Ambroży Paré (1510–1590) nie był lekarzem. Nie miał wykształcenia, a brak znajomości łaciny uniemożliwiał mu dotarcie do wiedzy medycznej. Dlatego został chirurgiem. Jak się miało okazać – genialnym chirurgiem.
Paré zdobył kwalifikacje w paryskim cechu chirurgów św. Kosmy. Jako młody chirurg, bez większych szans na utrzymanie się w Paryżu, wyruszył z wojskiem. Wojsko angażowało chirurgów cywilnych i to właśnie najuboższych, trzeciorzędnych. Pierwszorzędni pilnowali swych interesów na miejscu.
Reklama
Chirurg na nowożytnym polu bitwy
Młodzi mogli się popisać w wojsku, zwłaszcza na pobojowiskach. Jak wyglądało pobojowisko w oczach chirurga, jakiej pomocy oczekiwano i jakiej udzielano opisuje Rafał J. Czerwiakowski. Najpierw słowo o chirurgach:
Już tam rzęsiste strzelb pioruny ustały, już mgły dymów ćmiące widok rzezi rozeszły się, a wyjaśnione powietrze, widzieć dozwala na miejscach gęstych szeregów, tu i ówdzie trupy przywalające konających i nie dobitych; oderwane ręce i nogi leżą poszarpane przed oczyma tych, których były częściami; jednych głuche jęki, drugich przerażające wrzaski, innych smutne stękania i prośby o dobicie, wskroś przenikając trętwią czułego widza.
Alić przybiegają zewsząd pocieszyciele ludzkości chirurdzy, a obejrzawszy się na wszystkie strony, aby rozeznać przy życiu pozostałych, rzucają się spieszno do wydobycia ich spod stosów plac bitwy zapełniających. Żadnej oni tam nie czynią różnicy pomiędzy współobywatelem a nieprzyjacielem, między możniejszym a ubogim, wszystkich ratują, bo wszyscy są ludzie i wszyscy cierpią, a oni bolejącej ludzkości służyć poświęcili się.
A co ma tu chirurg do zdziałania?
Reklama
Tu czas i obszerne ma pole chirurg pokazać użytek swej nauki, prędkie a przyzwoite jej przystosowanie, czułość swojego serca, przytomność umysłu i sprawność ręki, gdy mu przychodzi jednym krew upływającą zastanawiać, drugim dobywać z głębokich ran żelaza i ołowiu, innym składać pogruchotane kości, zszywać krwawymi szwy poszarpane żyjącego jeszcze ciała części, otwierać z gwałtowności wylewu humorów powstałe wzdęcia ciała, przeszkadzać puszczadłem śmiertelnemu krwi burzeniu i posilającymi ożywiać lekarstwy na pół już znikłe siły niedobitków i tym sposobem wracać dobrych obywateli ojczyźnie.
Człowiek niezwykłego talentu
I w takich to okolicznościach Paré zabłysnął niezwykłym talentem. Wystarczyło, by dopadł jeszcze żywego rannego, a wyprowadzał go z najcięższej sytuacji – tak z czasem o nim mówiono.
Trzeba sobie uświadomić rozległość ówczesnych ran. Dziś przyzwyczajeni jesteśmy do ran powierzchownych, gojących się pod byle jakim opatrunkiem, co najwyżej wymagających założenia doraźnie kilku szwów.
Ale rozległość i głębokość dawnych ran zadawanych różnorodną bronią: sieczną, kłującą, miażdżącą, powodowała dużo większe i dużo głębsze uszkodzenia tkanek i narządów, a zarazem stwarzała nieporównywalnie większe pole do manewru i popisu chirurga. Dziś wymagałyby one interwencji z wejściem w obręb klatki piersiowej czy jamy brzusznej, co naówczas przecież nie było możliwe.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wreszcie rany postrzałowe, które pojawiły się z rozwojem broni palnej. Paré skrzętnie notował obserwacje, a w 1545 roku wydał książkę: Metoda leczenia ran zadanych przez arkebuzy i inną broń palną. Później napisał po francusku jeszcze wiele podręczników.
Nowy sposób leczenia ran
Wybrał ten język nie tylko dlatego, że nie znał łaciny, ale by zawarte w nich rady mogły służyć chirurgom niższego rzędu, również pozbawionym znajomości łaciny, czyli pisał z myślą o człowieku potrzebującym pomocy. Czasem w medycynie o tym się zapomina.
Reklama
Wybitnym osiągnięciem Parégo stało się odkrycie, zresztą przez przypadek, nowego sposobu leczenia ran. Rany miażdżone, rany powstałe przy złamaniach otwartych, w wyniku pchnięcia szpadą czy rapierem, zadane grotem strzały i rany postrzałowe zalewano wrzącym olejem.
Wywoływało to zapalenie, obrzęk, ogromną bolesność i wreszcie długotrwałe ropienie. I o to chodziło. Ropienie wręcz prowokowano, bowiem ropa była czymś dobrym i chwalebnym (pus bonum et laudabile), z nią organizm pozbywał się niekorzystnych substancji i powracał do stanu eukrazji, czyli do zdrowia.
Rany postrzałowe wówczas zadawane były kulą, która miażdżyła tkanki miękkie i twarde, co prowadziło do rozległych zmian nekrotycznych i utrudniało gojenie. Wprowadzone później pociski uznano wręcz za „humanitarne”, nie powodowały bowiem tak rozległego zniszczenia tkanek.
Reformator chirurgii
Paré przeprowadził swoje obserwacje w 1537 roku. Po bitwie wszedł na plac boju z narzędziami i kociołkiem oleju. Tego dnia zapotrzebowanie było większe, niż się spodziewano. Zabrakło oleju. Paré przeżył niespokojną noc. Co będzie? Tego, co się stało, nie mógł przewidzieć: otóż niezaopatrzone wrzącym olejem rany goiły się nieporównywalnie lepiej. To było wspaniałe odkrycie. Ogłosił swe spostrzeżenie dopiero w 1545 roku.
Wtedy nie śpieszono się, nie walczono o priorytet. To był pierwszy z wielu kolejnych sukcesów lekarza, które zreformowały chirurgię i przyniosły mu miano „ojca nowoczesnej chirurgii”. Do bardzo istotnych osiągnięć należy odkrycie „na nowo” stosowania ligatury przy podwiązywaniu dużych tętnic po amputacjach. Umiejętność ta znana była starożytności, ale później o niej zapomniano.
Paré sam wpadł na pomysł chwytania kleszczami grubych tętnic, by następnie zakładać podwójną pętlę. Zastosował ją po raz pierwszy u pewnego wybitnego człowieka w czasie działań wojennych z dobrym skutkiem: ranny przeżył. Z umiejętnością opanowywania krwotoków drugi z bardzo istotnych czynników stojących na przeszkodzie rozwoju chirurgii został usunięty.
„Ich leczę po królewsku!”
Paré był pomysłodawcą wielu urządzeń umożliwiających przywrócenie inwalidom sprawności. Wymyślił m.in. sztuczne kończyny. W karierze zawodowej doszedł wysoko, był bowiem lekarzem kolejno czterech królów francuskich. Poza sprawnością chirurgiczną odznaczał się wyjątkowym wyczuciem wartości etycznych.
Kiedy leczył Karola IX, ten stwierdził, że spodziewa się być lepiej leczony niż ubodzy, szpitalni pacjenci Parégo. Lekarz bez wahania odpowiedział: „Ich leczę po królewsku!”. Był hugenotą. W noc św. Bartłomieja król uratował mu życie. Paré przypomniał wtedy królowi jego obietnice, że nie będzie zmuszany do powrotu do łona matki, uczestnictwa w bitwach, opuszczenia służby królewskiej i… chodzenia na mszę.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Zdzisława Gajdy pt. Historia medycyny dla każdego. Jej nowe wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa Fronda.