Amerykański desant na Iwo Jimie. Początek jednej z najważniejszych bitew na Pacyfiku oczami zwykłego żołnierza

Strona główna » II wojna światowa » Amerykański desant na Iwo Jimie. Początek jednej z najważniejszych bitew na Pacyfiku oczami zwykłego żołnierza

Trwająca od 19 lutego aż do 26 marca 1945 roku bitwa o Iwo Jimę na stałe zapisałe się historii piechoty morskiej Stanów Zjednoczonych. Położony między Marianami a Japonią wyspa miała ogromne znaczenie dla Tokio. Znajdowały się tam bowiem aż dwa lotniska oraz rozbudowana sieć tuneli. Dla Amerykanów oznaczało to niezwykle trudną przeprawę, ponieważ Japończycy nie zamierzali się poddawać. Tak początek walk o Iwo Jimę z perspektywy poległego tego dnia sierżanta Johna Basilone’a opisywał profesor Hugh Ambrose w książce pt. Pacyfik. Piekło było za oceanem.

Ranek dziewiętnastego lutego wstał pogodny i ciepły, zbyt wietrzny, żeby być upalnym. John Basilone i jego ludzie przeszli przez zwykłą rutynę, a ich transporter zjechał z pochylni [okrętu desantowego] LST około 9000 metrów od brzegu. Ponad nimi, wokół nich, przed nimi, rozgrywał się dramatyczny spektakl przemocy i potęgi.


Reklama


Desant na Plaży Czerwonej 2

Dobrnęli powoli na odległość 4000 metrów od brzegu. Stopniowo przybliżała się wulkaniczna wyspa. Ostrzał ustał o 8.00. Fala bombowców przeleciała nad Iwo Jimą, a tuż za nią niezliczone dziesiątki samolotów z lotniskowców. O 8.25 samoloty zniknęły i znowu zaczęły strzelać działa okrętowe.

Pięć minut później pierwsza fala amtraków ruszyła szeregiem w stronę brzegu. Za nią podążyła druga, później trzecia. W końcu rzut Johna wyrównał szereg i ruszył w stronę brzegu mniej więcej 300 metrów za pierwszym. Amtraki minęły linię pancerników, dostatecznie blisko, żeby czuć gorący podmuch przy każdej salwie.

Amerykańskie Amtraki podczas desantu na Iwo Jimę (domena publiczna).
Amerykańskie Amtraki podczas desantu na Iwo Jimę (domena publiczna).

Działa strzelały coraz szybciej i szybciej, dopóki nie umilkły tuż przed 9. Samoloty z lotniskowców wykonały kolejne podejście, przelatując nad wulkanem od południa z prędkością 250 kilometrów na godzinę, lecąc nisko i ostrzeliwując teren. Nad plażą wykwitł pomarańczowy spadochron flary. Pierwszy rzut wylądował. Amfibia Johna znajdowała się kilkaset metrów od brzegu, skalista wysepka Futatsu leżała na lewo od niej.

Jego LVT wypełzł z wody o 9.12. Zbiegając po rampie, John zauważył, że większość [gąsienicowych pojazdów amfibijnych] LVT (A) pierwszego rzutu kołysze się na skraju wody, choć miały posuwać się w głąb lądu i ostrzeliwać nieprzyjacielskie cele z dział 75 mm. Puste amtraki wracały w kierunku okrętów. John poczuł, jak jego stopy zapadają się w czarnym piasku. Niosąc karabin, dotarł do podnóża czarnej wydmy, jej grzbiet wznosił się pięć do sześciu metrów nad jego głową.

Próba opanowania chaosu

W zasięgu wzroku nie było żadnych drabin. Kopiąc obiema rękami i odpychając się mocno obiema nogami, ponieważ sypki piasek dawał słabe oparcie, dotarł na szczyt wzniesienia. Leżało tam sporo ludzi. Kiedy wystawił głowę ponad krawędź, zobaczył za skrawkiem otwartej plaży następny, mniejszy taras z czarnego piasku.

Część marines dotarła już do tego tarasu; część usiłowała się czołgać pomiędzy eksplodującymi pociskami z nieprzyjacielskich moździerzy, lecz około 70 procent nie ruszało się z miejsca. Odkryta czarna plaża nie zapewniała żadnej osłony przed nieprzyjacielskimi pociskami moździerzowymi.


Reklama


Kompania B wylądowała w sektorze Kompanii C. Oficerowie i podoficerowie z obu kompanii krzyczeli i bardzo się starali zebrać swoje plutony, podczas gdy ogromne pociski z dział okrętowych przelatywały nad ich głowami. Japońskie moździerze ostrzeliwały otwarty teren. Byli ranni. Na następnym tarasie ponad nim terkotał karabin maszynowy.

John miał zadbać o to, aby jego ludzie z Kompanii C podzielili się sprawnie na drużyny i sekcje ogniowe w punkcie zbornym. Strzelcy potrzebowali wsparcia broni ciężkiej. Keamiści potrzebowali transporterów z amunicją. Wszyscy spodziewali się, że będą walczyć obok ludzi, których znali i którym ufali. John musiał pomóc sekcjom ogniowym zorganizować się i ruszyć naprzód.

Tekst stanowi fragment książki Hugh Ambrose'a pt. Pacyfik. Piekło było za oceanem (Bellona 2023).
Tekst stanowi fragment książki Hugh Ambrose’a pt. Pacyfik. Piekło było za oceanem (Bellona 2024).

„Dalej, chłopaki, musimy zabrać te keamy”

Natężenie nieprzyjacielskiego ognia z moździerzy na Plaży Czerwonej 2 wzrosło gwałtownie o 9.35. Wszyscy marines zaczęli się okopywać. Wybierali garściami popiół, który osypywał się z powrotem. W hałasie nie było słychać krzyku z odległości dwóch metrów. Oficerowie Kompanii C, podobnie jak John, widzieli, że zbliża się kryzys. John krzyknął:

– Dalej, chłopaki, musimy zabrać te keamy z plaży!.

Wstał, dał ludziom obok siebie znak „za mną” i zaczął brnąć do przodu. Kilku marines ruszyło za nim. Torując sobie drogę wśród ludzi leżących na czarnym piasku, dotarł do kolejnego tarasu. Marines kulili się pod nieprzyjacielskim ogniem z karabinów maszynowych. John zorientował się, że dołączył do ludzi z pierwszego rzutu, ponieważ mieli twarze grubo posmarowane białym kremem, który chronił od poparzenia przez płonącą benzynę. Krem nadawał im upiorny wygląd.


Reklama


Wśród huku moździerzowych eksplozji nie było sensu krzyczeć na ludzi. John poderwał się i pobiegł przez taras do następnego występu. Ulokowała się tam sekcja karabinu maszynowego. Basilone poklepał kaemistę po hełmie, żeby zwrócić jego uwagę, a następnie pokazał mu szczelinę schronu 446 . Marine odwrócił się do niego. To był Chick Tatum, młody chłopak z Kompanii B, którego spotkał rok temu, pierwszego dnia po powrocie.

„Zajmijcie się tym celem!”

John kazał mu spojrzeć wzdłuż swojego wyciągniętego ramienia. Z wielkiego betonowego schronu na zboczu małego wzniesienia wyzierała lufa działa dużego kalibru, które ostrzeliwało brzeg na prawo od nich. John krzyknął mu prosto do ucha:

– Zajmijcie się tym celem!

John Basilone (domena publiczna).
John Basilone (domena publiczna).

Tatum ustawił trójnóg, a jego pomocnik wsunął bolec do otworu. Załadowali; Tatum odbezpieczył i nacisnął spust. Nic. Gdy otworzył zamek, zobaczył, że jest zapchany czarnym piaskiem. Tatum odczołgał się kawałek, żeby wyjąć z plecaka coś do przepchania i zaczął czyścić mechanizm szczoteczką do zębów. Basilone czekał. Tatum zamknął pokrywę, odciągnął rygiel i zaczął.

John spojrzał tam, gdzie trafiały pociski smugowe, i uświadomił sobie, że kąt jest zły. Otwór strzelniczy znajdował się na prawo od nich. Dał znak Tatumowi, żeby przeniósł ogień w prawo. Tatum i jego kolega chwycili kaem i przenieśli go mniej więcej 30 metrów dalej. Kiedy otworzyli ogień, ich pociski trafiły w cel. Przygwożdżeni Japończycy przestali strzelać.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Unieszkodliwienie japońskiego schronu

John posłał naprzód Pegga, eksperta od ładunków wybuchowych. Pod osłoną kul Tatuma Pegg dotarł w pobliże schronu i wrzucił do otworu strzelniczego worek wypełniony materiałem wybuchowym C-2 i czym prędzej odbiegł. Wszyscy się skulili. Kiedy nastąpił wybuch, przyszła kolej na miotacz ognia. Tatum wystrzelił kilka pocisków, żeby zapewnić mu osłonę. Żołnierz z miotaczem wsunął prądownicę do schronu i wypuścił kilka długich strumieni.

John wręczył Tatumowi swój karabin, zdjął Browning z trójnogu, chwycił go w ręce i skoczył naprzód. Dotarłszy na szczyt, zaczął strzelać do żołnierzy, którzy uciekali z płonącego schronu. Trzymając karabin maszynowy na biodrze, oddał długą serię do ośmiu lub dziewięciu Japończyków, na kilku z nich płonął napalm. Tatum, jego pomocnik i inni strzelcy, którzy dołączyli do Johna, zaczęli strzelać do leżących ciał. Basilone zamienił kaem na swój karabin i dał im znak, żeby podążali za nim.


Reklama


Lotnisko Motoyama nr 1

Zostawili za sobą czarny popiół i weszli w koszmarny krajobraz. Karłowate drzewa i zarośla zamieniły się w poczerniałe kikuty. Gruba trawa i poskręcane pnie wciąż płonęły napalmowym ogniem. Bomby zryły ziemię lejami i poszczerbiły niskie skalne ściany. Często przystawali, szukając schronów i ładunków wybuchowych. John przeprowadził ich przez kilkaset metrów od ostatniego tarasu do skraju lotniska, Motoyama nr 1.

Stroma skarpa na prawo od nich wyznaczała miejsce, gdzie kończył się pas startowy. Pobiegli wokół południowego końca pasa. Kiedy wspinali się na skarpę, obok nich eksplodowało kilka pocisków, wskoczyli więc w rozpadliny. Basilone wylądował w jednej z Tatumem, jego pomocnikiem i dwoma strzelcami. Przez chwilę łapali oddech.

Żołnierze 4 Dywizji Marines podczas desantu na Iwo Jimie 19 lutego 1945 roku (domena publiczna).
Żołnierze 4 Dywizji Marines podczas desantu na Iwo Jimie 19 lutego 1945 roku (domena publiczna).

Z jednej strony znajdowały się wraki samolotów i zabudowania zrytego lejami lotniska. Nad nimi, mniej więcej 1500 metrów w przeciwnym kierunku, wznosił się wulkan. Obejrzawszy się, obaczyli drogę, którą przebyli. Nie było tam nikogo. Tatum spojrzał na zegarek: „Jest 10.33. Wylądowaliśmy o 9.00. Jesteśmy na Iwo Jimie godzinę i trzydzieści trzy minuty”.

Ostrzał artyleryjski przybierał na sile. Brzmiało to tak, jakby dochodził częściowo z góry Suribachi, a częściowo z drugiej strony lotniska. Potem zaczęły ich ostrzeliwać działa okrętowe. Wydawało im się, że znaleźli się w samym środku tarczy strzelniczej. Kiedy dwaj marines chcieli się wycofać na plażę, John powstrzymał ich.

– Zajęliśmy ten teren i teraz go utrzymamy! Okopujcie się! Ja wracam po więcej ludzi! Zostańcie tutaj, choćby się waliło i paliło!.

Morderczy ogień zaporowy

Zbiegając w dół na plażę dwoma tarasami, John spostrzegł trzy czołgi, które próbowały wydostać się z tarasów i pól minowych. Czołgi przyciągały ogień jak magnes. Podczas szkolenia nauczono go podchodzić do czołgów od tyłu, chwytać za telefon i kierować nimi. John jednak stanął przed pierwszym czołgiem, żeby mogli go zobaczyć.


Reklama


Odsłaniając się, zdobył zaufanie podejrzliwych czołgistów, którzy stracili już czterech towarzyszy. Był całkowicie spokojny, kiedy wyprowadzał ich na twardy grunt 450 . Skierował czołgi w zarośla i pobiegł w stronę plaży. Setki marines patrzyły na niego ze zgrozą z lejów po pociskach.

Nieprzyjacielski ogień zaporowy na Plaży Czerwonej 2 stał się morderczy. Pociski ciężkiej artylerii rozrywały się w regularnych odstępach, przesuwając się w jednym kierunku równolegle do brzegu. W pewnym momencie eksplozje przenosiły się 30 metrów w stronę brzegu lub w przeciwną, a potem wracały. Strzelały moździerze. Każdy wiedział, że musi biec naprzód.

Japońskie lotniska na Iwo Jimie (domena publiczna).
Japońskie lotniska na Iwo Jimie (domena publiczna).

Ale biec do przodu i oczekiwać, że nie zostanie się trafionym, to zupełnie jak biec podczas ulewnego deszczu i oczekiwać, że się nie przemoknie. Miałki czarny piasek, który utrudniał poruszanie się, wciągał także ich ciała, i to było cudowne uczucie.

Cały pułk, który został dostarczony na brzeg przez transportery, wspomagane teraz przez barki desantowe, został przygwożdżony do ziemi. Nieprzyjacielskie działa zamieniły tyle barek w gejzery wody, drewna i metalu, że operacje desantowe wstrzymano. Liczba zabitych i rannych błyskawicznie rosła.


Reklama


„Uda nam się”

John zebrał trochę ludzi i ruszył w stronę lotniska, biegnąc od jednego leja do drugiego. Przedzierając się przez ostatni taras, natknął się na Clintona Wattersa i część jego drużyny. John wskoczył do leja po pocisku razem z kolegą. Watters stracił mnóstwo ludzi podczas forsowania plaży. Niektórzy zostali trafieni, inni wciąż próbowali wciągnąć na tarasy swoje karabiny maszynowe.

Obszar przed nimi, spokojny, kiedy John szedł tędy po raz pierwszy, drżał od ognia broni strzeleckiej. Wattersa zatrzymało dwóch Japończyków, rzucając granaty z okopów przed nim. John krzyknął:

– Chodźmy razem. Ty pójdziesz w tę stronę, a ja w tamtą. Uda nam się.

Tekst stanowi fragment książki Hugh Ambrose'a pt. Pacyfik. Piekło było za oceanem (Bellona 2023).
Tekst stanowi fragment książki Hugh Ambrose’a pt. Pacyfik. Piekło było za oceanem (Bellona 2024).

Nastąpiła eksplozja i Watters się skulił. John nie czekał. Zanim Watters go dogonił, wskoczył do nieprzyjacielskiego okopu i zaczął strzelać z karabinu. Kiedy zabili Japończyków, Watters usłyszał, jak John woła coś w rodzaju „zróbmy to…” i biegnie. Przez następne dwadzieścia minut każda skała wydawała się schronem.

„John dostał”.

Zanim Watters zrozumiał jego cel albo plan, John rzucał się do przodu, żeby to zrobić. Nie każdy sierżant zdecydowałby się osobiście poprowadzić atak zamiast nim kierować, lecz Basilone nawet się nie oglądał, żeby sprawdzić, czy za nim idą. Watters gonił Basilonego. Reszta drużyny podążała za nim.


Reklama


Kiedy przecinali równinę poznaczoną wypalonymi zaroślami i lejami w drodze do lotniska, ogień artyleryjski przybrał na sile. Japończycy ostrzeliwali ten obszar, żeby powstrzymać natarcie. Działa okrętowe przygotowywały lotnisko na przybycie marines. Samoloty z lotniskowców przelatywały z rykiem nad głowami, zrzucając zbiorniki z napalmem. Ogień z broni strzeleckiej dochodził ze wszystkich kierunków. Watters i Basilone oraz ich drużyna rozdzielili się.

John wciąż miał za sobą czterech podoficerów, kiedy zbliżał się do końca pasa startowego. Wskoczyli do jakiegoś okopu. Pocisk moździerzowy eksplodował w okopie z czterema podoficerami. Kompania C straciła większość swojego dowództwa. John poderwał się do biegu. Kule trafiły go w prawą pachwinę, w szyję i niemal całkowicie urwały mu lewą rękę.

Lena Basilone na zdjęciu wykonanym w grudniu 1945 roku (domena publiczna).
Lena Basilone na zdjęciu wykonanym w grudniu 1945 roku (domena publiczna).

John Basilone zginął niedaleko lotniska Motoyama nr 1. W huraganowym ogniu ludzie w pobliżu nie mogli nawet do niego dotrzeć. Wieść o jego śmierci jednak szybko się rozeszła. „John dostał”. Watters dowiedział się o tym, kiedy nieco później trafił do szpitala. Marynarz, który im to powiedział, nie znał Clinta ani jego relacji z Basilonem. Wszyscy znali Johna.

„Ogromnie współczuję chłopcom na Iwo”

Po drugiej stronie międzynarodowej linii zmiany daty 19 lutego Lena Basilone, kiedy gotowała w stołówce, przypadkiem zobaczyła gazetowy nagłówek. Obwieszczał on, że dziesięć tysięcy marines wylądowało na Iwo Jimie. Chociaż nigdy nie słyszała o tej wyspie, przeraziła się i rozlała rondel z gorącym tłuszczem, który trzymała w ręku. Z poparzonymi nogami zabrano ją do izby chorych.

„Ogromnie współczuję chłopcom na Iwo – napisał Eugene do rodziców 24 lutego – ponieważ doskonale wiem, co przeżywają”. Nie wdawał się w szczegóły.

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Hugh Ambrose’a pt. Pacyfik. Piekło było za oceanem. Jej nowa polska edycja ukazała się w 2024 roku nakładem wydawnictwa Bellona. Przekład: Władysław Jeżewski i Maciej Antosiewicz.

Wojna na Pacyfiku oczami pięciu żołnierzy

WIDEO: Wnętrze słowiańskiej chaty. Tak mieszkano ponad 1000 lat temu

Autor
Hugh Ambrose

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.