Jerzy Kalibabka był bez wątpienia najbardziej znanym przestępcą uwodzącym kobiety Polski Ludowej. Na kanwie jego historii powstał w 1986 roku nawet popularny serial telewizyjny. „Tulipan” nie ograniczał się tylko do okradania swych ofiar, dopuszczając się o wiele ohydniejszych czynów. O tym, jak wyglądały początki jego przestępczej działalności pisze Sławomir Koper w książce pt. Skandaliści PRL.
Początki kariery największego „znawcy psychiki kobiet” w dziejach PRL-u były dość prozaiczne. Pochodził z Dziwnowa, gdzie jego ojciec posiadał własny kuter, a Jerzy miał po nim przejąć rodzinny interes.
Reklama
Nie chciał zostać rybakiem
Edukację zakończył na szkole podstawowej, gdyż wśród najbliższych panowało przekonanie, że rybak nie potrzebuje więcej wykształcenia. Problem polegał jednak na tym, iż młody Kalibabka wcale nie zamierzał spędzić życia na łowieniu i oprawianiu ryb. Uważał, że jest predysponowany do osiągnięcia wyższych celów, i nie lubił pomagać ojcu w pracy.
Co prawda po przedwczesnej śmierci rodzica próbował pod naciskiem otoczenia kontynuować rodzinną tradycję, ale zły stan techniczny kutra posłużył mu za pretekst do zerwania z zawodem. Tłumaczył też, że astma, na którą cierpiał, uniemożliwia mu pracę fizyczną. W rzeczywistości jednak uważał, że „tylko chamy i motory pracują”.
Pierwszy wyrok i wyprowadzka
W konflikt z prawem wszedł po raz pierwszy w 1974 roku, mając 18 lat. Został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za pobicie oraz kradzież spodni i kurtki dżinsowej. Skłonność do przemocy i modnych ubrań miała mu zresztą pozostać na całe życie.
Matka nie akceptowała takiego zachowania syna, w związku z czym w domu często wybuchały awantury. Po jednej z nich Jerzy podjął decyzję o wyjeździe z rodzinnej miejscowości. [Jak wspominał:]
Reklama
W tym momencie skończył się mój dom, który zawsze chciałem kojarzyć z ciepłem rodzinnym, z uczuciem. Gdy straciłem ojca, to zabrakło mi kogoś, kto kierowałby mną. (…)
Pływałem na tym kutrze, ale każdego dnia czułem, że się duszę. Codziennie jedno i to samo. Były chwile, że chciałem krzyczeć: ja chcę żyć! To pragnienie życia było silniejsze od tego, co robiłem.
Skąd przydomek „Tulipan”?
Postanowił przenieść się do dużego miasta. Nie szukał daleko – dobrym miejscem na rozpoczęcie nowego życia wydał mu się Szczecin. [Po latach zeznawał:]
Poznałem [tam] dwie prostytutki. Poznane kobiety wprowadziły mnie w środowisko miejscowych cinkciarzy. Zacząłem wtedy handlować obcymi walutami, (…) proceder ten uprawiałem przez okres jednego roku i z tego się utrzymywałem.
Mieszkał u swoich opiekunek, sprzedawał dewizy, którymi płacili im cudzoziemcy, sam również handlował na niewielką skalę. Współlokatorki zajęły się edukacją towarzyską młodzieńca – pokazały mu, jak należy się modnie ubierać, jaką nosić fryzurę.
To właśnie wtedy przylgnęło do niego przezwisko „Tulipan”, bo szybko przestał przypominać niepozornego rybaka z Dziwnowa. W szarej peerelowskiej rzeczywistości zaczął zwracać uwagę swoim wyglądem. [Jak wspominała jedna z jego ofiar]: „Był charakterystycznie ubrany nosił białe buty tzw. pikolaki, spodnie dżinsy na zamek błyskawiczny oraz sweter szetland w szachownicę”.
Reklama
Pierwsza okradziona kobieta
Lecz tu pojawił się pewien problem – był tylko drobnym cinkciarzem i zyski z handlu walutą nie wystarczały mu na prowadzenie takiego życia, jakie sobie wymarzył. Okazał się jednak człowiekiem bystrym i na podstawie obserwacji klienteli szczecińskich lokali doszedł do wniosku, że świat jest pełen naiwnych kobiet, co można odpowiednio wykorzystać.
Po latach trudno ustalić chronologię wydarzeń, gdyż sam Kalibabka plątał się w swoich zeznaniach, myląc fakty, nazwy miejscowości oraz imiona ofiar. Nie bez powodu podczas procesu posługiwano się dużą mapą Polski, na której zaznaczano jego kolejne przestępstwa.
Karierę złodzieja i oszusta erotycznego (o gwałtach nie było jeszcze mowy) rozpoczął w Międzyzdrojach. Poznał tam 25-letnią atrakcyjną kelnerkę, która zaprosiła go do swojego domu. Spędził u niej dwa dni, po czym okradł mieszkanie i zniknął.
Przeniósł się do Świnoujścia, gdzie na pewien czas został utrzymankiem dwóch niemieckich sióstr, które przyjechały do Polski na wakacje. Musiał dobrze się sprawdzać w tej roli, gdyż układ przetrwał aż do wyjazdu wczasowiczek. Gdy został sam, nie miał większych problemów ze znalezieniem kolejnej kochanki.
Reklama
Tym razem wybrał starszą od siebie o kilkanaście lat kobietę, u której zamieszkał na kilka tygodni. Znudziła mu się jednak rola żigolaka i wtedy na krótko wrócił do Dziwnowa, gdzie ukradł z turystycznego namiotu dwie pary dżinsów.
Nowy wspólnik
Większe znaczenie miało jednak poznanie niejakiego Grzegorza Szymony. Wspólnie założyli przestępczą spółkę, której celem było okradanie znudzonych, szukających wrażeń urlopowiczek. Najwięcej uwagi zamierzali poświęcić młodym dziewczętom w wieku 15-17 lat, uważając je za najłatwiejszy cel.
Zdawali sobie sprawę, że ich potencjalne ofiary nie miały zbyt wielu doświadczeń życiowych i erotycznych, dzięki czemu będą mogli działać bezproblemowo i bezkarnie. Przewidywania te sprawdziły się, a oni szybko osiągnęli sukces w przestępczym procederze. Naiwność ich ofiar była tak wielka, że czasem aż trudno w nią uwierzyć. Jak choćby w przypadku dwóch nieletnich kelnerek z Międzyzdrojów. [17-letnia Ala opowiadała:]
Po wyjściu z Bursztynowej poszliśmy się przejść w pewnej chwili [Kalibabka] przewrócił mnie na ławkę i zgwałcił. Zrobił to siłą i po prostu po chamsku, nie dając mi żadnych szans obrony. W drodze powrotnej zaczął mnie przekonywać, że sam nie wie, dlaczego to zrobił – i przekonał mnie, że był to po prostu przypadek. Dlatego zgodziłam się na spotkanie z nim w dniu następnym.
Reklama
Gwałciciel nawiązał stałe kontakty seksualne również z drugą kelnerką, Haliną, a największą satysfakcję odczuwał wtedy, gdy jedna z nich asystowała przy tym, jak uprawiał seks z drugą. Nie dopuszczał możliwości odmowy, a jeśli któraś z kelnerek nie miała ochoty na seks lub asystowanie, zmuszał ją do tego biciem.
„Już nie wróciliśmy”
Przemoc fizyczna była stałym elementem ich współżycia – Kalibabka lubił doprowadzać partnerki do łez tuż przed zbliżeniem.„On doznaje rozkoszy – potwierdzała Halina – gdy widzi, że kobieta płacze z jego powodu. Wydaje mi się, że ma skłonności sadystyczne, bo przed każdym stosunkiem bił dziewczyny”.
Mimo to żadna z nich nie zamierzała rezygnować z życia u boku kochanka, w związku z czym obie ruszyły z nim w Polskę. Towarzyszył im Szymona, a także kolejny członek złodziejsko-erotycznego gangu – Zbigniew Jędrczak.
Dziewczyny miały się rozglądać za bogatymi cudzoziemcami, których można by okraść, natomiast męska część grupy zajęła się wykorzystywaniem dziewczęcej naiwności. [Tak Kalibabka wspominał pobyt w Krynicy Morskiej:]
Reklama
Poznaliśmy tam na zabawie dwie dziewczyny w wieku 20-25 lat. Zaprosiliśmy je do siebie i uprawialiśmy miłość. Kochaliśmy się do rana. W trakcie tej nocy zamienialiśmy się dziewczynami. Rano dały nam do przymierzenia swoje pierścionki. Najpierw wyszedł Zbyszek, niby do toalety, która mieściła się na zewnątrz, potem ja poszedłem za nim. Zarówno on, jak i ja mieliśmy pierścionki. Już nie wróciliśmy.
Niebawem jednak przestępczy gang się rozpadł, gdyż Kalibabka pokłócił się z Jędrczakiem, a Szymona złamał nogę. Młodociane kelnerki nie nadawały się do uprawiania złodziejskiego procederu, zatem zostały odprawione. Jerzy postanowił działać wyłącznie na własny rachunek i wraz z przygodnie poznaną Mariolą G. ruszył w dalszą trasę.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Skandaliści PRL (Wydawnictwo Fronda 2025).
Osiem niepokornych życiorysów
Ilustracja tytułowa: Kadr z filmu dokumentalnego Jerzy Julian Kalibabka. Znawca miłości, S. Auguścika.