Wiosną 1861 r. po ogrodzie Saskim spacerowały tłumy kobiet od stóp do głów w czerni, łącznie z kwiatami na kapeluszach. Obok biegały dzieci w czarno-białych ubrankach, trzymające lalki w czarnych sukienkach i obręcze do zabaw okręcone czarnymi i białymi taśmami. Także na wystawach salonów mód eksponowano wyłącznie czarne, białe i szare stroje oraz dodatki.
Czarne suknie po raz pierwszy masowo pojawiły się na ulicach Warszawy 11 czerwca 1860 r. na pogrzebie Katarzyny Sowińskiej. Wdowa po bohaterze powstania listopadowego gen. Józefie Sowińskim po śmierci męża zaangażowała się w działalność społecznikowską i patriotyczną, za co przez lata prześladowały ją carskie władze. Jej pogrzeb przekształcił się w wielką manifestację pierwszą od niemal 30 lat, od stłumienia powstania listopadowego.
Reklama
Żałobę narodową metropolita warszawski arcybiskup Antoni Melchior Fijałkowski ogłosił 3 marca 1861 r., dzień po pogrzebie pięciu Polaków zastrzelonych przez carskich żołnierzy podczas demonstracji. „Wszystkie części odwiecznej Polski przywdziewają na czas nieograniczony przyzwoitą żałobę” – czytali warszawiacy w ręcznie przepisywanej broszurze. I gorliwie zaakceptowali to zalecenie prymasa.
Mężczyźni w połowie XIX w. zazwyczaj nosili ciemne ubrania, więc zmiana dotyczyła głównie kobiet. Ich suknie miały być odtąd czarne, proste, z tańszych materiałów, choć modnisie nie rezygnowały z ostatniego krzyku mody – krynoliny. Dodatki, np. szale czy chusty, szyto ze sztywnego, bawełnianego tarlatanu.

Dużo sukien z tamtego okresu ma białe elementy: kołnierzyki i mankiety. Nie było to jednak odstępstwo od żałoby, tylko jej wzbogacenie o biel budzącą od XVIII w. skojarzenia patriotyczne. Prymas Fijałkowski udzielił wprawdzie dyspensy pannom młodym, ale wiele patriotek świadomie wybierało czarne suknie nawet na własny ślub.
Skromnym sukniom towarzyszyły proste fryzury: dla dziewic staropolskie warkocze, dla mężatek gładko zaczesane włosy zebrane w węzeł na karku.
Reklama
Ponieważ patriotyczne damy oddały cenną biżuterię na potrzeby powstania, nosiły skromne czarne lub szare ozdoby o znaczeniu bardziej symbolicznym niż estetycznym: dominowały krzyżyki, częstym motywem była korona cierniowa. Do ich wyrobu używano szklanych paciorków, oksydowanej na czarno stali lub żelaza, hebanu, onyksu czy wulkanitu. Mężatki przekładały obrączki na prawą dłoń jak wdowy.
Gdy władze carskie zorientowały się, że wszechobecna na ulicach czerń jest formą manifestacji patriotycznej, warszawski oberpolicmajster zakazał noszenia żałoby, chyba że dotyczyła bliskiej osoby. Po śmierci członka rodziny trzeba było pójść na policję po zaświadczenie uprawniające do noszenia czerni, inaczej groziły grzywna lub areszt. Zdarzało się nawet, że carscy agenci rozrywali na ulicy suknię damy w czerni.

Zaczęła się gra w kolory. Kiedy zakazano czerni, damy wkładały suknie szare lub brązowe. One też nie spodobały się władzom. Podobnie jak fiolet, kolor tzw. półżałoby, oraz biel – jako zbyt ostentacyjna. Pewna dama dostała 200 rubli grzywny za noszenie sukni zielonej – bo to kolor nadziei.
Warszawianka Julia Bock na portrecie namalowanym przez Józefa Simmlera w 1861 r. ma na sobie czarną suknię i bransoletę w kształcie więziennych kajdan.
Reklama
Dwa lata później zostanie osadzona w Cytadeli Warszawskiej za działalność w nielegalnej organizacji kobiecej zaopatrującej w odzież oddziały powstańcze i pomagającej wdowom i sierotom po powstańcach styczniowych.
Żałoba narodowa trwała mniej więcej do 1866 r., choć niektóre panie pozostawały wierne czerni aż do śmierci.
Historia Polski na nowo opowiedziana
Tekst pochodzi z książki Mirosława Maciorowskiego pt. Powstańcy. Marzyciele i realiści. Historia na nowo opowiedziana (Wydawnictwo Agora 2025).








