Msza święta na XVI-wiecznym obrazie.

Jak wyjaśnić potęgę Kościoła w dawnej Polsce? Odpowiadał za rzeczy, które państwo zignorowało

Strona główna » Nowożytność » Jak wyjaśnić potęgę Kościoła w dawnej Polsce? Odpowiadał za rzeczy, które państwo zignorowało

Niemal wszystko, co dzisiaj kojarzymy jako funkcje państwa, w dobie przedrozbiorowej było realizowane poza władzą, oddolnie. Szczególnie wiele zadań oddawano zaś w ręce hierarchii kościelnej. Po części wyjaśnia to potęgę kleru w czasach przedrozbiorowych.

Nowożytne państwo polskie niemal nie posiadało własnej, centralnej biurokracji, nie zajmowało się usługami publicznymi, w gruncie rzeczy nie sięgało wpływami zbyt daleko poza Kraków, Warszawę czy inną doraźną siedzibę królewską. Swego czasu policzono, że poza dworem w całej Koronie w drugiej połowie XVI wieku mogło być maksymalnie 400 osób, które dałoby się uznać za urzędników państwowych.


Reklama


Ze skarbu centralnego opłacano wojsko, poselstwa zagraniczne i bardzo niewiele poza tym. Usługi publiczne, jeśli nie były realizowane przez władze lokalne, na ogół zrzucano na Kościół i kler.

Nie licząc epizodu reformacyjnego, Kościół katolicki kontrolował niemal niepodzielnie cały system edukacji w kraju. Jeśli w XVII wieku szlachcic nie chciał długo łożyć na prywatnego tutora dla synów, to zostawało mu tylko wysłać ich do szkoły średniej prowadzonej przez zakonników – jezuitów lub pijarów. Jeśli zamożniejszy mieszczanin pragnął zadbać o obycie potomstwa, kierował je do szkoły, którą mogła opłacać rada miejska, ale która właściwie obowiązkowo podlegała miejscowemu proboszczowi.

XVIII-wieczny gmach seminarium duchownego w Płocku.

Uczelnia tylko kościelna

Ta sama reguła tyczyła się i edukacji wyższej. Akademia Krakowska była instytucją kościelną, każdy jej wykładowca był zobowiązany wstąpić do stanu duchownego. Podobnie rzecz się miała z innymi uczelniami.

Nawet gdy w roku 1595 z inicjatywy Jana Zamoyskiego powołano w Zamościu pierwszą niby to świecką, prywatną akademię w Polsce, odbyło się to na mocy bulli papieskiej, statut placówki przedłożono do akceptacji miejscowemu hierarsze, a stanowisko kanclerza uczelni miał zawsze zajmować biskup chełmski. Innego modelu nie było.


Reklama


Pismo pod kontrolą kleru

Jeśli cała niemal kadra nauczycielska i przytłaczająca większość uczonych podlegała władzy duchownej lub wprost należała do kleru, to kwestią dość oczywistą było i to, że Kościół kładł rękę na działalności drukarskiej. Nie licząc stopniowo coraz silniej zwalczanych drukarń protestanckich, poza Prusami Królewskimi trudno było myśleć o wydaniu, zwłaszcza w dużym nakładzie, książki, jeśli nie było dla niej przyzwolenia Kościoła.

Cenzura duchowna w sposób namacalny ograniczała obieg informacji w kraju, po części ona przyczyniła się chyba i do tego, że gdy na Zachodzie niepodzielnie królowała już masowa książka drukowana, polskie elity świeckie wracały do rękopisów, do prowadzenia prywatnych, odręcznych, jednoegzemplarzowych notatek w tak zwanych Silva rerum, szlacheckich księgach różności.

Tekst pochodzi z najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Dziesięcina. Prawdziwa historia kleru w dawnej Polsce (Wydawnictwo Poznańskie 2025).

Wprawdzie w ziemiańską swobodę pisania i publikowania kler nie był w stanie realnie ingerować, ale już masowy druk wymagał przecież zwykle współpracy z miejską drukarnią. A więc z ludźmi, którzy znacznie bardziej baczyli na dyktat władzy duchownej.

Niechciana mowa ojczysta

Swoją drogą, klerykalizacja oświaty sprawiała też, że w Polsce, dłużej i z o wiele większą determinacją niż w innych krajach, zwalczano używanie lokalnego języka na piśmie. Nawet gdy w XVI wieku szlachta zaczęła rozgłaszać, że nie jest gęśmi i ma własną mowę, to wysocy duchowni otwarcie załamywali ręce nad takim brakiem kultury.


Reklama


Gdy w roku 1555 jeden z biskupów napisał do prymasa Jakuba Uchańskiego list po polsku, ten ostro go zrugał, przypominając, że powinno się zawsze posługiwać tylko „językiem katolickim”, a więc łaciną. Inny hierarcha tej doby, biskup warmiński Stanisław Hozjusz, ubolewał, że użycie języka polskiego niepotrzebnie dopuszcza prostych ludzi do tajemnic wiary – bo w efekcie nawet rzemieślnicy i niewiasty zaczynają dyskutować o religii, treści Pisma Świętego.

Wreszcie, gdy po polsku wyszedł pierwszy katolicki katechizm – to było w roku 1566 – autor zastrzegł, że zniżył się do takiego przedsięwzięcia tylko z powodu konkurencji ze strony protestantów. „Gdyby nie było tego potrzeba dla jadu kacerskiego, nigdy bym ja tego nie uczynił” – zapewniał.

W tym czasie wciąż niemal cała oficjalna dokumentacja nad Wisłą, także świecka, była spisywana po łacinie. A w wieku kolejnym, gdy trudno było po staremu walczyć z samą obecnością polszczyzny na piśmie, wciąż za obowiązek uchodziło, by człowiek kulturalny przynajmniej równie dobrze znał łacinę. I żeby zarówno do mowy, jak i tekstów spisywanych po polsku na każdym kroku wplatał makaronizmy.

Usługi publiczne, usługi kościelne

Ogólnie rzecz biorąc, państwo średniowieczne czy nowożytne, aż do drugiej połowy XVIII stulecia, w ogóle nie zajmowało się sferą edukacji i kultury. No chyba, że za kulturę uznać na przykład wystrój i artystyczną oprawę siedzib królewskich.

Msza święta na XVI-wiecznym obrazie.
Msza święta na XVI-wiecznym obrazie.

Władcy nie organizowali szkół, mogli co najwyżej wspierać doraźnie inicjatywy podległe Kościołowi. I tak chociażby sławna królowa Jadwiga nie oddała klejnotów na uniwersytet królewski, ale właśnie kościelny. Tak samo nie istniała jakakolwiek publiczna służba zdrowia, system opieki.

Wszelkie szpitale, będące w istocie raczej przytułkami, powstawały jako instytucje kościelne, były zarządzane przez duchownych – choć środki na nie łożyli ludzie świeccy.


Reklama


Jeśli w szeroko rozumianej administracji diecezji i dóbr kościelnych w kraju w każdym momencie pracowały tysiące wykształconych duchownych, podczas gdy na rzecz państwa ledwie setki urzędników, i jeśli wyłącznie szkoły kościelne dostarczały na przykład wysoko wykwalifikowanych prawników, to było rzeczą na dobrą sprawę nieodzowną, by władcy obsadzali odpowiedzialne stołki na dworze, w kancelariach, właśnie duchownymi.

I by zdawali się na najlepiej wyedukowanych, a więc duchownych sekretarzy. Ówczesna władza zasadniczo nie mogła istnieć bez ludzi Kościoła. Ale w konsekwencji nie oczekiwano też, że ludzie ci będą poświęcać się sprawom wiary. A już na pewno nie tak widziano rolę członków episkopatu.

Książka dzięki której lepiej zrozumiesz dawną Polskę

Powyższy tekst pochodzi z najnowszej książki Kamila Janickiego pt. Dziesięcina. Prawdziwa historia kleru w dawnej Polsce (Wydawnictwo Poznańskie 2025).

Kup na Empik.com

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.