Tylko raz zdarzyło się, że najwyższe odznaczenie czerwonego imperium, tytuł Bohatera Związku Sowieckiego, przyznano Polce. Była to zarazem jedyna kobieta bez sowieckiego obywatelstwa, którą wyróżniono w taki sposób. Aniela Krzywoń z medalu nie miała okazji się ucieszyć. Jej rodziną nikt natomiast się nie przejmował. Z ich osobistej tragedii zrobiono propagandową hucpę.
Aniela Krzywoń nie zamierzała walczyć za Związek Sowiecki. Już prędzej stanęłaby chyba do boju przeciwko czerwonym.
Reklama
W 1940 roku, jako piętnastolatka, została wyrzucona z rodzinnego domu i deportowana na Syberię. Szansa na to, by wyrwać się z piekła pojawiła się dopiero po trzech latach. Wiosną 1943 roku Aniela Krzywoń zgłosiła się na ochotnika do żeńskiego oddziału ludowego Wojska Polskiego, formowanego pod komendą Zygmunta Berlinga.
Rzeźnia zamiast chrztu bojowego
Nie była jej dana długa służba. Pierwsza bitwa, do której rzucono Polaków – starcie pod Lenino stoczone w dniach 12-13 października 1943 roku – została koszmarnie zaplanowana i równie źle przeprowadzona.
Zamiast chrztu bojowego żołnierzy Berlinga czekała rzeźnia. Polska 1 Dywizja Piechoty straciła 1/4 składu osobowego.
Samochód w ogniu
19-letnia Aniela Krzywoń, jako członkini oddziału żeńskiego, tak zwanych Platerówek, nie brała udziału w walkach na pierwszej linii. Wraz z kilkoma innymi żołnierkami dostała rozkaz ochrony ciężarówki przewożącej dokumenty sztabowe oraz amunicję.
W pewnym momencie w auto, studebakera, uderzyła seria pocisków. Szofer zginął na miejscu, wóz zajął się ogniem. Aniela w pośpiechu próbowała wyciągnąć ze środka skrzynię z dokumentami. Zanim zdążyła, samochód wybuchł. Młoda kobieta spłonęła żywcem.
Reklama
Pod Lenino zginęło ponad 500 Polaków, przypadek Anieli szczególnie przypadł jednak do gustu sowieckim propagandystom. Jej tragiczną śmierć w płomieniach niemal natychmiast zaczęto przedstawiać jako akt najwyższego oddania stalinowskim władzom i heroizmu w służbie Związkowi Sowieckiemu.
Ulice, szkoły, parki… i puste obietnice dla rodziny
Aniela Krzywoń została pośmiertnie odznaczona Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, a także Złotą Gwiazdą Bohatera Związku Sowieckiego – a więc najwyższym tytułem honorowym w czerwonym imperium.
Jej imieniem nazwano ulice między innymi w Krakowie, Łodzi, Warszawie, Zabrzu, a też na obszarze Związku Sowieckiego. Została poza tym patronką licznych szkół, parków czy drużyn harcerskich. W Kańsku na Syberii oraz w ukraińskim Sadowie wzniesiono nawet jej pomniki.
O tym, jak kreowano polityczny mit poległej żołnierki opowiada Olga Wiechnik na kartach książki Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie. Najbardziej uderzają jednak wiadomości o tym, jak potraktowano rodzinę nowej komunistycznej heroiny.
Reklama
„Śmierć żadnego z nich nie była tak piękna”
Dla matki Anieli wojsko miało ciepłe słowa i niewiele ponadto. Nie pozwolono jej nawet wrócić z Syberii do kraju:
„Widzę Wasze łzy, Matko, gdy czytacie te słowa i sam z trudem powstrzymuję je, cisnące się pod powieki. Ale nie trzeba płakać”, napisze do pani Krzywonowej oficer Józef Sigalin, który po wojnie jako naczelny architekt odbudowywać będzie Warszawę, a teraz buduje legendę Anieli.
„Niejeden żołnierz w naszej kościuszkowskiej dywizji w tej bitwie zginął po bohatersku, śmierć żadnego z nich nie była tak piękna”, pisze.
Najwyraźniej piękne kobiety pięknie umierają, choćby ich zwęglone ciała straciły ludzki kształt. Swoją urodą dodają blasku najkrwawszej masakrze.
Oprócz kondolencji matka dostanie list z gratulacjami, obietnicą wsparcia finansowego i wiecznej pamięci. Ale matka Anieli Krzywoń, Bohaterki Związku Radzieckiego, nie przeżyje zesłania, umrze z głodu albo na tyfus, pamięć jej synów nie jest w tej kwestii zgodna.
Koń, krowa i dwie świnie
Dopiero po wojnie ojciec Anieli, Tadeusz Krzywoń, otrzymał za jej bohaterstwo konia, krowę oraz dwie świnie. Potem, przy okazji obchodów rocznicy bitwy pod Lenino, odebrał jeszcze dwa konie z wozem.
Reklama
Koleżanki Anieli z oddziału nie mogły liczyć nawet na tyle. Helena Figura, która wspólnie z nią ochraniała ciężarówkę, ale nie zginęła, lecz tylko została ciężko ranna, nie otrzymała żadnego medalu. Ponieważ zaś raniono ją w nogę, to wykreślono ją z szeregów oddziału.
„Dostała dziewięćdziesiąt trzy ruble, pięćset gramów chleba i nakaz powrotu na Syberię. Po sześciu tygodniach podróży, o kulach, bo zoperowana noga jest krótsza, sztywna w kolanie i wciąż boli, dociera do osady, z której wyruszyła w maju 1943 roku, żeby iść do polskiego wojska. Matka wita ją gotowaną pokrzywą” – pisze Olga Wiechnik w książce Platerówki? Boże broń!
Bibliografia
Artykuł powstał głównie na podstawie książki Olgi Wiechnik pt. Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie (Wydawnictwo Poznańskie 2023).