 2 (Rebis 2025). Przekład: Tomasz Fiedorek.

Nowe spojrzenie na II wojnę światową

Autor
Richard Overy

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.