Szczoteczki do zębów w dzisiejszym kształcie – a przynajmniej kształcie bardzo bliskim współczesnemu – były sprzedawane na dużą skalę od XIX wieku. Obyczaj by faktycznie myć nimi zęby rozpowszechniał się jednak powoli, zwłaszcza poza miastami.
Poniższy materiał, w znacznie dłuższej wersji, ukazał się pierwotnie w formie wideo na moim kanale na Youtube.
Mało kto zdaje sobie chyba sprawę z tego jak późno szczoteczki do zębów weszły w Polsce do naprawdę szerokiego użytku.
Reklama
Weźmy badania terenowe, jakie prowadzono konkretnie na wsi wielkopolskiej na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Nawet wówczas, niespełna siedem dekad temu, i nawet w tym stosunkowo dobrze rozwiniętym regionie, zdecydowana większość chłopów nadal nie szczotkowała zębów. Robili to niemal wyłącznie ludzie młodzi, otwarci na miejskie nowinki.
Jabłko i len zamiast szczoteczki
Zresztą podajmy konkretny przykład. Etnografowie zanotowali chociażby historię pewnej 65-letniej babci spod Kalisza, która wręczyła szczoteczkę do zębów wnukom jako zabawkę. Bo nie znała żadnego innego zastosowania dla tego dziwnego przedmiotu, który przypadkiem wpadł jej w ręce.
Ona zapewne dalej podchodziła do higieny jamy ustnej wedle odwiecznych obyczajów. Tradycyjnie uważano zaś, że dobry stan zębów można sobie zapewnić… gryząc twarde gruszki i jabłka. Z kolei biały kolor miało im gwarantować przecieranie solą przy wykorzystaniu lnianego materiału.
Świńska szczecina albo gumowy kapturek
Jeszcze co do samych szczoteczek, takie w kształcie bliskim dzisiejszemu zaczęto na większą skalę produkować w XIX stuleciu. Ale nawet w międzywojniu wciąż nie miały one jednej, ściśle przyjętej formy. Szczególny problem wiązał się z włosiem.
Reklama
Zanim pojawiły się materiały syntetyczne, zęby szczotkowano sierścią zwierzęcą. W Ameryce na przykład niedźwiedzią, ale i nas chyba głównie świńską, co z różnych względów, których możecie się domyślać, nie było optymalnym rozwiązaniem.
Polskie patenty na „lepsze” szczoteczki
To zresztą wyjaśnia skąd wziął się chociażby polski patent z 1931 roku na szczoteczkę wyposażoną dla odmiany w „kapturek z gąbki gumowej”.
A jak już przy patentach jesteśmy, to nie zaszkodzi wspomnieć, że polski urząd przyznał je w dwudziestoleciu międzywojennym też na przykład dla szczoteczki z wbudowanym skrobakiem języka, dla wywijasa który widzicie wyżej na ilustracji, mającego jednocześnie czyścić zęby górne i dolne, ze wszystkich możliwych stron.
Wreszcie dla specyficznej szczoteczki poprzecznej. Ponoć wystawiającej zęby na mniejsze naprężenia.
***
Powyższy tekst to fragment scenariusza materiału wideo, który ukazał się na moim kanale na Youtube. Tam znajdziesz bibliografię i dodatkowe szczegóły.