Proces o morderstwo Zbigniewa Gierszewskiego

Jak można przegapić oczywiste morderstwo? Skrajny przypadek niekompetencji przedwojennej policji

Strona główna » Międzywojnie » Jak można przegapić oczywiste morderstwo? Skrajny przypadek niekompetencji przedwojennej policji

Historia kryminalna, która rozegrała się w Warszawie w ostatnich dniach września 1938 roku była niby dość zwyczajna, a jednak jedyna w swym rodzaju. Wpływowy i zamożny architekt Zbigniew Gierszewski zginął we własnym mieszkaniu, od strzału oddanego w głowę przez nieznanego sprawcę. Tyle, że początkowo… ani lekarz ani policjanci nie dostrzegli, że w ogóle doszło do jakiejkolwiek zbrodni. Gdy odnaleziono denata, zaczęła się zadziwiająca seria pomyłek.

Poniższy tekst powstał na podstawie książki Kamila Janickiego pt. Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Jej nowa edycja trafiła niedawno do księgarń.

Nad ciałem pana inżyniera, znieruchomiałym w niezwykłej pozycji, tak jakby tylko zasnął nad biurkiem i miał się zaraz ocknąć ku zaskoczeniu całej rodziny, zebrały się już trzy osoby i ciągle przychodziły kolejne. Pierwszy do gabinetu wparował ślusarz. Wezwała go [pokojówka] Maryna, a że przy tym krzyczała wniebogłosy i łzy płynęły jej po policzkach, to fachman rzucił robotę i pobiegł, jakby go gonił szwadron bolszewików.


Reklama


„Tylko przyczyna śmierci była zupełnie niejasna”

Nikt nie miał zapasowego klucza, zamek trzeba było przewiercić. Po paru minutach drzwi stanęły wreszcie otworem. Kiedy ślusarz przetarł szlak, w ślad za nim do środka wmaszerowała blada jak ściana [separowana żona zmarłego] Stanisława Gierszewska. Za nią niechętnie szła służąca. Już na pierwszy rzut oka było widać, że dla pana inżyniera nie ma ratunku. Zdążył wystygnąć, a martwe oczy zaszły mu mgłą. Tylko przyczyna śmierci była zupełnie niejasna.

Jako czwarty przybył administrator budynku, pan Tolak. Zaalarmowały go paniczne krzyki Maryny. Piąty był lekarz pogotowia prywatnego doktor Marian Korzęcki. Wezwano go telefonicznie, by sporządził akt zgonu. Tą samą drogą zawiadomiono także policję i wreszcie w drzwiach gabinetu stanął młody chłopak w mundurze. Był to znany wszystkim zebranym dzielnicowy Lipiński.

Inżynier Zbigniew Gierszewski
Inżynier Zbigniew Gierszewski

Korzęcki przystąpił do oględzin ciała, Lipiński – miejsca tragicznego zajścia. Zdążyły już wystąpić typowe oznaki stężenia pośmiertnego: skurcz szczęki, zesztywnienie całego ciała. Na ich podstawie lekarz wysunął wniosek, że Gierszewski nie żyje od dwóch, może nawet trzech godzin. (…)

Niczego pewnego poza godziną zejścia doktor Korzęcki nie był już w stanie powiedzieć. Śmierć wydała mu się równie dziwna jak wszystkim zebranym. Gierszewski siedział niczym woskowa figura i nic w jego sylwetce nie zdradzało przyczyny zgonu.


Reklama


„Wyczytałem na nie tylko zakończenie »kali«”

Jedyny trop, w opinii doktora, stanowiła recepta położona w kącie biurka. W kolejnych doniesieniach prasa poda, że był to druczek na zakup silnej trucizny. Jednego z tych toksycznych środków używanych jako lekarstwa w minimalnych dawkach, ale śmiertelnych już po podaniu choćby łyżeczki.

Ta właśnie recepta skłoniła Korzęckiego do wydania orzeczenia o śmierci samobójczej. Dopiero wiele miesięcy później, w sądzie, lekarz przyzna, że tak naprawdę nie zrozumiał, co było napisane na lekarskim druczku, a na truciznach w ogóle się nie zna.

– Wyczytałem na niej tylko zakończenie „kali”. Sądziłem więc początkowo, że to była winna trucizna, cjankali – powie pod przysięgą.

Tekst powstał na podstawie książki Kamila Janickiego pt. Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Jej nowe wydanie właśnie trafiło do księgarń.

Jednak 29 września jego wypowiedziana fachowym głosem opinia brzmiała tak pewnie, że nikt nie śmiał mu się sprzeciwić.

Dzielnicowy Lipiński badał pokój już z przekonaniem, że jest to miejsce zamachu samobójczego, a nie scena zbrodni.

„Czy to czasem nie krew?”

W gabinecie nie było żadnych śladów szamotaniny i tylko jeden detal zwrócił uwagę funkcjonariusza. Kabel telefonu wiszącego na ścianie za biurkiem został przecięty. Ale policjant z łatwością to wytłumaczył. Widocznie zmarły nie chciał, by ktokolwiek w ostatniej chwili odwiódł go od raz powziętej decyzji.


Reklama


Tylko pan Tolak niepewnym głosem próbował zwrócić uwagę funkcjonariusza na niewielką czerwonawą plamę. Wypatrzył ją na podłodze, zaraz za fotelem, na którym spoczywał Gierszewski.

– Czy to czasem nie krew? – bąknął. Lipiński spojrzał i momentalnie się skrzywił. Dla amatora, wszędzie szukającego sensacji, to mogła być oczywiście krew. Ale taki fachowiec jak on już z daleka, nawet bez schylania się, widział, że to wyłącznie ślina.

Policjant wpisał do raportu „samobójstwo” i na tym zakończył swoją pracę.

„Na szyi denata, zaraz pod włosami…”

Do dramatycznego zwrotu w sprawie doszło dopiero wieczorem 30 września, gdy pracownicy zakładu pogrzebowego przystąpili do mycia zwłok. I właśnie oni, a nie policjant lub lekarz, dokonali niepokojącego odkrycia.

Na szyi denata, zaraz pod włosami znajdował się skrzep zaschniętej krwi – niewielka rana lub ślad po krwawieniu. Zdaniem pomocnika pogrzebowego, pana Wilanowicza, była tak nieznaczna, jak główka od zapałki, ale przecież nie mogła wziąć się znikąd. Na szczęście dyrektor zakładu, pan Marczewski, doskonale wiedział, co robić.

Siostra zmarłego Julia Kucharska zawczasu wręczyła mu swoją wizytówkę. Prosiła, by nie dodawał zmartwień zrozpaczonej wdowie i matce, a ze wszystkimi problemami zwracał się bezpośrednio do niej. Klient nasz pan – pomyślał Marczewski i bez chwili wahania wykręcił numer Julii Kucharskiej.

Proces o morderstwo Zbigniewa Gierszewskiego
Proces o morderstwo Zbigniewa Gierszewskiego

Słysząc, o co chodzi, kobieta natychmiast wsiadła w taksówkę i niczym rażona piorunem kazała pędzić na miejsce. Do zakładu wpadła zdyszana i kiedy tylko upewniła się, że jest sam na sam z dyrektorem, zaczęła trajkotać. Zaklinała Marczewskiego, by nikomu nie wspominał o odkryciu, a już szczególnie [wdowie] Charlotcie Gierszewskiej. Przecież biedaczka w swoim obecnym stanie może tego nerwowo nie wytrzymać!

Dyrektor zdziwił się tak gwałtowną reakcją i po dłuższym namyśle odmówił. Bądź co bądź, za pogrzeb płaciła wdowa, a sprawa zaczęła mu się wydawać cokolwiek podejrzana. W ten sposób o dziwnej ranie dowiedziała się cała rodzina i w mieszkaniu zmarłego zorganizowano nerwową naradę.

„Odczuwałam niechęć do wywlekania brudów rodzinnych”

Charlotta opowie później, że Kucharska najmocniej ze wszystkich sprzeciwiała się zawiadamianiu policji i zlecaniu sekcji zwłok. „Nie chciała, ażeby trupa wleczono ze stołu na stół, z jednego miejsca na drugie” – zrelacjonuje. Sama Kucharska przyzna niechętnie, że już wtedy czuła, co się święci, ale odradziła kontakt z władzami z czysto snobistycznych względów.


Reklama


„Odczuwałam niechęć do wywlekania brudów rodzinnych na światło dzienne” – powie. Z tym jednym argumentem zgodziła się cała familia i Marczewskiego poproszono, by po prostu zapominał o swoim odkryciu.

Dyrektora jednak, jak na złość, męczyło sumienie. Albo raczej: męczył go strach przed wchodzeniem w drogę wymiarowi sprawiedliwości. Po długim wahaniu, kiedy do pogrzebu zostało tylko kilka godzin, zadzwonił na komendę i poprosił o możliwie dyskretne sprawdzenie jego wątpliwości.

Fascynujący obraz kobiecej zbrodni… i społecznej obsesji

Powyższy tekst powstał na podstawie mojej książki pt. Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Niedawno publikacja wróciła do sprzedaży – w nowej edycji i z nową okładką. Dowiedz się więcej na Empik.com.

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.