W 1939 roku, na skutek niemieckiego najazdu, warszawskie zbiory książek poniosły koszmarne straty. Tylko w Centralnej Bibliotece Wojskowej w toku kampanii wrześniowej spłonęło 400 000 woluminów. Łącznie ponad 100 000 książek, druków i rękopisów uległo zniszczeniu lub bardzo poważnym uszkodzeniom także w pałacach Błękitnym i Przezdzieckich, kolejne 100 000 spłonęło w Wolnej Wszechnicy Polskiej. Wtedy nikt nawet nie wyobrażał sobie, że to zaledwie wstęp do bez porównania większej katastrofy. Takiej, której skutki polska kultura odczuwa od dzisiaj.
Zniszczenia trwały przez cały okres okupacji. Specjalnie wyznaczone grupy niemieckich urzędników i wojskowych dokonywały też planowej grabieży najcenniejszych zbiorów. Do Rzeszy wywieziono około 150 000 woluminów, spośród których tylko niewielka część została odzyskana po wojnie.
Reklama
50 milionów utraconych książek
Mowa tu tylko o udokumentowanej wywózce dóbr z Warszawy. W całym kraju, zarówno pod okupacją niemiecką, jak i sowiecką, unicestwieniu lub rozkradzeniu uległo 70-75% całych zbiorów bibliotecznych. Chodzi o porażającą liczbę około 50 milionów tomów!
Z tego, jak wyjaśniają autorzy katalogu Cenne, bezcenne, utracone przygotowanego przez Ośrodek Ochrony Zbiorów Publicznych, „ponad 1 200 000 (udokumentowanych jednostkowo, szacunkowo zaś — o wiele więcej) przypada na zbiory specjalne — zabytki piśmiennicze o szczególnej wartości, których nie można ani odtworzyć, ani odkupić”.

Apokalipsa warszawskich bibliotek
W samej stolicy najgorsze nadeszło latem i jesienią 1944 roku. W toku powstania warszawskiego oraz bezpośrednio po nim Niemcy unicestwili i ukradli niemal wszystko, co cudem ocalało do tego czasu. Opracowanie przygotowane przez Bibliotekę Narodową mówi o bibliotecznej „hekatombie”, inni autorzy na przykład o książkowej „apokalipsie”. Nie są to w żadnym razie określenia przesadne.
W toku wojny ogromną część cennych woluminów, które jeszcze nie opuściły miasta, przeniesiono pod nadzorem niemieckim do Biblioteki Ordynacji Krasińskich przy ulicy Okólnik 9. W 1942 roku było tam około 400 000 tomów kolekcji specjalnych, składających się na prawdopodobnie najcenniejszy zbiór biblioteczny pozostały na ziemiach polskich.
Reklama
W trakcie powstania, 5 września 1944 roku, gmach został zbombardowany, jego magazyny spłonęły. Już wtedy utracono bezpowrotnie unikatowe druki z czasów Pierwszej Rzeczpospolitej, a także rozliczne rękopisy z XIX i XX stulecia.
Najcenniejsze zabytki pochodzące między innymi z Bibliotek Uniwersyteckiej i Narodowej przeniesiono potem do piwnic, gdzie dotrwały do końca powstania. Już po kapitulacji wojsk powstańczych niemieckie oddziały celowo podpaliły pozostałe w gmachu kolekcje.

„Ich jedynie Niemcy nie podpalili. Bo – po co?”
Skarby polano łatwopalną substancją, dopilnowano by zniszczenia były zupełne. Wówczas doszło do unicestwienia 100 000 rysunków, 80 tysięcy starodruków, 26 tysięcy rękopisów, wielu innych niezwykle cennych zbiorów specjalnych.
Wśród niepowetowanych strat polskiej kultury znalazły się między innymi rękopis Pana Tadeusza, diariusze sejmowe z czasów nowożytnych, listy króla Władysława IV Wazy, iluminowane mszały, autografy dzieł Wyspiańskiego, Sienkiewicza, Norwida…
Reklama
Tadeusz Makowiecki, historyk literatury i sztuki, który zdołał dostać się do gmachu biblioteki kilka tygodni później, tak wspominał okropny widok, który ukazał się jego oczom:
Cisza. Wszystkie okna magazynu czarne i puste (a wiemy, że Biblioteka przetrwała powstanie). Schodzimy (buty grzęzną w popiele) do ogromnych piwnic. Musiały być podpalane każda oddzielnie, systematycznie. A tu zgromadzono największe skarby: rękopisy, starodruki, rysunki, ryciny, nuty, mapy, Biblioteka Załuskich, zbiory Stanisława Augusta, reszta zbiorów raperswilskich, archiwa Krasińskich, cimelia z wszystkich bibliotek Warszawy. Nic. Nic.
Z górą 100 000 pozycji rękopiśmiennych, nie wyzyskanych, nie drukowanych nigdy i już nigdy. Od iluminowanych złotem miniatur z XIV w., przez bezcenne silva rerum polskie do nieznanych listów Żeromskiego, Reymonta, Berenta. Nic. Znów ręce opadają bezwładnie, jak wtedy przy okrutnych meldunkach strat bliskich.

Bezsilni wleczemy się ciemnymi korytarzami piwnicznych suteren: w najgłębszej, wielkiej kotłowni, góra może stu skrzyń drewnianych – całkiem pustych (przygotowane do ewakuacji zbiorów). Ich jedynie Niemcy nie podpalili. Bo – po co?
Stoimy oświetlając paru świeczkami sklepioną pieczarę. Wreszcie bierzemy puste skrzynie, pod dwóch każdą – przydadzą się w innych bibliotekach – i powoli ruszamy. Potykając się na gruzach, przechodząc po górach cegły na wysokości I piętra, idziemy przez ulicę w milczeniu – kondukt niosący 10 długich, drewnianych skrzyń – pustych, nawet bez prochów.
Reklama
Zostały popioły
Niemcy tak samo postąpili też z wciąż zachowanymi do końca powstania zbiorami Biblioteki Ordynacji Zamojskiej i Biblioteki Politechniki Warszawskiej. W tej drugiej po ogromnej kolekcji pozostała wysoka na metr warstwa popiołu.
Całościowe straty warszawskich bibliotek z okresu wojny ocenia się na 3 600 000 woluminów. W przypadku Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy doszło do przepadku 72 procent zbiorów, w Bibliotece Sejmowej – 90%. W Bibliotece Politechniki Warszawskiej 97%, a w Centralnej Bibliotece Wojskowej – 99%.
***
Inspirację dla powstania tego artykułu stanowiła nowa powieść Marii Paszyńskiej pt. Bibliotekarka z Warszawy (Wydawnictwo Filia 2025).








